#6

386 12 5
                                    

Usiadłam na siedzeniu pasażera z przodu samochodu. Skończyłam już pracę i kierowałam się w nieznane.

- Ile będziemy jechać - zapytałam kiedy wyjechaliśmy z miasta.

- Półtorej godziny, może dwie.

- A powiesz mi wreszcie, gdzie?

- Do Krakowa. Od dawna mieliśmy się tam wybrać, pamiętasz?

Pocałowałam go w policzek. Wiedział, przecież że kocham tam być. Nie umiem tego uzasadnić, po prostu to moje ulubione polskie miasto. Uciekałam tam od moich problemów. Po skończeniu liceum, wyprowadzeniu się z domu dziecka i zamieszkaniu w akademiku pojechałam tam na moją pierwszą wycieczkę. Nawet nie macie pojęcia jakie szczęście czułam gdy wyjechałam z 'rodzinnego' miasta po raz pierwszy. Miałam wtedy 19 lat.

- O czym tak myślisz - przerwano mi przywoływanie wspomnień.

- Czy jednorożce istnieją - zawsze mu to wystarczało. Mówiłam tak kiedy nie chciałam ciągnąć dalej rozmowy. Podgłośniłam radio słysząc piosenkę 'Paradise' zespołu Coldplay. Patrzyłam co dzieje się za szybą.

- Coś się stało? Madziu, przecież widzę, że jesteś smutna - nie mógł znieść ciszy jaka panowała po zakończeniu utworu.

- Nie jestem smutna, tylko wspominam zamieszchłe czasy - uśmiechnęłam się lekko tłumacząc mu moje zachowanie.

- Cieszę się, bo dziś będzie wyjątkowy dzień - położył jedną dłoń na mojej nodze.

- Głodna jestem.

- Hot dogi na stacji benzynowej?

- Idealnie.

Po godzinie 17 spacerowaliśmy po mieście. Chłopak kupił mi watę cukrową którą razem zjadaliśmy, co chwilę zapewniając o naszej miłości. Wystąpiliśmy też do jakiejś kawiarni na kawę i ciastko. Czas mijał bardzo przyjemnie, a co najważniejsze nie musieliśmy uważać, żeby nie spotkać uczniów, bo zostawiliśmy ich ponad 100 kilometrów za nami.

***
Usiadłam na trawie i patrzyłam w Wisłę. Właśnie zachodziło słońce. Zimny wiatr uderzył w moją twarz. Oparłam głowę na ramieniu Adama, a on włożył palce w moję włosy i zaczął się nimi bawić. Niezwykła atmosfera towarzyszyła mi w tej chwili. Miałam wszystko o czym można marzyć, a jednocześnie tak niewiele. To dziwne, że tak mało potrzeba do szczęścia.

- Kocham cię - szepnęłam, chociaż wiedziałam, że moich uczyć nie da się opisać słowami. Jestem uzależniona od niego. Splątałam nasze palce. Jeszcze chwilę siedzieliśmy w milczeniu – Zimno mi – powiedziałam w końcu.

– Chodź – pociągnął mnie za rękę – Idziemy do restauracji.

My nie szliśmy. Prawie biegliśmy. Po jakimś czasie wprowadził mnie do winiarni. Zajęliśmy wolny stolik, a po chwili podszedł kelner i przyjął zamówienie.

– Kocham cię najmocniej na świecie – złączył nasze usta.

Na małym, drewnianym stoliczku leżały nasze dłonie splecione ze sobą.
Przed godziną 1 wyruszyliśmy na nocny spacer uliczkami Krakowa. Nawet nie wiem kiedy, znaleźliśmy się na rynku głównym. Było tam mało ludzi, właściwie garstka.

— Zamknij oczy — zwrócił się do mnie.

— Po co?

— Po prostu zamknij — spełniłam jego prośbę — Wtedy, kiedy cię poznałem — zaczął — nie było żadnych znaków. Ziemia nie zatrzęsła się, nie było fajerwerków, grzmotów, czy uginających się nóg. Wiedziałam jednak, że to ty. To zadziwiające jak coś bardzo nas do siebie ciągnęło. Wyobraź to sobie. Najpierw przypadkowe skrzyżowanie się naszych wzroków, potem potarcie palca przy podawaniu kartek, aż w końcu wzięcie pod ramię, mocne przytulenie i pocałunek. Wiesz, że cię kocham i  gwarantuję, że przed nami trudne chwile, gwarantuję, że kiedyś oboje, lub jedno z nas będzie chciało odejść. Ale gwarantuję też, że jeśli tego nie zrobię, będę żałował do końca życia, ponieważ wiem, że jesteś dla mnie stworzona – otworzyłam oczy. Przede mną klęczał Adam – Wyjdziesz za mnie?

Po policzkach zaczęły spływać mi łzy szczęścia rozmazujące mój makijaż, do tego zaczęło kropić.

– Tak – wyszeptałam – Kocham cię!

Nałożył mi na palec piękny, złoty pierścionek z małym, okrągłym brylantem. Był prześliczny, klasyczny. Po prostu typowy pierścionek zaręczynowy. Nigdy nawet nie wyobrażałam sobie czegoś tak pięknego.
Powiesiłam mu się na szyi, a on położył swoje dłonie na moich plecach. Złączyliśmy nasze usta w pocałunek. Nasz pierwszy pocałunek jako narzeczeni. Jestem niezmiernie szczęśliwa z tego powodu. Bo nazywanie go moim chłopakiem, w moim przekonaniu, brzmi jak gimnazjalna para, która i tak rozstanie się po góra miesiącu, a narzeczony to coś więcej. To osoba, z którą dziele większe uczucie, którą kocham ponad życie i jestem pewna, że razem przetrwamy wszystko. Usłyszałam Hejnał Mariacki i puściłam się z uścisku, dalej jednak trzymając jego dłoń. Wpatrywałam się w wieże. To jest najważniejszy dzień w moim krótkim życiu. Poszliśmy do pobliskiego motelu gdzie wcześniej zostawiliśmy samochód i nasze rzeczy. Rzuciłam się na łóżko. Byłam padnięta. Po chwili zasnęłam. Dzisiejsze emocje wykończyły mnie kompletnie.

Na moim profilu jest ważna informacja. Wydaje mi się, że powinniście to wiedzieć, bo dotyczy to tej książki. Pozdrawiam.

NauczycielkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz