Rozdział 10 part 1 - Walka

2.7K 131 5
                                    

Max POV:

Jeśli się nie przemienię to mnie zabiją. Nie mam innego wyjścia muszę to zrobić.........Kiedy poczułem przyrost siły, co oznaczało, że zaraz się przemienię, zobaczyłem trzy czarne punkty. Chwilę potem po moich napastnikach nie było śladu. Natychmiast zatrzymałem przemianę ( tylko nieliczni to potrafią ) i wstałem z ziemi. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to trzy czarne wilki, które walczyły z rudymi. Rozpoznałem w nich Liama i Harrego - mojego najlepszego kumpla, tego trzeciego nie znałem, ale walka szła mu całkiem nieźle. Pięć minut później wszystko było skończone. Krew wrogów płynęła strużkami w rożne strony. Jeden z nich miał przegryzioną krtań, natomiast drugi rozszarpany brzuch. Moi wybawcy spojrzeli na mnie, a następnie zniknęli tak szybko jak się pojawili. Przypomniałem sobie, że zanim doszło do ataku, byłem z Laurą. Rozejrzałem się wokoło. Stała jakieś cztery metry ode mnie z otwartą buzią i  patrzyła się na zwłoki naszych oprawców. Podszedłem do niej i spytałem się:

- Wszystko w porządku? Stało ci się coś?

-......

- Halo, Laura! Słyszysz mnie?

Spojrzała na mnie wystraszonym wzrokiem, a po chwili złapała mnie w talii i przytuliła się do mnie. Szczerze to nie za bardzo wiedziałem co mam robić, bo zwykle nie przytulam dziewczyn, tylko się z nimi pieprzę. Po jakiejś minucie spostrzegłem, że zaczęła się trząść. Objąłem ją ramionami i wtuliłem w siebie. Poczekałem aż się uspokoiła, po czym odsunąłem trochę od siebie tak, aby móc spojrzeć jej w oczy, a następnie powiedziałem:

- Powinniśmy iść, zaraz zrobi się ciemno.

Skinęła głową. Złapałem ją za rękę i skierowaliśmy się w stronę mojego domu.

   Laura POV:

To miał być zwykły spacer! A tu co? Pojawia się Max i nagle z krzaków wyskakują dwa wilki, a potem rzucają się na niego, a właściwie na nas ale nim zdążyłam cokolwiek zrobić, chłopak odepchnął mnie i sam przyjął atak tych dwóch bestii. Nie powiem, zaimponował mi tym. Kiedy walczył strasznie się o niego bałam. Nie wiem jakim cudem udało mu się uniknąć pazurów i kłów tych wilków. Gdyby nie pojawiła się pomoc, zginąłby. Tylko dlaczego te wilki pomogły chłopakowi, a nie swojej rasie? Dziwne. Cóż teraz się nie będę nad tym zastanawiać. Muszę podziękować mojemu wybawcy, bo gdyby nie on zostałabym przekąską tych potworów. 

Max POV:

Doszliśmy do celu. Otworzyłem drzwi. Weszliśmy do przedpokoju, a następnie do salonu. Laura usiadła na kanapie i zamyśliła się. Widziałem, że nadal jest przestraszona. Podszedłem do niej i przytuliłem. Dziwne. Jest chyba pierwszą osobą, którą chciałby ciągle przytulać:

- Nie bój się. Tutaj jesteś bezpieczna.

Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Boże, jaki ona ma piękny uśmiech. Chwila, stop o czym ja myślę? 

- Dziękuje- powiedziała ledwo słyszalnym szeptem- Muszę wracać do domu. - Podniosła się i skierowała się w kierunku drzwi. Nie pozwolę jej odejść. W lesie nie jest bezpiecznie, a poza tym czułem dziwną potrzebę posiadania jej przy sobie. 

Wstałem i poszedłem za nią. Ponownie złapałem ją za rękę. Poczułem dziwne mrowienie, ale nie przejąłem się tym:

- Nigdzie nie idziesz, na dworze nie jest bezpiecznie, prześpisz się tutaj, a rano zawiozę cię do domu.

- Nie mogę zostać.

- Czemu?

- Mamai babcia będą się o mnie martwić.

- Zadzwoń do nich i powiedz gdzie jesteś. 

Patrzyłem na nią i modliłem się żeby zgodziła się zostać. Po chwili odpowiedziała:

- W porządku, ale nie licz na to, że będziemy spać w jednym łóżku.

Zaśmiałem się na jej słowa, po czym znowu ją przytuliłem. 

Laura POV:

Gdy stałam wtulona w Maxa czułam, że jestem bezpieczna. Po tym jak zaproponował mi żebym została, ulżyło mi. Bałam się, a chodzenie po lesie w nocy wcale nie pomagało. Odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam na niego. Mój uśmiech momentalnie zbladł. Był cały poobijany, a na policzku miał szramę z której sączyła się krew. Czemu wcześniej tego nie zauważyłam? Max zobaczył moją miną i popatrzył na mnie pytającym wzrokiem:

- Musisz opatrzyć te rany.- powiedziałam stanowczo.

- Nie trzeba. Samo się zagoi. 

- Chyba sobie żartujesz. Idź po apteczkę, jeśli ty nie chcesz, to ja to zrobię. - powiedziałam hardo.

Po chwili Max poszedł do kuchni i wrócił z tym po co kazałam mu iść. Poszliśmy do salonu. Ułożył się na kanapie. Zaczęłam od rany na policzku. Gdy ją przemywałam syknął z bólu, ale nic nie powiedział. Następnie wysmarowałam mu całą twarz i klatkę piersiową maścią na siniaki. Gdy zdjął koszulkę, aby mi to ułatwić, zamarłam. Trzeba przyznać, że rzeźbę to on ma. Szybko otrząsnęłam się i wróciłam do poprzedniej czynności. Gdy skończyłam usłyszałam trzask dochodzący z przedpokoju. Po chwili w pokoju pojawił się Liam. Trzeba przyznać, że zastał nas w dziwnej pozycji. Max leży na kanapie, ( bez koszulki )a ja pochylam się nad nim. Już miałam coś  powiedzieć, ale powstrzymałam się, gdy Liam odwrócił się i wyszedł. Sekundę później nie było po nim śladu. Spojrzałam na Maxa, ale on tylko wzruszył ramionami.  

Cześć wszystkim:) Rozdział miał być jutro, albo w czwartek, ale chciałam pokazać jak bardzo was kocham i wstawiam dzisiaj;) Liczę, że w zamian zostawicie gwiazdki i komentarze:) Rozdział ten będzie miał dwie części. Następną w stawię w piątek, albo w sobotę. Do zobaczenia w następnym rozdziale.

Zmieniłeś mnie ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz