--MELANIE--
Patrzę niepewnie na średniej wielkości dom rodzinny Hemmingsów i wypuszczam powietrze z ust. Przestępuję z nogi na nogę, zastanawiając się, czy podjęłam dobrą decyzję przychodząc tutaj. Ostatecznie kończę z telefonem w dłoni, nerwowo wystukując krótką wiadomość do blondyna.
melanie: jestem przed twoim domem. mógłbyś po mnie wyjść?
Nie dostaję odpowiedzi przez kolejne pięć minut i, szczerze mówiąc, zaczynam się odrobinę niecierpliwić. Blondyn nie odpisuje mi, a ja podejmuję decyzję o odejściu spod jego domu w chwili, gdy drzwi otwierają się i ukazuje się w nich postać Luke'a.
Dzieli nas dość spora odległość, jednak jestem w stanie zauważyć uśmiech ulgi na jego zmęczonej twarzy. Zbiega po schodkach, dodam tylko, że ma na stopach jedynie białe skarpetki, i rusza w moją stronę.
- Melanie! - Krzyczy, ja natomiast dyskretnie wycieram spocone dłonie o czarne rurki, idealnie dopasowane do moich nóg. W tym czasie blondyn pokonuje dzielącą nas odległość i staje przede mną z rozłożonymi ramionami, tak, bym mogła go przytulić. Nie robię tego jednak, a Luke opuszcza dłonie zrezygnowany. Zapada między nami krępująca cisza, którą kończy dopiero szczekanie psa. Luke wyrywa się z transu i zadaje mi niepewnie pytanie: - Wejdziesz do środka? Jestem tylko ja i Jack...No, jest jeszcze Molly, ale ona jest niegroźna. To jak?
Waham się przez kilka sekund, tylko po to, aby w końcu pójść za chłopakiem do jego domu.
~~~
- Molly!
Widok bezbronnego blondyna, leżącego na podłodze w objęciach Molly sprawił, że śmieję się od dobrych dziesięciu minut. Łzy same torują sobie drogę w dół, po moich zaczerwienionych policzkach, a ja nie mam już nawet ochoty na ocieranie ich.
- Nie śmiej się, Mel! Jack! Ta bestia mnie atakuje! - Łapię się za brzuch, z całych sił starając się uspokoić. Nie pomaga mi w tym nawet starszy brat Luke'a, który przybywa na ratunek blondynowi. - Cholera, pomóżcie!
- No, Luke, będziesz mógł się pochwalić w szkole, że pies cię przelizał. - Jack parska śmiechem i staje obok mnie, ledwo wytrzymującej z powodu bólu brzucha. - Dobra, Melanie chyba nam zaraz zejdzie z powodu ataku śmiechu. - Chłopak klepie mnie po ramieniu, po czym podchodzi do dwójki leżącej na podłodze i zdejmuje suczkę z Luke'a. - Wdech i wydech, kochana! Wdech i wydech, to ci pomoże.
Robię tak, jak mówi Jack i faktycznie, ta metoda pomaga.
Starszy Hemmings opuszcza pokój z Molly idącą przy jego nodze. Powiadamia nas jeszcze, że zabiera ją na krótki spacer, aby mogła odetchnąć i że mamy być w tym czasie grzeczni.
- Idź już, Jack!
~~~
- Czyli między nami ok? - Pyta i posyła mi spojrzenie pełne nadziei. Potakuję twierdząco głową, a na jego twarzy mimowolnie pojawia się szeroki uśmiech, który odwzajemniam.
Nadal jest odrobinę niezręcznie, szczególnie dlatego, że nie poruszyliśmy tematu naszego pocałunku, lecz oboje uznaliśmy, iż nie jest to najlepszy dzień na tego typu rozmowę.
- Muszę się już powoli zbierać, Tom będzie się martwił. - Wzdycham ciężko i podnoszę się z wygodnego łóżka blondyna, z jego ust w tym samym momencie wydobywa się cichy jęk.
- Protestuję! - Przewracam oczami, gdy widzę, jak wysuwa dolną wargę do przodu, starając się zrobić minę zbitego szczeniaczka.
- Luke...
- Dobra, dobra. Mogę cię chociaż odwieźć? - Unosi brew w górę, a ja niestety muszę mu odmówić. - Ok, skoro ja nie mogę, to może Jack? Do niego Tom chyba nic nie ma i nie uzna tego za coś podejrzanego, co?
Zgadzam się, nie wiedząc, że to będzie najbardziej niezręczna jazda w moim życiu.
~~~
bu
komentarze i gwiazdki mile widziane x
YOU ARE READING
ʟᴇᴛ's ɢᴇᴛ ᴀ ᴘᴇɴɢᴜɪɴ // ʟᴜᴋᴇ ʜᴇᴍᴍɪɴɢs
Fanfictionhemmo96: hej jestem luke hemmo96: zaadoptujmy pingwina queen123: spadaj stąd idioto hemmo96: :(