Rozdział 11

117 4 1
                                    



Po skończonej pracy, wyszłam przed szpital odpalając papierosa. Zauważyłam jak Tomek wychodzi za mną. Przewróciłam oczami i ponownie skupiłam się na paleniu.

- Wiesz, że palenie... - Wiedziałam co chciał powiedzieć, więc natychmiast mu przerwałam.

- Daruj sobie - zaciągnęłam się. - Powtarzasz się.

- Zły humorek? - Popatrzyłam na niego z góry do dołu i uznałam, że nie warto prowadzić z kimś takim rozmowę.

Odeszłam od niego i poszłam przed siebie.

Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam Krzysia, który siedząc w samochodzie, klikał coś na telefonie. Z uśmiechem na ustach podeszłam do niego i zapukałam w szybę auta.

Chłopak kiedy mnie ujrzał, wyszedł z samochodu i mocno mnie przytulił.

- Ktoś ma dzisiaj urodziny... - Powiedział śpiewającym głosem, a ja się zaśmiałam.

- Daj spokój, nie mam ochoty na żadne urodziny. - Szczepański podniósł brwi.

- No weź... Dwadzieścia cztery lata kończy się tylko raz w życiu! Idziemy na melanż! - Popatrzyłam na niego z politowaniem.

- Nie ma szans, Krzysiek. Jest środek tygodnia i idę jutro do pracy.

- O to akurat nie musisz się martwić - Zapewnił i otworzył mi tylne drzwi samochodu. - Ale za nim wsiądziesz mam jeszcze jedną sprawę.

- Jaką? - Zapytałam, ale po chwili chłopak założył mi jakąś szmatkę na oczy. - Krzysiek! co ty kombinujesz?

- Niedługo się dowiesz, wsiadaj.

Posłusznie wsiadłam do samochodu. Zadawałam szatynowi sporo pytań, ale na żadne mi nie odpowiadał.

- No powiedz gdzie jedziemy! - Powiedziałam głośniej.

Szczepański postanowił, że nie będzie słuchał mojego marudzenia i włączył muzykę, którą podgłośnił tak, aby mnie nie słyszeć.

- Ty bydlaku... - Jeknęłam, już więcej się nie odzywając.

Podróż trwała strasznie długo i męczyło mnie to, że nic nie widzę. W końcu usłyszałam jak ktoś otwiera przednie drzwi. Ktoś wsiadł.

Kto?

Nie musiałam się długo zastanawiać. Te perfumy poznam wszędzie.

Szczerze mówiąc nie miałam najmniejszej ochoty na imprezowanie. Wstałam dzisiaj lewą nogą i miałam dość gorzki humor. Nie chciałam tym popsuć nikomu dzisiejszego dnia.

Westchnęłam cicho i oparłam głowę o szybę. Mam nadzieję, że nie skończy się to źle.

Resztę drogi się nie odzywałam. Postanowiłam być grzeczną dziewczynką i słuchać się innych.

Jestem ciekawa co tym razem wymyślili. Chłopacy potrafią być naprawdę pomysłowi.

- Wysiadamy. - Mruknął Szczepan, po czym pomógł mi wyjść z auta.

Ktoś wziął mnie na ręce. A dokładniej tym kimś był, Michał.

Niósł mnie w stylu panny młodej, a ja byłam mu wdzięczna, że nie musiałam iść na ślepo.

- Gdzie idziemy? - Zapytałam.

- Zaraz zobaczysz, cierpliwości.

Przewróciłam oczami, jednak nikt tego nie zauważył, przez opaskę na oczach.

Piękna i Bestia ||| MataWhere stories live. Discover now