Rozdział 21

227 8 1
                                    

Zeszłam na dół, gdzie powitała mnie radosna mama.

— Skąd się wziął ten szeroki uśmiech? — Zapytałam, a ona zręcznie obróciła się w moją stronę.

— Nie chwaliłaś się, że masz chłopaka. — Spojrzała na mnie zaciekawionym wzrokiem.

Wiedziałam już, że przez najbliższy tydzień będzie mi to wypominać, a dla mnie to nie było wygodne. Prawdą było to, że byliśmy ze sobą blisko, ale ani ja, ani on, nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że moglibyśmy być kimś więcej niż dobrymi przyjaciółmi. On wiedział, że to nie ma sensu i ja to wiedziałam. A sytuacja, która wydarzyła się wczoraj, to zwykła chęć spróbowania czegoś nowego, a że Matczak był obok to akurat padło na niego. Nigdy nie byłam z kimś tak blisko.

No dobra. Jest jeden wyjątek.

Michał potrzebuje dziewczyny, która będzie się z nim szlajać po mieście i pić alkohol z jego kumplami.

Ja taka nie jestem. Nie będę. I nie chce być.

To do mnie totalnie nie pasuje. Wiem, że przez ostatni czas trochę dałam sobie luz, ale tylko na chwilę. Spróbowałam tego życia i już mi wystarczy. Wolę swój ciepły pokoik, w którym mogę poczuć się pewnie. Są to moje cztery ściany. Mam obok rodziców, którzy są przy mnie i nic mi więcej nie trzeba.

Chociaż. Nie powiem, czasem zdarza mi się pomyśleć, że chciałabym mieć chłopaka, aby go przytulić czy coś, ale znajdzie się jeszcze na to odpowiedni czas.

— Mamo... Ja i Michał nie jesteśmy razem i nie będziemy. — Starałam jej się wytłumaczyć, choć wiedziałam, że będzie ciężko.

— Mhm, wczorajsza sytuacja na pewno na to wskazuje.

— Mamo! Żałuję tego, gdybym mogła cofnąć czas nigdy by do tego nie doszło. — Skłamałam.

Szczerze, przez pół nocy leżałam w łóżku i przekręcałam się z boku na bok, nie mogąc o tym zapomnieć, te uczucia, które mi wtedy towarzyszyły... Coś niesamowitego.

— Ja wiem swoje. — Zachichotała pod nosem, a ja przewróciłam oczami.

Naprawdę nie miałam ochoty na rozmawianie teraz o Michale, czułam się zawstydzona.

Niedziele zwykle w domu były spokojne. Każdy odpoczywał po ciężkim tygodniu pracy, lub nauki, więc też postanowiłam zrobić sobie wolne od myślenia o maturze.

Weszłam do swojego pokoju, ubrałam jasne dżinsy i beżowy sweter, włosy związałam w wysokiego kucyka. Wzięłam smycz i udałam się z psiakiem do pobliskiego parku pobiegać. Nigdy nie ciągnęło mnie do sportu, chociaż czasem lubię się przebiec, aby się rozbudzić, a dzisiaj właśnie tego potrzebowałam.

Nie przemyślałam jednej, ważnej rzeczy. Założyłam dżinsy i bieganie w nich nie było najwygodniejsze.

Moja głowa zdecydowanie potrzebuje odpoczynku, zapominam o podstawowych rzeczach.

W dalszym ciągu zamiast biegania, postawiłam na wolny spacer.

Po drodze zobaczyłam mały market, a do mojego mózgu, przyszła głupia myśl.

Kupię sobie fajki.

Przywiązałam Marleya do jakiegoś trochę zardzewiałego słupka, a potem gdy już weszłam do sklepu, poprosiłam o czerwone Malboro

— Dowód poproszę. — Odezwał się Kasjer.

Na oko był sporo po czterdziestce i widać było po nim, że chyba się nie wyspał.

Problem był w tym, że nie wzięłam nic, co mogłoby potwierdzić mój wiek.

— Nie mam dowodu, nie może mi Pan ich sprzedać?

Piękna i Bestia ||| MataWhere stories live. Discover now