#29

209 11 4
                                    

Ferie już powoli się kończyły. Dzisiaj czwartek. Już niedługo będę musiała dzielić się Adamem z szefem, z uczniami i z uczennicami, a tak bardzo chciałabym być tylko z nim. Wracaliśmy od jego rodziców jechaliśmy szybko przez las z muzyką włączoną prawie na maksa. Oboje śpiewaliśmy tekst znanej piosenki tańcząc, a raczej ruszając się na boki. Nagle poczułam się strasznie słabo. Jakbym wszystkie siły ze mnie odeszły, było mi duszno, nie miałam czym oddychać.

– Zatrzymaj się – szepnęłam stanowczo. Na jego twarzy było widać zaskoczenie. Jeszcze przed chwilą bawiłam się nie pamiętając o wszystkich problemach, a teraz, nagle mi słabo.

Wyszłam z samochodu i usiadłam na ziemi. Starałam się oddychać głęboko.

– Co się dzieje?! No mów! Boję się o ciebie skarbie!

– Źle się poczułam. Zaraz mi przejdzie.

– Dam ci butelkę wody – Po chwili usiał koło mnie – Już lepiej? – Objął mnie i przycisnął do siebie.

– Nie wiem co mi się stało. Dziwnie się czuję. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie miałam.

– Za sekundę już poczujesz się lepiej, obiecuję. Oddychaj spokojnie i wszystko będzie dobrze.

Był strasznie przestraszony i martwił się o mnie. To było widać. Cieszę się, że go mam i że mnie wspiera. To cholernie miłe uczucie gdy ktoś zawsze obok ciebie jest i zawsze ci pomaga.

Po dłuższym czasie, kiedy nie zrobiło się ani trochę lepiej, stwierdziłam, że nie ma sensu tak dalej stać i możemy jechać. Próbowałam zasnąć, żeby droga minęła mi szybko i bez żadnych nieprzyjemności. Oparłam się o okno i zasnęłam. Obudziłam się dopiero na czwartym piętrze, kiedy wchodziliśmy już do mieszkania. Adam niósił mnie na rękach, a na palcu miał zaplątaną siatkę z jedzeniem od jego mamy.

– Położysz się jeszcze? – zapytał głosem przepełnionym troską.

– Chyba nie, napiję się kawy.

– A może coś mocniejszego?

– Jak się napiję czegoś mocnego to potem będę rzygać cały dzień. Nie wiem co mam ze sobą zrobić – Ostatnie zdanie powiedziałam płaczliwym głosem.

– Połóż się, odpocznij, a ja zrobię ci coś dobrego do jedzonka.

Znowu zakręciło mi się w głowie, tym razem mocniej. Zdjęłam płacz i poszłam do sypialni.

***

Tak bardzo chciałabym mieć koło siebie małego brzdąca, albo czuć jego ruchy od środka. Spod zamkniętej powieki wyleciała łza. Chciałabym mieć już rodzinę, pełną, z dziećmi. Mój mózg opanowały tylko myśli związane z utratą dziecka. Kolejne wydarzenie, które chce wymazać z pamięci, a nie potrafię.
Idę na spacer, muszę ochłonąć. Na zakupy, poprawić sobie humor. Albowiem humor kobiety może poprawić tylko nowa para butów, ewentualnie seks. Teraz zdecydowanie wolę to pierwsze. Mam ochotę tonąć w kupie niepotrzebnych mi rzeczy tylko żeby móc zapomnieć o moim wewnętrznym smutku. W sumie to niezły paradoks. Chcę być w ciąży, ale nie chcę kochać się z moim narzeczonym. I kolejny paradoks, żeby dostrzec czegoś wartość trzeba najpierw to stracić. Miałam dziecko, którego się bałam, bałam się, że rozwali nasz związek, a teraz tak bardzo chcę je mieć i boję się, że brak dziecka rozwali nasz związek, że ja go rozwalę, przez to, że mój chory umysł nie potrafi choć na chwilę zapomnieć.
Ubrałam się w płaszcz mokry od trawy w lesie i wyszłam zostawiając telefon i Adama siedzącego w kuchni.
Szłam powoli, bo nawet nie wiedziałam gdzie chce iść. Kaptur spadał mi na oczy, ale to w tamtej chwili było mało ważne. Zaczęło padać. Moja kurtka i tak była mokra, więc dla mnie nie było żadnej różnicy jaka jest pogoda. No prawie. Po chwili lało tak bardzo, że byłam cała przemoczona. Weszłam do najbliższego sklepu, którym okazała się popularna drogeria. Rozejrzałam się po niej. Skoro już tu jestem to mogę coś kupić. Jak to w drogeriach bywa przy kasach stały testy ciążowe i co zrobiła mądra Magda? Oczywiście że wzięłam jeden. Byłam tak zdesperowana, że zrobiłabym wszystko, żeby wreszcie mieć dziecko.
Ostatnio z Adamem mniej rozmawiajmy o tym co było i staramy się myśleć o tym co jest teraz. Przyszłości też na razie nie ruszamy. Boi się, że jak któryś z naszych planów nie wypali to ja się załamę. I w sumie ma rację. Bardzo często załamuje się o różne błahostki, a potem trudno mi się podnieść i wrócić do rzeczywistości. Tylko on mnie wspiera i pomaga mi radzić sobie z moją przeszłością. Niby mam jakiś przyjaciół Igę, dyrektora Mirka, znajomych Dagę od WF-u, innych z pracy i od niedawna także Bożenę, ale czuję, że on zawsze może być ze mną i chociaż obrażam się o byle co i mam straszny charakter, bo jestem wielkim nadwrażliwcem, to on wytrzymuję ze mną zawsze i cieszę się, że spotkaliśmy się.
Weszłam do domu i rzuciłam torebkę na podłogę.

– Gdzie byłaś? Mogłaś powiedzieć, że wychodzisz. Bałem się i dlaczego nie wzięłaś telefonu?

– Przepraszam, kochanie. Musiałam się przejść, żeby się uspokoić.

Weszłam do łazienki i wyciągnęłam test z pudełka. Boję się go zrobić. Jeśli nic na nim nie wyjdzie znowu się załamę i jeszcze nie będę mogła powiedzieć o tym Adamowi. Będę musiała normalnie funkcjonować. Zrobię go, chociaż wiem, że na dwie kreski nie mam co liczyć. Ostatnio czuję się jakbym kochała się z przymusu, wtedy kiedy już nie powinnam odmawiać. I z tego powodu nie czuję się dobrze.
Zgodnie z instrukcją czekałam trzy minuty na potwierdzenie wyniku. Zamknęłam oczy. Nie chcę tego widzieć. Otworzyłam. Nie wierzę. Nagle uderzyła we mnie fala strachu, a po chwili ogromne szczęście. Dwie kreski. To niemożliwe. Rozpłakałam się ze szczęścia. Ogarnęłam się, żeby nie dać po sobie tego zobaczyć. Mój narzeczony oglądał film. Zrobiłam sobie piękny makijaż, bo poprzedni się zmazał i założyłam czerwoną sukienkę do połowy uda. Zapakowałam test w piękne kremowe pudełko, przepasane czerwoną wstążką. Nie wierzę, że to robię. Jestem kretynką. Zajrzałam nieśmiało do salonu.

– Kochanie, mogę dać ci wcześniej prezent walentynkowy?

– Aż dwa tygodnie wcześniej? Ale mój prezent jeszcze nie wyjechał z Norwegii.

– Nic nie szkodzi. Ja po prostu nie wytrzymam dłużej – usiadłam mu na kolanach. Bokiem do niego i zza pleców wyciągnęłam pudełeczko.

– Mogę?

– No otwieraj, idioto!

Powoli rozwiązywał wstążeczkę i podnosił wieczko. Kiedy zobaczył co jest w środku popatrzył na mnie pytająco unosząc brwi, a ja kiwnęłam głową twierdząco. Na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech, a w oczach pojawiły się iskierki. Zaczęliśmy się całować. Zaplątał palce w moje włosy i trzymał moją głowę podczas pocałunku. Cieszyłam się z nim. Miałam ochotę skakać pod sufit ze szczęścia. Mój makijaż znowu się rozmazał.

– Tylko proszę cię, tym razem powstrzymajmy się trochę od chwalenia się. Poczekajmy, zachowamy to szczęście dla nas.

– Dla ciebie będę trzymał język za zębami.

Byłam wtedy tak bardzo szczęśliwa. Za dziewięć miesięcy spełni się moje największe marzenie. Będę mamą.

***

Następnego wieczoru siedzieliśmy przed telewizorem.

– Mogę iść na piwo z kolegami? Chyba mamy co opijać.

– No idź, tylko nie wypij za dużo i nie wygadaj się. A o której wrócisz?

– Może przed pierwszą, może później. Napiszę jakbym miał się spóźnić.

– Mam nadzieję, bo ja będę się tu martwić.

Poszedł, a ja włączyłam jakiś film, ale w mojej głowie było tylko maleńkie dziecko. Tak bardzo byłam szczęśliwa, ale też ogromnie bałam się, że sobie nie poradzę, albo że złapie mnie jakiaś depresja poporodowa, albo że będę zajmowała się tylko dzieckiem i mąż straci mną zainteresowanie. Po dłuższym czasie rozmyślań zetknęłam na telefon. W pół do drugiej i żadnej wiadomości o tym, że się spóźni. Napisałam więc pytanie gdzie on się podziela. Zaczęłam się szykować do snu, kiedy dalej nie odpisywał i nie odbierał poszłam spać. Rano zobaczyłam na półce bukiet tulipanów i karteczkę z napisem "Przepraszam za wczoraj".

– Kocham cię – rzuciłam się na niego i zaczęłam całować.

– Jak głosi stare chińskie przysłowie: Kto rano popieprzy, dzień ma potem lepszy. Więc?

– Mój najukochańszy debil.

NauczycielkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz