#22

218 10 2
                                    

Kilka tygodni później.

Wychodziliśmy ze szkoły. Czułam się w jego towarzystwie już lepiej, swobodniej. Jutro miał być ostatni dzień w pracy przed świętami. Było trochę śniegu. Zrobiłam śnieżkę i rzuciłam w plecy Adama, czym zapoczątkowałam bitwę.

- O, nie ładne!

Po jakimś czasie chciałam skończyć. Było mi zimno, ale on złapał mnie i chciał mi wytrzeć go we włosy.

- Proszę! Adam, nie ma tak! Będę chora! Puść mnie!

- Nie!

Byłam jeszcze bardziej mokra, ale bawiłam się świetnie. Cieszyłam się tym dniem, tak po prostu.

- Przyjdziesz do mnie na wigilię klasową?

- No oczywiście. Zjem wam wszystkie ciasta.

- Właśnie, upieczesz mi coś?

- Ale co, kocie? - przygryzłam wargę.

- Coś kalorycznego z czekoladą.

Kiedy on robił ciasto ja siedziałam na kuchennym blacie i rozmawiałam o prezentach dla jego rodziny. Dla jego mamy kupiliśmy książkę, dla taty butelkę ulubionego alkoholu, dla cioci płytę z ulubionym filmem, dla wujka kolejną flaszkę, dla ich rocznej córki pluszowego misia, tylko dla Patrycji nic nie mieliśmy.

- Może po prostu słodycze?

- Ja nie mam pomysłu. Ty znasz ją dłużej.

- Ale ty jesteś kobietą.

- To kup jej szpilki. Każda kobieta lubi buty - pokazałam mu język, moja szafa z butami jest dość skromna, więc zawsze narzekam, że nie mam czego założyć.

***

Wieczorem zrobiłam test ciążowy. Wynik negatywny. Wiedziałam. Nie było sensu go robić. Tak bardzo chciałabym mieć dziecko. Schowałam go do kieszeni spodni, żeby Adam nie widział. Poszłam pod prysznic [Ad.1]. Ogarnij się kobieto! Nie pokazuj nikomu jak bardzo ci źle! Wszedł do łazienki.

- A ty co? Zapomniałeś jak się puka? - zapytałam uśmiechając się nie szczerze od ucha do ucha.

- Miałem nadzieję, że mi przypomnisz - powiedział to w taki sposób, że od razu zaczęłam się śmiać.

- To co? Mam ci dać korepetycje?

- Poproszę.

- No to choć tu do mnie.

***


- Chyba trochę przesadziłam - uśmiechnęłam się lekko widząc malinke na szyi wystającą z pod koszuli.

- Kosmici mnie porwali i zrobili siniaka.

- Na pewno wszyscy w to uwierzą.

Po chwili jechaliśmy już do szkoły. Dzisiaj mieliśmy po dwie lekcje i wigilię klasową. Nienawidziłam jej strasznie. Ta sztuczna atmosfera świąt. Wszyscy na pewno woleliby siedzieć przed telewizorem, a nie gadać ze starą nauczycielką, której i tak nie lubią.

- Magda, mam sprawę - powiedziała Iga niezwykle smutnym głosem, co u niej było rzadkością. Odciągnęła mnie na bok - Igor przywiezie Aleksa za godzinę, nie mam co z im zrobić, mogę ci go zostawić na wigilii?

- No pewnie, ale coś się stało? Jesteś jakaś taka smutna.

- Mój mąż się stał. Zresztą szkoda gadać.

- Może jednak chcesz pogadać?

- Nie ma o czym. Ten idiota ma jakieś poronione pomysły. Doprowadza mnie do szału.

- Ej, poronione pomysły to ich specjalność. Kto chciał uratować rybę przed utonięciem?

- Ale Adam był wtedy pijany.

- To go nie tłumaczy.

Musiałam siedzieć z bandą debili i udawać, że czuje ten "magiczny klimat". Aleks miał chyba gorszy dzień (tak jak jego mama) i ciągle płakał i męczył mnie. Ciągle spokojna próbowałam go ogarnąć. Wzięłam go na ręce i podeszłam do okna, żeby obserwował śnieg, albo szkolne boisko. Trochę opanował się. Naszczęście. Przytuliłam go do piersi i wróciłam do stołu. Zjadłam jeszcze kawałek makowca i udawałam jaki to mam dobry humor.

- Gdzie mama? Ja chcę do mamy! -znowu zaczął płakać. Dałam go Adamowi, a ten zaśpiewał kołysankę czym zwrócił uwagę uczennic. Do sali wszedł Hubert przebrany za Mikołaja z talerzem ze słodyczami.

- Wesołych świąt! - krzyknął.

Syn przyjaciółki ucieszył się gdy go zobaczył i przyszedł do niego. Chłopak poczęstował go ciastkami.

- Widziałeś panią Igę?

- Jest u dyrektora.

W tym roku nawet zaśpiewaliśmy kolędę. Było inaczej. Bardziej rodzinnie. Życzyliśmy sobie wesołych świąt i opowiadaliśmy o planach na te kilka wolnych dni.

– Kto pana tak pobił? – zapytała Wiktoria patrząc na malinkę chłopaka.

– Przemoc w rodzinie, żona mnie bije.

– A zasłużył pan? – coś odpowiedział, ale reszta klasy zagłuszyła go śmiechem.
W pokoju nauczycielskim czekaliśmy dalej na przyjaciółkę. Dopiero po pół godzinie zjawiła się biorąc śpiące dziecko i wychodząc bez słowa. To było dziwne, nawet bardzo.

- Jedziemy na łyżwy? - zapytał chłopak jakby nigdy nic.

- Dobrze - odpowiedziałam niepewnie, zmieszana nietypowym zachowaniem przyjaciółki.

***

- Łap mnie! - krzyknęłam chwilę przed upadkiem na zimny lód.

- Potłukłaś się?

- Trochę - pomógł mi wstać.

Było wyjątkowo nie dużo ludzi. Jeździliśmy między nimi świetnie się bawiąc. W pewnym momencie zaczęliśmy się ścigać, kiedy nie mogłam go wyprzedzić potknęłam się i znowu wywaliłam, tym razem robiąc większy hałas. Ludzie patrzyli się na mnie zdziwieni, jakby myśląc "taka mała a taki głośno upada?". Szybko zebraliśmy się, bo byłam już bardzo zmęczona. Wypiliśmy jeszcze gorącą czekoladę i weszliśmy do samochodu.

- Już nie mogę doczekać się świąt. Tak bardzo cieszę się, że będziemy razem. My i tylko my.

I tego się bałam. Tylko my.

[Ad.1] Kiedyś pisałam, że mają wannę, ale czy nie można mieć i tego i tego?

Ja wiem, że to trochę nie te święta, ale cóż.

NauczycielkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz