Rozdział 82

684 46 55
                                    

Ze snu wybudziło mnie światło słoneczne. Przewróciłam się na drugą stronę, dokładnie otulając się kołdrą, aż po głowę. Normalnie czułam ciepło i wygodę łóżka jak nigdy w życiu. W tym momencie dziękowałam Bogu, że mam takie szczęście, jak własne łóżko. Nie trwało to długo. Gdy myślałam o Ojcu tym w niebie, przypomniał mi się ten tu na ziemi i to, że o dziewiątej miałam być na stadionie.

- Ught...- warknęłam z twarzą w poduszce.

- Dlaczego ja?- zapytałam, siadając.

Odruchowo chciałam sięgnąć po telefon. Już od tygodnia go nie miałam.

- He, nie myślałam, że tak dobrze sobie z tym poradzę.- odparłam zadowolona.

Sięgnęłam po srebrny zegarek na rękę. Chwile pomrugałam, żeby zwiększyć ostrość.

- COOO!?- wydarłam się.

Cienkie wskazówki pokazywały, że jest równo dziewiąta zero zero.

Jak zawsze musiałam zaspać. Wszystko dlatego, że nie miałam telefonu, co stało na równi z brakiem budzika. Szybko próbowałam się ogarnąć, skacząc po pokoju, by nie nadepnąć na żadną z książek, które od wczoraj leżały rozłożone na dywanie. Zęby twarz, lekki makijaż.

Spojrzałam na zegarek. Czas przelatywał mi niczym piasek przez palce, a jeszcze nic dobrze nie skończyłam robić.

- Kurwa.- wyszeptałam, związując sobie włosy.

Było tak gorąco, że nawet nie śmiałam iść w rozpuszczonych.

- Nie no, kurwa. Jak ja wyglądam?- zapytałam zrozpaczona.

W roli ścisłości. Wyglądałam jak pół dupy zza krzaka, czyli bardzo źle.

Przebrałam się jeszcze raz w coś innego. Uznałam, że lepiej wyglądałam wcześniej, ale gdy się znowu przebrałam, przypomniało mi się, dlaczego postanowiłam zmienić ubrania.

Nie lubiłam mundurków szkolnych, ale teraz jakoś doceniłam te wygodę.

Właśnie! Może założę spódnice?

Założyłam spódnice. Nie czułam się wcale komfortowo, wiedząc, że przez kilka godzin będę otoczona przez graczy. Nie, żeby jakoś zwracali na to uwagę, ale ja zwracałam, to był wystarczający argument.

Znowu zmieniłam outfit. Nie pasowały do niego związane włosy.

Wzięłam głęboki wdech i wydech.

- Jestem kwiatem lotosu, wagonem pełnym tybetańskich mnichów...- mówiłam, udając przed samą sobą, że to mnie uspokaja.

Wyjrzałam jeszcze raz przez okno. Niektórzy ludzie chodzili w bluzach, inni nawet bez koszulki.

- Jebnę zaraz.-

Założyłam oversizowy biały męski T-shirt, który nie wiem do kogo i czy w ogóle do kogoś należał. Ja go na pewno nie kupowałam. Do tego ubrałam krótkie szare spodenki.

- Kurwa, wyglądam, jakbym nie miała spodni!-

Spojrzałam jeszcze raz na porozwalane ubrania po pokoju i w szafie. To był znak, że zmienił mi się gust. Trzeba iść na zakupy.

Zmieniłam spodenki na dresy.

- Chuj, dupa mi się spoci.-

Jestem Polakiem, nie dam rady funkcjonować w 35 stopniach!

Spojrzałam jeszcze raz na swoje odbicie.

- Czemu wyglądam jak menel!?-

Zawsze jak się śpieszę, to nigdy nie wiem, w co się ubrać.

Córka Trenera || Supa Strikas Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz