Rozdział 17

2.2K 108 14
                                    

*
* * * 2 dni później * * *
*

Wparowałam do domu... to znaczy willi Skarry. Nazywajmy rzeczy po imieniu. W środku był chlew, jakby mieszkały tu świnie. Nic niespodziewanego. Szybkim i zdenerwowanym krokiem kierowałam się w stronę salonu. Jedyne co było słychać to włączony telewizor i moje stukające o podłogę obcasy. Godzina 21.00, na zewnątrz już zaczęło się ściemniać. Kiedy znalazłam się w pomieszczeniu, moje porównanie co do świń nie było błędne. Na podłodze leżeli, zalani w trupa zawodnicy United. Wystrój domu sugerował, że było świętowane coś dużego. Wyjęłam klucze z torebki i wrzuciłam je do metalowego zlewu kuchennego. Wszyscy jak jeden mąż odwrócili się w moją stronę.

- Do prawdy, wyglądacie żałośnie.- powiedziałam z pełną pogardą w głosie.

- To tylko ty, już się wystraszyłem, że to Vincent.- rzekł z ulgą Skarra.

- Musimy porozmawiać. Poważnie porozmawiać. Teraz.- powiedziałam mało przyjemnym głosem, naciskając mocno na ostatni wyraz.

- Teraz to mi się nie chce.-

Widziałam w blasku telewizora, że schyla się po butelkę Martini.

- Może trochę ochłoniesz i się napijesz?- zapytał, tak jakby wiedział, że nie odmówię.

Spojrzałam na niego niepewnie, ten tylko pokiwał trunkiem na lewo i prawo. Podeszłam bliżej, chwyciłam za szyjkę butelki i wróciłam na poprzednie miejsce. Popatrzyłam na niego. Obserwował uważnie, każdy mój ruch. Teraz już to poczułam. On mnie nie kocha i nigdy nie kochał. Rzuciłam z całej siły litrową butlą w ścianę po mojej prawej stronie.

- Pojebało?!- krzyknął na mnie, przez co delikatnie się wzdrygnęłam.

- Musimy porozmawiać...-

- Nie będę z tobą teraz rozmawiać. Chcesz gadać, przyjdź jutro, dziś nie mam głowy do twoich humorów.- odparł zirytowany.

- O błagam, nie to trudno, mi tylko zależało na tym, byś miał szanse się z tego wyplątać, ale w takim razie szkoda mojego czasu. To koniec Skarra. Zrywam z tobą.- mówiłam, a głos pod koniec delikatnie mi zadrżał.

Nic nie powiedział. Patrzył się tylko w moją stronę w osłupieniu.

- Chwila. Co? Dlaczego?- powiedział dość zdziwiony.

- Jeszcze pytasz? Przecież i tak byłam dla zwykłą zabawką. Chciałeś tylko jakąś głupią taktykę na mecz. Niestety zmarnowałeś czas i swoja godność, bo jak widzisz, nie dostaniesz jej.-

- Nie no, serio? Ty o tym wiedziałaś? Przez ile czasu grałem idiotę.- rzekł zażenowany.

- Jeśli nazywasz tak zaangażowanie do "naszego związku", to mam kolejny powód, dla którego musimy się rozejść.-

- Myślisz, że robisz mi, jakąkolwiek litość, że ze mną jesteś? To ty powinnaś to czuć, w końcu to ja umawiałem się z tobą, zwykłą szarą sprzątaczką.- rzekł dumnie. W tym momencie zaczęłam udawać zakrztuszenie ze śmiechu.

- Przepraszam, co tam szepczesz? Bo nie dosłyszałam.- odpowiedziałam z uśmiechem. Skarra się tylko na mnie dziwnie spojrzał.

- Gdzie niby pracuję?- zapytałam ponownie.

- Sprzątasz u Trenera, więc rusz swoją dupę i tu ogarnij.- rzekł Snake, a reszta się cicho zaśmiała i zaczęła gratulować mu dobrego żartu.

- Tam, gdzie się mieszka, należy sprzątać, to zasada, której wy jeszcze najwyraźniej nie poznaliście, a Trener nie jest moim pracodawcą, tylko ojcem.- wszyscy przenieśli na mnie swoje spojrzenie.

- Uuu... Przeleciałem córkę naszego najgorszego rywala.- powiedział Skarra, rozkładając ręce na bok, a siedzący obok niego zawodnicy przybili mu piątkę.

- Tak Skarra, gratulacje.- rzekłam, powoli klaszcząc.

- Zbadaj się lepiej na HIV i kiłę, bo mogłeś się zarazić... A i bym prawie zapomniała.- wyjęłam z torebki przedmiot i rzuciłam do chłopaka.

- Co to?- spytał.

- Test ciążowy. Pozytywny. Jestem w ciąży. Przygotuj się na wysokie alimenty i dożywotni zakaz zbliżania się do naszego syna.- powiedziałam i wyjęłam zdjęcia USG.

- To jego jedyny wizerunek, jaki masz prawo zachować.- położyłam mu to przed nosem na stole.

- Jest jeszcze jedna rzecz, którą muszę ci powiedzieć. Nie wchodź mi w drogę i nie zbliżaj się do nikogo ze Strikes'ów, a ni mojego ojca, jedyny wyjątek to ten na boisku, a i tak jak coś im zrobisz, masz zagwarantowaną ostrą przejażdżkę ryjem po rozgrzanym asfalcie.- syknęłam, wychodząc.

*
*
*

Szkoda to wcale nie musiało się tak kończyć. Kto wie, może kiedyś Skarra wydorośleje. Zastanawiając się tak, weszłam do klubu Luźny Joe. Od razu podeszłam do baru, gdzie siedział Shaker z Joe i dosiadłam się obok.

- I jak? Po sprawie?- zapytał Shaker.

- Tak.-

- Zrobiłaś, jak mówiłem?-

- Tak.-

- No widzisz, da się z nim porozmawiać zwyczajnie, nie szantażując i nie wymyślając żadnych bzdur i bez spisków.- mówił zadowolony.

- Taaa... Jasne...- powiedziałam dość niewinnie.

Chłopak tylko oparł swoje czoło o dłoń. Po czym jęknął zrezygnowany.

- Co mu nagadałaś?-

Opowiedziałam wszystko, pomijając fakt o chorobach wenerycznych, żeby nie było przypału.

- Skąd wzięłaś pozytywny test ciążowy i zdjęcia USG?-

- Shaker, Shaker, od czego jest internet, tam kupisz wszystko.- odpowiedziałam rozbawiona, zabierając torebkę z blatu i powolnym krokiem pełnym satysfakcji szłam do wyjścia.

- Przebiegła jest.-

- Bardzo.- usłyszałam ostatnie słowa chłopaków.

*
*
*

Wróciłam do domu. Azor już szczęśliwie szczekał. Drugie co rzuciło mi się w oczy to wymienione dachówki.

- No nareszcie, dożyłam tego momentu.- powiedziałam do siebie, głaszcząc psa za uchem. Czułam się tak lekko. Wszystko zaczęło się powoli układać.

Zero obowiązków.

Zero zobowiązań.

Jestem wolna w każdym calu. Weszłam do środka, gdzie przywitał mnie głos ojca.

- Aria.- zawołał mnie z salonu.

- Tak tato?- powiedziałam, wchodząc do salonu. Byłam bardzo w dobrym humorze.

- Twoje wakacje kończą się akurat kilka dni po finale Superligi. Zatem zapisałem cię do szkoły.-

- Jakiej?- zapytałam zdziwiona.

- Liceum, tylko musisz mi powiedzieć, do jakiej klasy idziesz.-

- Drugiej.- odparłam, a całe uczucie wolności wyfrunęło ze mnie tak szybko, jak przyleciało.

- Cudownie, masz jeszcze jeden tydzień wolnego.-

Cudownie?! O ty sadysto. Jak to cudownie.?! Stałam osłupiona.

- Szykuj się już powoli.- rzekł, klepiąc mnie po ramieniu.

Córka Trenera || Supa Strikas Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz