Pov:Lloyd'a
Biegnąc w pewnym momencie potknąłem się o coś i upadłem. Spojrzałem na bruneta,który obrócił się w moją stronę.
-Lloyd wstawaj...-powiedział,mimo tego że czuł iż coś jest nie tak.
Upadłem na rękę,która wcześniej miała ledwo zasklepione rany po cięciu. Wiedziałem,że jak wstanę zobaczy rękaw we krwi.
-Lloyd dalej!-podszedł i złapał mnie za ramię.-Za chwilę tutaj umrzemy.-spojrzał mi w oczy.
Wstałem szybko i specjalnie nie zwracając uwagi na rękę,spojrzałem o co się przewróciłem. Była to żyłka.
-Już jest po nas Kai...-powiedziałem ciszej patrząc na powód przez który tak stwierdziłem.
-Co ale...-przerwał mu głośny dźwięk gazu,który wydobywał się ze szpar pod sufitem.
-Mam jeszcze jedną opcję chodź!-na szybko wymyśliłem plan i pobiegłem z chłopakiem schodami do góry.Wróciliśmy do miejsca w którym byliśmy wcześniej. Czekali tam na nas już strażnicy.
-Walczymy?-spytałem szeptem bruneta.
-Oczywiście,że tak. Nawet jakbyśmy nie mieli szans,a tutaj może mamy...z 15 procent.
I w tym momencie rzucili się na nas i rozpoczęła się nasza walka o przetrwanie. Nie obyło się bez rozlewu krwi.
Pojedynek trawał już dłuższą chwilę.Zauważyłem,że brunet coraz bardziej nie daje rady. W pewnym momencie po prostu zasłabł i upadł.Pov:Kai'a
Zatrzymałem miecz przeciwnika swoim i w pewnym momencie zrobiło mi się ciemno przed oczami i czułem jak upadam na ziemię.
Nagle ujrzałem Nya'ie z moim przyjacielem z dzieciństwa-Shiro. Po chwili zobaczyłem jak na statek przylatuje blondynka na fioletowym smoku. Nie okłamując,smok wydawał się inny niż dotąd. W pewnym momencie podszedł do niej Shiro i ją pocałował oraz się przytulili. Przetarłem oczy niedowierzając. Coś musi być nie tak, przecież oni się nie znają!
Weszli w głąb statku. Oczywiście udałem się za nimi. Zauważyłem jak blondynka chowa nasze zdjęcie,które było na moim stoliku nocnym,do pudełka i je zakleja,po czym używając mocy ognia je spala. Chciałem podejść albo coś powiedzieć,ale teraz nie mogłem się ruszyć.Po kilku sekundach obraz zmienił się i poczułem jak leżę na czymś miękkim. Wstałem do pozycji siedzącej i rozejrzałem się dookoła. Było pełno kwiatów,wyglądało to dosłownie jak łąka,ale nie było trawy tylko same kwiaty. Nic wokół nie było tylko to. Przejechałem ręką po podłożu i poczułem piasek. Wziąłem kryszywo w dłoń. Dosłownie piasek z plaży na którym rosły kwiaty. To jakiś absurd! Spojrzałem w górę. Niebo wyglądało jak kosmos.
Położyłem się z powrotem próbując zasnąć albo cokolwiek. Nie chcę tu zostać!
W pewnym momencie nade mną stanęła postać i podała mi rękę. Nie widziałem jej twarzy,ani nic ponieważ tak jakoś dziwnie cień padał. Zdążyłem zauważyć,że ma długie białe włosy za kolana. Złapałem jej dłoń i wstałem stając twarzą w twarz.
-Gdzie jestem?-spytałem.
-Tam gdzie większość dusz,bez miłości.-odpowiedziała kobiecym głosem.
-Co,przecież to niemożliwe.-parsknąłem,ale dopiero po kilku sekundach zdałem sobie sprawę co jest grane.- Chwila,to ja nie żyję?!-chciałem ją złapać za kołnierz,ale jakaś niewidzialna tarcza była i się od niej odbiłem.
-A jak myślisz?
-No nie wiem! Błagam powiedz coś!-zaczynałem wariować.
-Twoja dusza nie ma w sobie ani grama miłości, dlatego tu jesteś.
-Co?! Przecież...przecież ja naprawdę kogoś kochałem!
-Jedyne co kochałeś to wypełnianie swojego planu zemsty za to co ci zrobiono.-powiedziała tak oschle,że powiał chłodny wiatr.
-Nie było czegoś takiego! Co ty za głupoty pleciesz?!-krzyknąłem.
-Kai,tutaj nic się nie ukryje. Przyznaj się.
-Dobra może i kiedyś było,....ale teraz jest inaczej! Naprawdę ja ją kocham,nie chcę się na niej mścić! Zrozumiałem wreszcie co to znaczy miłość!
-Mam tobie wierzyć?-parsknęła śmiechem.
-Co ja mam zrobić żebyś mi naprawdę uwierzyła?!-uklękłem na kolanach przed nią.
-Wrócisz do życia,pokaż na co cię stać w miłości. Nie twórz zemst,które chcesz wykonać pod pretekstem miłości. Dzisiaj nie zostaniesz tutaj,ale za dwa lata i tak tu wrócisz.-oznajmiła.
-Co jak za dwa lata?!-zaczął rozmywać mi się obraz.-Jak za dwa lata?!-krzycząc myślałem,że mnie usłyszy.Otwarłem oczy i znajdowałem się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Przede mną siedział Lloyd.
-Gdzie my do kur...-zacząłem. Blondyn rzucił się na mnie i zakrył moje usta dłonią.
-Cicho bądź.Ani słowa,bo będzie po nas.-wyszeptał wprost do mojego ucha. Ja przełknąłem głośno ślinę i pokiwałem głową.-Haha,grzeczny chłopiec.-stwierdził cicho.
-Dlaczego my tu siedzimy?-wyszeptałem.
-Straciłeś przytomność podczas walki. Większość pokonałem. Pozbierałem cię i znalazłem to miejsce przy okazji. Pewnie już nas szukają,ale wątpię żeby tutaj zajrzeli.-gdy uzyskałem tą informację zaczęło mi się wszystko przypominać. Złapałem się za głowę.
-Zostało mi 2 lata inaczej tam wrócę.-pamiętałem to jak przez mgłę.
-Co jakie dwa lata? O czym ty gadasz?-przyglądał mi się blondyn.
-Na znalezienie miłości...
-Co,a to moja siostra nie jest?...-zaczął.
-Nie,nie wiem!...-przerwałem.
-Kuźwa Kai ciszej bądź.-ponaglił mnie młodszy.
-Wybacz...,ale to było jakieś dziwne.Leżałem na łące pełnej kwiatów w nicości...
-Hm...-zaczął się zastanawiac.- nigdy nie słyszałem o takiej "krainie nicości".-zrobił cudzysłów palcami.- Moja siostra też pewnie nie. Moim zdaniem to z przemęczenia.-stwierdził.-Czekaj to ty kochasz Age czy nie?-spytał po chwili.
-W sensie...jesteśmy bliskimi przyjaciółmi.
-Kai nie udawaj. Odpowiedz mi tak czy nie.
Zastanowiłem się kilka sekund,bo jednak to jej bart.
-Tak...-odpowiedziałem.
-No widzisz,czyli znalazłeś miłość.-uspokajał mnie.
CZYTASZ
Ninjago: You got me.
FanfictionCzasami życie nie jest takie proste a szczególnie ,gdy jesteś ninja. Czasami chodzi o życie,żeby przetrwać podczas walki, przyjaciół, świat, rodzinę i miłość. Czasami, gdy nie dajemy już rady chcemy, by wszystko się skończyło, żeby śmierć była na wy...