#33

162 8 2
                                    

Mimo moich wcześniejszych obaw z dzieckiem wszystko dobrze. To już początek dziewiątego tygodnia, czyli trzeci miesiąc. Długo się zbieraliśmy, żeby iść do lekarza, w sumie nie wiem czemu. Wróciliśmy do domu dopiero wieczorem i leżeliśmy na kanapie przed telewizorem.

- Dalszego nie chciałaś brać urlopu zdrowotnego do końca ciąży, skoro sam lekarz ci to proponował?

- Sto razy bardziej wolę siedzieć w szkole niż w domu, poza tym umarłabym z nudów i samotności.

- Ale ostatnio nie jest to potwornie stresujące, a wiesz, że nie powinnaś się stresować.

- Dlatego idę do psychologa.
Muszę ogarnąć moją przeszłość, śmierć tego niewinnego chłopaka, moją klasę i wszystkie problemy.

- Umówiłaś się?! Naprawdę? - zapytał niezwykle zaskoczony.

- Z Malwiną - jest to nasz szkolny psycholog. Nie jest tu zbytnio potrzebna, zwykle uczniowie chodzą tam, żeby urwać się z lekcji, ale w tej chwili jest mi potrzebna jak kropla wody na pustyni.

- Zasługujesz na jakiegoś profesjonalnego psychologa, który ci nie zaszkodzi, a nie na kogoś kto pracuje w szkole!

- Mam do niej pełne zaufanie, zresztą gorzej już na pewno nie będzie.

- A może jednak chcesz to wolne? Spędzimy razem więcej czasu, odpoczniesz sobie. Moja mama jak mnie urodziła to już nie wróciła do pracy, opiekowała się domem, mną i później Patrycją.

- Ale ja nie jestem twoją mamą! A ty nie jesteś swoim tatą. Nie masz własnej firmy i masy pieniędzy. Masz narzeczoną, która nie wytrzyma sama w domu, a będziemy spędzać czas razem w pracy! I najważniejsza sprawa, nie denerwuj kobiety w ciąży!

- Spokojnie kochanie, przecież do niczego cię nie zmuszam. Zrobisz jak chcesz - czułam się źle z tym, że tak na niego najechałam, a on chciał przecież dobrze.

- Przepraszam, że się tak denerwuje. Czuję się źle psychicznie.

- Nie masz za co przepraszać. Zwal na hormony - zażartował, żeby rozluźnić atmosferę - Zrobimy sobie pierwsze ciążowe zdjęcie?

Przebrałam się w szarą sukienkę zakupioną całkiem niedawno. Adam ustawił aparat na szafce i włączył samowyzwalacz robiący automatycznie dziesięć zdjęć. Wyciągnęłam zdjęcie z USG w stronę obiektywu i całowałam chłopaka. Wyszło naprawdę cudownie. Lepiej niż sobie wyobrażałam. Potem usiadłam na kanapie w białej koszulce podwiniętej pod same piersi i w czarnych legginsach opuszczonych pod brzuch. Mamy pomysł, żeby robić takie zdjęcia pod koniec każdego miesiąca ciąży. Wszystko wyszło pięknie. Jestem z nas dumna, wreszcie urodziła się w nas dusza artystów.

***

Usiadłam na krześle naprzeciwko Malwiny w jej gabinecie.

- Trudno mi będzie rozmawiać z tobą jak z moimi pacjentami, nie mogę wczuwać się w twoje opowieści, więc po prostu mów, będę słuchała i przegrywała co jakiś czas - powiedziała głosem przepełnionym czułością.

- Mam dużo do opowiedzenia. Może podzielę to na kilka wizyt, bo inaczej nie wyjdę stąd przez miesiąc? To zacznijmy od mojego zjebanego dzieciństwa - westchnęłam, było mi ciężko opowiedzieć moje życie w ciągu kilku minut obcej osobie - Odkąd tylko pamiętam wychowywałam się z przekonaniem, że jestem gorsza niż inni, że ktoś mnie oddał, bo mu się znudziłam, nie kochał mnie tak naprawdę. Już od tego czasu bałam się wyrażać emocji i miałam z tym niemałe problemy. Bardzo często zastanawiałam się kim są moi rodzice i co im zrobiłam, że już mnie nie chcą. Do pewnego momentu nie było to dla mnie jednak aż tak ważne. Miałam przyjaciółkę, którą potem adoptowała jakaś rodzina, opiekunów w ośrodku, którzy tłumaczyli nam dlatego inne dzieci mają rodziców, że oni nas kochają i że jesteśmy jedną, wielką rodziną. Bawili się z nami codziennie i pomagali w lekcjach. Po prostu byli i to było dla nas najważniejsze. Czasami podsłuchiwałam co mówią dzieci o swoich domach, które z jakiś powodów musiały zamienić je na dom dziecka. Najbardziej zapamiętałam opowieść pewnej dziewczyny o miłości między nią a rodzicami. O tej wspaniałej więzi, której ja nie doświadczyłam. Kiedy szłam do liceum musiałam zmienić ośrodek, pożegnać się z opiekunami i ludzmi, których znałam praktycznie całe życie. Tam był tylko syf i patologia. Wszyscy tam palili, pili, ćpali i robili dzieci. Ja chciałam zachować resztki normalności i nigdy nie stawać się jedną z nich. Poznałam tam Artura. Widziałam, że ma problemy z alkoholem, wiedziałam​ też, że ma swoje panienki do wiadomych sparw, ale starałam się to ignorować. Okazał się inny. Był jeszcze gorszy niż ta cała patologia, a ja byłam zaślepiona blaskiem jego oczu. Takich ślicznych.

– Kochałaś go?

– Na początku starałam się pomóc mu wyjść z nałogu, ale kupowałam mu flaszki kiedy tego chciał i ukrywałam kiedy był pijany. Nie doceniał tego. Po jakimś czasie zapragnął i mnie do swojej kolekcji panienek. Najpierw byłam u niego w pokoju. Podszedł do tego bardzo normalnie, a to było dziwne. Oczywiście nie zgodziłam się i wyszłam. Spróbował jeszcze raz. Wtedy przyszedł do mnie. Z nożem. Groził, krzyczał, bił, ale zanim pozbawił mnie godności uciekłam. Już nie pamiętam jak. Tamtej nocy próbowałam popełnić samobójstwo. Uczucia gubiły się w mojej głowie, ale czułam jedno w stu procentach. Niechęć do siebie samej – rozmawiałyśmy bardzo długo. Usłyszałam od niej wiele rad dotyczących moich koszmarów i powracających wspomnień, ale jedno zdanie wyjątkowo uderzyło we mnie i będę je powtarzać już zawsze
"To co przeżyłaś jest straszne, ale bądź z tego dumna, bo przeżyłaś". I muszę być dumna, bo pomimo depresji, niechęci do siebie i życia poznałam faceta, który odmienił mnie już na zawsze. Nauczył mnie śmiać się od nowa, nauczył mnie dostrzegać piękna świata i być szczęśliwym człowiekiem, po raz pierwszy od prawie zawsze. Teraz mogę być szczęśliwą matką i prawie żoną. Jestem z tego dumna.

NauczycielkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz