Wstałam później niż zwykle. Adam był już w szkole. Podziwiałam go za to, że po tak wielkiej tragedii, po śmierci naszego dziecka idzie normalnie do pracy. Ja nie jestem w stanie nawet rozmawiać jak kiedyś z bliskimi osobami. Nie wychodziłam z łóżka. Dlaczego coś takiego spotkało akurat nas? Jest tyle kobiet w ciąży, które nie chcą dzieci, one na pewno ucieszyłyby się, z takiej utraty problemu. Ja odkąd dowiedziałam się o dziecku pokochałam je. Moje maleństwo jest teraz daleko ode mnie. Może w lepszym świecie? Gdzie nie ma zła? Po kilku godzinach myślenia i płakania z łóżka wygonił mnie głód. Wstałam i zrobiłam sobie kisiel, dużo kiślu. Nie miałam ochoty robić "wykwintniejszego" dania. Po zjedzeniu znów wróciłam do łóżka. Schowałam głowę pod kocem. Nie chciałam nawet widzieć świata. To nie jest ten świat. To nie świat gdzie chcę żyć. Nie mój świat. W moim świecie marzenia się spełniają, a tu?
Normalni ludzie mają rodziców, kochających partnerów, ukończyli dobre szkoły, mają świetne pracę, mają co chcą. A ja? Wychowana w domu dziecka, z narzeczonym, który mnie zdradza, skończyła najzwyklejsze szkoły, uczy niedorozwoje, nie może mieć nawet dziecka, zlepke kilku komórek. Jestem nieudacznikiem. Nawet zabić się nie umiałam. Zaczęłam płakać. Głośno. Usłyszałam kroki w moją stronę. Adam przyszedł.– Kochanie? – położył mi rękę na plecach.
– Nie mam ochoty, nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Chcę być sama!
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak naprawdę potrzebuje pomocy, że chcę żeby ktoś ze mną gadał. Nie poszedł. Siedział, ale milczał. Był ze mną, z tym nieudacznikie też następnego dnia kiedy ja płakałam w poduszkę.
W sobotę obudziłam się dopiero po godzinie trzynastej, a on siedział obok mnie. Schowałam się pod kołdrą. Znowu. Jak struś, gdy nadejdzie problem chowam głowę w piach.
– Kochanie, ty już nie jesteś taka sama. Najchętniej zamknęłabyś się w pokoju i cały czas tam siedziała. Madzia, tak nie można, trzeba wyjść do ludzi.
– Ale ja nie chcę – schowałam się jeszcze głębiej.
– Idziemy. Ubieraj się.
– Zostaw mnie.
Wyciągnął mnie na siłę dopiero po trzech godzinach przekonywania i zabrał na spacer do parku. Było tam pełno dzieci cieszących się ostatnimi chwilami jesieni. Udawałam, że tego nie widzę, ale gdy kobieta w zaawansowanej ciąży pytała się o drogę na pocztę nie wytrzymałam. Adam chętnie jej pomogł, a ja szłam dalej i znowu ryczałam. Dlaczego zabrano mi moje dziecko?!
– Gdzie ty uciekasz? – złapał mnie za ramię śmiejąc się – Co się stało? – spoważniał – Chodzi o tą kobietę?
– Czy teraz mnie zostawisz? Odejdziesz do Wiktorii, bo ona da ci to czego ja nie mogę?
– Głuptasie, ja cię kocham. I nawet gdybym miał z nią dziecko, a przecież nie mam, to tylko z tobą chcę być. A my będziemy mieć kiedyś dzidziusia – przytulił mnie.
Dalej nie mogłam się opanować. Po prostu staliśmy na środku chodnika wtuleni w siebie, a ja po raz kolejny pozbywałam się łez z ogranizmu.
Nienawidziłam mojego życia. Tego, że tak nagle wszystko się rozpierdoliło, że straciłam ważne dla mnie rzeczy, straciłam poczucie własnej wartości. Straciłam miłość.
Adam tego dnia poszedł wcześniej spać. Ja nie mogłam, nie chciałam. Kiedy on już smacznie chrapał, ja wyciągnęłam awaryjną wódkę z lodówki (do poczęstowania gości, jakby przyszli). Zastanawiałam się. Czy muszę się upijać, czy jest mi aż tak beznadziejnie? Tak, czuje się jak śmieć wyruchany przez los. Napiłam się prosto z gwinta. Nie mogę, kurwa. Nie rozumiem nic z tego co się dzieje. Boli mnie dusza, właśnie, dusza. Dlaczego los się na mnie uwziął? I to nie teraz, całe życie mam spierdolone. Komu przeszkadzało moje kilka chwil szczęścia? Czy tak bardzo trzeba było to skonczyć? Wzięłam kolejny łyk wódy i wybuchałam głośnym płaczem. Miałam być szczęśliwa, miałam mieć trójkę pięknych dzieci, willę z wielkim ogrodem i basenenem, psa z rodowodem i na koncie w banku sześciocyfrową kwotę. Adama chyba obudziło moje ryczenie. Kiedy zobaczył pół butelki wypite, zrobił minę ojca sprawdzającego córkę po imprezie. Chyba nie trudno było zauważyć, że jestem pijana.
– Musisz pić? Ja wiem, że jest ci ciężko, ale nie możemy po prostu porozmawiać?
– Nie chcę być trzeźwa. Trzeźwość kojarzy mi się, nieustanną czujnością i napięciem, podczas gdy życzyłbym sobie z rozmachem mieć wszystko w dupie.
– Ale czasmi trzeba być odpowiedzialnym, trzeba zachować się dorośle, a nie ukrywać przed problemami. Zresztą teraz i tak nie będziemy o tym gadać. Jutro czeka nas poważna rozmowa.
Schował alkohol z powrotem do lodówki i zaprowadził mnie do łóżka. Uśpił mnie. Byłby dobrym tatą. Znowu późno się obudziłam. Przywitał mnie potworny ból głowy. Niedzielę są najgorsze. Wspomnienia przenikają serce, wracają dawne myśli. W niedzielę najgłośniej słychać tęsknotę i rany na duszy wydają się większe. Wyciągnęłam notes i rozwiązałam przygotowane wcześniej zadanie.
– Na co ci teraz ta matematyka? – pojawił się w progu.
– Oblicze jak zatrzymać wszystkie łzy.
Dalej czułam się z nim jak z obcym. Bolało mnie to tak strasznie. Nie umiałam z nim normalnie porozmawiać. Było mi tak cholernie przykro, ale nie potrafiłam się nawet rozpłakać. Wieczorem usiadł obok mnie. Przez ten weekend zamieniliśmy ze sobą mniej słów niż zwykle w ciągu jednego dnia.
– Musimy porozmawiać. Kocham cię i nie mógłbym cię zdradzić...
– Ale nie rozmawiamy o tym.
– Daj mi coś powiedzieć! Na tym wyjeździe do Anglii zaprzyjaźniliśmy się. Raz ją nawet pocałowałem, ale to było zwykłe przyjacielskie cmoknięcie. Ona sobie coś ubzdurała. Całowała mnie, chciała więcej, ale ja stanowczo odmówiłem. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu.
Włożył mi ponownie pierścionek na palec, ten którym podczas kłótni w niego rzuciłam. Potrzebujemy dużo czasu, aby odzyskać stracone zaufanie, ale jesteśmy na dobrej drodze.
Kuba
Poniedziałek. Moja ukochana ma być dopiero w czwartek. Wtedy będę gotowy do wyznania moich uczuć. Poszedłem do pokoju nauczycielskiego zapytać co mamy na zastępstwo. Słyszałem dziwną rozmowę. Nauczyciela angielskiego i chyba dyrektora.
– Jak Magda, trzyma się? – zapytał ten drugi.
– Codziennie widzę w jej oczach wypalenie. Nie wiem, czy inni też to widzą, może nie. I w tych jej oczach widzę całkowite poddanie się. Widzę rezygnację z życia. I aż mnie to boli.
– Może dać jej jeszcze tydzień wolnego?
– Nie, kiedy zajmie się pracą przestanie o tym myśleć. Będzie jej lepiej.
Myślałem przez chwilę o tym co mogło się jej stać i przegapiłem fragment rozmowy.
– Kobietę się kocha, mimo wszystko. Po to jest. I masz z nią sypiać, masz doznawać z nią nowych doświadczeń, ma wam być cudownie, ale nie tylko wokół tegoto się kręci. Przytulając ją. Daj jej swoją bluzę kiedy będzie marzyła i daj jej serce. Pamiętaj, że jest delikatniejsza, kurwa, nie rań jej!
– Przecież ja ją kocham! Troszczę się o nią! Pomagam jej w tych trudnych chwilach i chce być przy niej gdy mnie potrzebuje!
– Pamiętaj o jej przeszłości. Ona naprawdę miała pod górkę w życiu. Chociaż teraz daj jej trochę szczęścia.
![](https://img.wattpad.com/cover/84379080-288-k860560.jpg)
CZYTASZ
Nauczycielka
ChickLitPewien nastolatek wciąż wierzy, że jego nauczycielka z liceum odwzajemnia jego uczucie. Nie wie, że jest zakochana w nauczycielu angielskiego i męczy ją powracający koszmar młodości. Nie radzi sobie ze samą sobą. Wciąż szuka wsparcia i bezpieczeństw...