Rozdział 36

945 56 42
                                    

Kiedy byłam już przy chałupie, skumałam, że nie mam kluczy.

- Pięknie Aria. Gratulacje.- skomentowałam.

W żadnym wypadku nie opłacało mi się już wracać na stadion. Postanowiłam użyć starych sprawdzonych metod wchodzenia. Wdrapałam się na ogrodzenie i zeskoczyłam po drugiej stronę. Tam Azor przywitał mnie, głośno szczekając.

- Cicho siedź.- mruknęłam, próbując uciszyć psa, żeby później pół dzielnicy się nie czepiało.

Rzecz jasna w magicznej dziupli, jak na złość nie było zapasowego zestawu kluczy.

- Szlag.- mruknęłam, patrząc na drzewo.

Westchnęłam tylko i zaczęłam się po nim wdrapywać jak za starych dobrych lat. Mogłam się tylko cieszyć, że znowu zapomniałam zamknąć drzwi od balkonu. Szczęśliwy traf normalnie.

Zaczęłam szukać kluczy po pokoju. Nie było ich nigdzie. Gdy już przetrzepałam i wywaliłam do góry nogami całe pomieszczenie, stanęłam zrezygnowana i strzeliłam sobie porządne face palm. Przecież zostały w szkolnej szafce razem ze szkolną bluzą.

- Kurwa mać!- wrzasnęłam.

Zeszłam na dół, by obczaić sytuację. Drzwi były zamknięte tylko na górę, dzięki czemu bez problemu je otworzyłam. Przy nich czuwał ciekawski czworonóg, który do mnie podszedł.

- Głodny jesteś?- zapytałam retorycznie.

Zwierzak jakby mnie zrozumiał i zrobił się żywszy na te słowa. Poszłam do altany po metalową misę, uzupełniłam jej zawartość i odstawiłam na miejsce. Przy okazji w oczy rzucił mi się brudny i wyblakły obrus.

Naprawie wszystkie swoje błędy. Będę dobrą córką i to wypiorę. Naturalnie nie oczekiwałam, że ten czyn zmyje wszystkie moje grzechy, ale raczej więcej problemów mi nie przysporzy. Jakże się myliłam.

- To ona! Wynosi obrus z altany! Złodziejka jedna! Degenerat!- usłyszałam krzyk starszej kobiety, za moimi plecami.

Spojrzałam na brudny materiał. Ale, że od razu degenerat?

Nie wiedziałam, co się dzieje. Powoli odwróciłam się w stronę wrzasków jakiejś emerytki. Omal nie wywaliłam się do tyłu, gdy na MOIM trawniku zobaczyłam dwójkę policjantów. Właśnie pomiędzy nimi stała babcia lat może z 60.

Pierwsza myśl była jasna. Jak to cholerstwo się tu dostało? Nie możliwe było, żeby kobieta w podeszłym wieku przeskoczyła dwumetrowe ogrodzenie... dobra, może i była taka możliwość, ale na pewno nie dla niej.

- Eee... dzień dobry, mogę w czymś pomóc?- zapytałam bliska zawału.

- Starszy aspirant Williams i posterunkowy White.- powiedział, pokazując legitymacje z odznaką.

- Dostaliśmy zgłoszenie o włamaniu na teren tego domu od właśnie tej pani.- powiadomił mnie policjant.

- W takim razie muszę państwa rozczarować. Nie było tu żadnego włamania.- odparłam lekko trzęsącym się głosem, który raczej dodatkowo wplątywał w wątpliwości funkcjonariuszy.

Policjanci spojrzeli się po sobie, po czym się krótko zaśmiali, następnie już mniej zadowoleni przerzucili wzrok na mnie.

Mój instynkt mówił jedno "nogi za pas i to w tej chwili". Nie mogłam jednak tego zrobić, a to dlatego, że nie byłam dosłownie niczemu winna i nie było sensu utwierdzać ich w przekonaniu, że jest inaczej.

- Zgłoszenie obejmuję młodą dziewczynę w czarnych włosach i jasnoniebieskiej bluzie. Cytując: "przeskoczyła przez ogrodzenie. Pies podniósł alarm, po czym został uciszony. Włamywacz wszedł na górę po pniu drzewa i włamał się do domu przez balkon".- przeczytał z notatnika starszy aspirant.

Córka Trenera || Supa Strikas Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz