Rozdział 47 - Bogdan, ale ja nie mam chłopaka

147 20 96
                                    

- Jula! Boże, co jej się stało... - zamarł Martin.

Nie słyszałam, co odparł Jan, bo znalazłam się w krainie nieprzytomności.















Tak szybko, jak otworzyłam oczy, tak szybko je zamknęłam.

Kurwa, ale tu było biało. I dlaczego tak bardzo bolała mnie głowa?

- ...mnie nawet! W dupie to mam! Nie będę grać jutro koncertu, skoro ona leży w śpiączce!
Przełóż!
Na kiedy?! Kurwa, gdybym wiedział, to bym ci powiedział, ale nie jestem pierdoloną wróżką, żeby przewidzieć, kiedy ona się obudzi!
No to odwołaj!
W chuju to mam, grajcie beze mnie! - próbował drzeć się po cichu jakiś mężczyzna.

Mówił on w dziwnym języku... Mój mózg podpowiadał mi, że to język słoweński. Ale skąd ja niby wiem, że to słoweński?! I tak większości z tego nie zrozumiałam, ale byłam ciekawa, kto to mówi i o co tutaj chodzi.

Jeszcze raz otworzyłam oczy i starałam się przetrwać ten biało wstręt. Rozejrzałam się po pokoju.




Kurwa, byłam w szpitalu. Ale dlaczego? Za nic nie mogłam sobie przypomnieć, dlaczego tu jestem i jak się tu znalazłam.

Mój wzrok powędrował w stronę okna, przy którym stał mężczyzna trzymający w ręku telefon.

Hmmm... Ale co tu robi jakiś obcy mężczyzna gadający po słoweńsku?

Chciałam się go o to zapytać, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu, więc odchrząknęłam.

Mężczyzna chyba to usłyszał, bo od razu się rozłączył.





Odwrócił się w moją stronę i się uśmiechnął. Naprawdę miał bardzo ładny uśmiech. Ładniejszego chyba nigdy nie widziałam. Uśmiechał się tak, że biło od niego światło i rozpromieniał całą przestrzeń wokół niego.

Szedł w moją stronę, szczerząc się do mnie, po czym usiadł po lewej stronie mojego łóżka.

- Skarbie, obudziłaś się w końcu! Nie wiesz nawet, jak bardzo się martwiłem! Cały czas czuwałem obok, spać nie mogłem! - wziął moją dłoń w swoją. Był to miły, ciepły i coś mi się zdawało, że znajomy dotyk, ale mimo to, wyciągnęłam rękę z uścisku.

- Przepraszam bardzo, ale kim pan jest? - zadałam pytanie, które dręczyło mnie od początku.

- Oj Julcia, nawet sobie tak nie żartuj. - roześmiał się szatyn.

Apropo, to miał bardzo ładne, dłuższe, brązowe włosy. Aż chciałam w nie włożyć palce i sprawdzić, jak bardzo miękkie są.

- Przepraszam, ale skąd zna pan moje imię? Pan mnie skądś zna, bo ja pana nie kojarzę? - próbowałam wysilić mózg, żeby przypomnieć sobie twarz, która była przede mną. Jednak nic nie przychodziło mi do głowy.

- To już nie jest śmieszne. - tym razem brzmiał bardziej poważnie.

- Nikt się nie śmieje. Czy mógłby pan odpowiedzieć na moje pytania? A jeśli pan nie chce, to proszę wyjść. - odparłam sucho.

- O Boże, ty mnie naprawdę nie pamiętasz! Jula, to ja, Bojan, twój chłopak! - ten Bogdan bardzo się zmartwił.

- Przepraszam cię Bogdan, ale ja nie mam chłopaka, to jakaś pomyłka. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- Kochanie, jestem Bojan! Bojan Cvjetićanin! Ty jesteś miłością mojego życia, a ja twoją! - Bojan próbował mi coś wytłumaczyć.

- Dobrze Bojan, starczy tych bajek. Możesz przyprowadzić kogoś mi znajomego? Moją rodzinę? Przyjaciółki? Dasz radę? - ładnie poprosiłam nieznajomego.

My Idol - Bojan CvjetićaninOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz