#28

225 10 2
                                    

Szliśmy jedną z ulic Barcelony. Adam trzymał mnie swoją ciepłą, dużą dłonią. Czułam się cudownie. W Polsce było około dwóch stopni, a tu około szesnastu. Kocham kiedy jest tak ciepło. Szliśmy do Katedry św. Euradii. Było około godziny szesnastej, a nie mieliśmy nic w planach na resztę dnia.

– Pójdziemy zobaczyć zachód słońca w morzu?

– Dlaczego każdej kobiecie tak bardzo podoba się zachód słońca?

– Bo to jest piękne. Słońce oświetla różowe chmury i niebo. A kiedy to wszystko zatapia się w morzu wygląda jeszcze lepiej. Nie da się tego opisać.

– To nie jest nic niezwykłego, przecież dzieje się codziennie.

– Faceci nie mają poczucia piękna. Jak to możliwe, że widzisz coś niesamowitego w obrazach Picass'a, a nie widzisz niezwykłości zachodu słońca?

– Kobiety są dziwne.

– To, że ich nie rozumiesz nie znaczy, że są dziwne. To pójdziemy?

– Pójdziemy. Moja ukochana musi wspominać to jak najlepiej.

Cieszyłam się, że możemy odpocząć od tego wszystkiego. Od sprawdzianów, kartkówek, wywiadówek, plotek i problemów z klasą. Możemy być tylko we dwoje. Możemy kochać się dzień i noc z przerwami na oddech. Możemy robić to co tylko chcemy. We dwoje.

***

Leżeliśmy na rozłożonym kocu na jednej z plaż. Było mi trochę zimno. Siedziałam w bluzie Adama i objęta jego ramieniem. Niebo było ślicznie różowe, a czerwone słońce podświetlało chmury. Czułam się niesamowicie, bo to jest naprawdę zapierający dech w piersiach widok, a mój chłopak niewidzi w tym nic nadzwyczajnego.

– Muszę ci coś wyznać –  szepnęłam.

– Coś się stało?! – jego zdziwienia i przestraszenia nie dało się ukryć.

– Nic. To znaczy... no bo... Ja cię kocham ponad życie, mój najprzystojniejszy mężczyzno świata.

– Moja głupiutka żono, nie strasz mnie! – pocałował mnie w czoło, poczym potargał włosy ręka.

– No jeszcze nie żono – machnęłam mu ręka przed twarzą pokazując brak obrączki.

– Ale już niedługo.

– Ej, zróbmy ślub w pierwszą rocznicę oświadczyn.

– W Krakowie.

– Kto stąd przyjedzie ci do Krakowa?

– Myślę, że z Barcelony nikogo nie zapraszamy.

– Nie łap mnie za słówka! W tak razie kto z Kielc przyjedzie do Krakowa na nasz ślub?

– Moi rodzice.

– To będzie najlepsza impreza ever! – pocałowałam go.

Zrobiliśmy sobie zdjęcie na tle zachodzącego słońca i poszliśmy do jakiejś restauracji. Zamówiłam "najbezpieczniejsze", a jednocześnie moje ulubione danie, czyli spaghetti, a on jak zawsze coś dziwnego. Minął mi całkiem spokojny i udany wieczór. W nocy kiedy Adam już spał, ja siedziałam na parapeciel, przy uchylonym oknie oglądając gwiazdy. Było to moim lekarstwem na smutne, stresująca dni. Chodź ten do takich nie należał, czułam wewnętrzny niepokój. Zupełnie nie widziałam czemu. I patrzyłam w gwieździste niebo i na księżyc w pełni. To zawsze mnie uspokaja, no bo niebo zawsze jest. Po wybuchu bomby atomowej też. Gdy wszystko się wali niebo zawsze jest na swoim miejscu. Czasem piękne, po prostu niebieskie, czasem pojawi się kilka chmurek, a czasem zasłaniają one cały widok, czasem jest całe wysypisko gwiazd, czasem tylko kilka, a kiedy indziej widać tylko księżyc oświetlający chmury. I to jest piękne, że zawsze jest inny, a przecież podczas największego szczęścia patrzymy do góry z wielkim uśmiechem. Trochę przerażającym jest to, że ludzie nie widzą w tym nic nadzwyczajnego, a to jest właśnie piękne. Po prostu zwykłe niebo, które przecież widzimy codziennie i wydaje nam się, że po tylu latach życia wiemy o nim wszystko, a to jest tak bardzo niepojęte i pod względem tej niepojętości przerażające. Usłyszałam pstryknięcie aparatu i mimowolnie odwróciłam się.

– Masz śliczne zdjęcie – szepnął ukochany.

– Czemu nie śpisz? – też szepnęłam zdezorientowana.

– Bo ciebie nie ma obok mojego boku i nie ma mnie kto przytulać.

– Wiesz, tak bardzo cię kocham, a tak bardzo nie umiem tego pokazać – rzuciłam mu się w ramiona.

– Pokazujesz to codziennie, takimi zwykłymi, drobnymi czynami. Tak po prostu. I kocham cię za to codziennie coraz bardziej, codziennie zakochuje się od nowa.

***

Narzeczony jeszcze smacznie spał, ja wstałam i na nagie ciało założyłam jego koszule. Wytarłam łzy z policzków, odgarnęłam włosy z twarzy i próbowałam uspokoić się, żeby moim szlochem nikogo nie obudzić. Cichym krokiem powędrowałam do łazienki, gdzie zamknęłam się. Po dziesięciu latach od najgorszych czasów mojego życia mój koszmar jakby posunął się dalej. Ukazała się jego dalsza część, zupełnie niespodziewanie. Nikt tym razem mi nie przerwał, nie obudził mnie tylko to trwało dalej.

Jak zawsze siedziałam w moim małym pokoiku. Nagle wpadł on. Zamknął drzwi na klucz, który nie mam pojęcia skąd miał.

– Czemu mi wczoraj uciekłaś? – zapytał mój ukochany psychopata zbliżających się do mnie niebezpieczne.

– Ty byłeś pijany, myślałam, że mogę – wyszeptałam cicho, ciągle się jąkając.

– Miałaś mi coś dać – uśmiechnął się, trzymając przed sobą mały, ale ostry nóż. Podeszedł i rozerwał moją bluzkę – Myślałem, że są większe – po raz pierwszy opanował mnie tak wielki strach. Nie mogłam nie powiedzieć, a nawet się ruszyć. Przycisnął mnie do ściany. Od dzisiaj będziesz tylko moja i będziesz wstawała codziennie tylko, żeby mi służyć. Ostrzem przejechał mi delikatnie po szyji.

– Pomocy! – Chciałam krzyknąć ale on mnie przydusił.

– Jesteś taka nieposłuszna? Może po tym będziesz – wziął szklaną butelkę leżącą na ziemi i walnął mnie nią. Chciał uderzyć w głowę, ale udało mi się ruszyć i trafił w ramię. Szkło rozwaliło się na milion kawałków.  – A teraz pozwól, że z innego miejsca poleci ci krew – Zamknęłam oczy i pozwoliłam, żeby zrobił ze mną co tylko chce. Moje serce jeszcze nigdy tak szybko nie waliło. Bałam się. Zaczął się rozbierać. Strach paraliżował mnie coraz bardziej. Nie mogłam się ruszyć ani wydusić z siebie cokolwiek. Osoba, którą kocham całym sercem tak bardzo chcę mnie skrzywdzić – Aniołku, bądź grzeczna.

Tak bardzo mocno płakałam. Moje uczucia z przed tylu lat nagle wróciły i teraz już nie wiem co czuję. Czy rzeczywiście kocham Adasia, czy jednak dalej mojego oprawce Artura, o którym ciągle śnie? Moja pani psycholog po próbie samobójczej mówiła, że to tak zwany syndrom sztokholmski, że zakochałam się w człowieku, który pragnął mojego upadku. Mojej psychicznej i fizycznej porażki. Załamania. Naszczęście nie doszło do tragedii. Nie doszło do gwałtu, nie doszło do mojej śmierci. Dalej żyje i ( jak do niedawna myślałam) trzymam się dobrze. Moje demony przeszłości znów opanowały mój umysł. Powinnam iść do psychologa i na poważnie zająć się moimi lękami.
Usiadłam na podłodze. Wzięłam kilka głębokich wydechów, otarłam łzy z twarzy, odgadnęłam włosy. Będzie dobrze, dam radę, jestem silna. Teraz tylko uwierzyć w te słowa i iść dalej przez życie. Wróciłam do łóżka i zdrzemnęłam się jeszcze. Czeka mnie długi dzień zwiedzania.

****
A teraz macie zdjęcie wschodu słońca. Nie wiem co obudziło mnie o tej piątej rano, ale oczywiście zrobiłam zdjęcie.

 Nie wiem co obudziło mnie o tej piątej rano, ale oczywiście zrobiłam zdjęcie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.



NauczycielkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz