#42

122 9 4
                                    

Pogoda nie jest łaskawa dla kobiet w ciąży. Upał jest nie do zniesienia, a jeszcze nie zaczął się czerwiec. Moje nogi są całe spuchnięte. Wszystko robi za mnie Adam, bo ja z tym brzuchem i w tej temperaturze nie jestem w stanie funkcjonować.
Byłam w długiej, letniej, zwiewnej sukience i w trampkach. Jest stanowczo za gorąco, żeby chodzić do pracy, w której nie działa klimatyzacja. W szkole zresztą prawie nikogo nie ma. Jest garstka uczniów, która chce poprawić oceny na koniec roku i kilka typowych kujonów dla których dzień bez szkoły to dzień stracony. Z mojej klasy była połowa osób co i tak uważałam za sukces. Nikomu nie chciało się nic robić.

– Może włączę wam jakiś film, czy coś? Jest za ciepło i duszno, żeby się uczyć – W szkole było prawie trzydzieści stopni, zero klimatyzacji i zero darmowego picia czy lodów. Podłączyłam mojego laptopa do rzutnika i na tablicy pojawił się mój pulpit – To co chcecie?

– Wakacje dwa tysiące szesnaście – Wiktoria zobaczyła folder, a cała klasa ucieszyła się.

Włączyłam. Niech się cieszą. Na pierwszym zdjęciu był widok z okna hotelu na plażę. Było kilka zdjęć okolicy, a potem zaczęły się już zdjęcia moje i Adama. Kiedy leżę na plaży, kiedy płynę, kiedy razem opalamy się i moje ulubione zdjęcie, na którym całujemy się na plaży przy zachodzie słońca. Chyba zrobiłam się cała czerwona, bo wiedziałam jakie będą następne zdjęcia. Ja leżąca w krótkiej obcisłej sukience na łóżku z drinkiem w ręce. Po minie było widać, że to nie pierwszy drink.

– Nie źle się pani bawi – uśmiechnął się Sebastian. Kurde, pełna kulturka. Nie poznaję go – Następne!

W klasie nie panowała cisza. Każdy dodawał coś od siebie o moich zdjęciach, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Na jednym z ostatnich zdjęć leżałam na plaży opierając się głową o klatkę piersiową ukochanego. Wtedy było tak słodko.

– A w tym roku jedzie pani gdzieś na wakacje? – zapytał ktoś z tyłu.

– Może pojedziemy na Mazury do znajomych, ale to wszystko zależy – pogłaskałam się po brzuchu dając do zrozumienia, że chodzi mi o dziecko – A teraz, skoro zdjęcia się skończyły, pokaże wam...

– Inne zdjęcia! – krzyknęli.

Włączyłam więc ferie zimowe z Barcelony. Chociaż wolę oglądać zdjęcia w albumie, mam je też na laptopie i pendrive, bo papierowe mogą się zniszczyć, komputer może się zalać, pendrive zgubić, a warto mieć te wspomnienia. Moje rozmyślania i naciskanie strzałki na klawiaturze przerwał dzwoniący telefon. Pomimo lekcji, pomimo zakazu odebrałam.

– Dzień dobry, tu Piotr Curyło, dyrektor domu dziecka numer osiem w Poznaniu. Czy mam przyjemność z panią Magdą Sumrą?

– Oczywiście, przy telefonie – powiedziałam rozbawionym głosem, chyba udzieliła mi się atmosfera w pracy.

– Mam bardzo ważną sprawę. Zgłosiła się do mnie...

– Przepraszam bardzo, ale nie mogę teraz rozmawiać, bo jestem w pracy. Czy mógłby pan zadzwonić później?

Zwyczajnie nie słyszałam co do mnie mówi. Ciekawa jestem co chciał dyrektor ośrodka w którym siedziałam całe dzieciństwo.

***

– Wiesz jak bardzo cię kocham? – usiadłam obok narzeczonego na przerwie.

– Ja ciebie też kocham. But ci się rozwiązał. Zęby sobie wybijesz.

– Wiem, ale nie chcę mi się schylać.

Zszedł z ławki i klęknął u moich stóp.

– Dawaj ty moja ciężarówko, zawiąże ci te trampki, bo boje się, że jak się schylisz to, albo zmiażdżysz mi dziecko, albo się posikasz.

– Boże, jaki romantyk! – zaczęłam się śmiać.

– To jeszcze nic! Mam dla ciebie wiersz. Jesteś delikatna jak płatki róż, słodka jak miód, piękna jak poranek i... a chuj z tym. Po prostu cię kocham.

Nie mogłam przestać się śmiać. Jak on wymyślił coś tak głupiego?

– Magda do mnie! – krzyknął dyrektor idący korytarzem.
Szłam za nim w ciszy. Po głosie słyszałam, że jest wkurzony. Czy chodzi o moją klasę? Coś źle zrobili?

– Co się stało? – zapytałam kiedy siedzieliśmy już w gabinecie.

– Mam bardzo ważną sprawę – szukał czegoś na dnie szafy – O, jest! – podał mi pudełeczko – Prezent dla Franka od szkoły.

– Boże, nie masz pojęcia jak bardzo mnie przestraszyłeś! Ale dziękuję bardzo.

W pudełeczku był błękitny smoczek. Kolejny do kolekcji. Miło z jego strony.

***

– Kochanie, pierwszy raz od dawna miałam tak zajebisty dzień w pracy. Naprawdę! Moja klasa była super miła, oglądaliśmy nasze zdjęcia z wakacji i ferii, bo było zbyt gorąco, żeby się uczyć. Śmialiśmy i gadaliśmy jak kumple. Od Mirka dostaliśmy prezent dla małego – wyciągnęłam smoczek z torebki – Naprawdę było świetnie.

– Cieszę się, że wszystko się układa – podszedł do blatu kuchennego, na którym siedziałam i położył rękę na moim ogromnym brzuchu – Ostatnio wszystko idzie tak jak powinno. Mamy zdrowe dziecko, kochamy się, w pracy też jest dobrze, a nawet ostatnio dzwoniła do mnie Patrycja i prosiła, żebyśmy przyjechali, bo chciała z tobą porozmawiać. Jest idealnie – patrzył w moje oczy – Prawie idealnie, bo brakuje mi tego.

Zaczął mnie całować bardzo namiętnie. Trochę przeszkadzał nam mój brzuch, ale dla chcącego nic trudnego. Z ust zjeżdżał coraz niżej. Błądził po szyji, aż dotarł do biustu i zaczął mnie rozbierać. Zadzwonił telefon, a ja spojrzałam na ekran, bo akurat leżał obok mnie. Odtrąciłam Adama kiedy poznałam numer.

– Chyba nie zamierzasz teraz odbierać?! – krzyknął próbując znów się zbliżyć.

– Dyrektor mojego pierwszego domu dziecka. Muszę – nacisnęłam zieloną słuchawkę.

– Witam pani Magdo. Czy może pani już rozmawiać?

– Tak – westchnęłam – Mówił pan, że jest bardzo ważna sprawa?

– Pamięta pani opowieści, że kiedy znaleźliśmy panią na schodach domu dziecka była dołączana karteczka z pani imieniem i nazwiskiem pani matki? Tydzień temu zgłosiła się do nas ta kobieta - Katarzyna Glinka – zeskoczyłam z blatu kuchennego i zamknęłam się w sypialni – Bardzo chciała z panią porozmawiać. Prosiła o dane kontaktowe do pani, ale powiedziałem, że ja poinformuje panią o wszystkim. Kobieta chce zorganizować spotkanie u nas w ośrodku. Podobno musi z panią pogadać.

– Proszę pana, całe życie zastanawiałam się kim są moi rodzice i dlaczego mnie zostawili. Nie było ich kiedy ja ich potrzebowałam. Teraz ułożyłam moje życie i nie jest mi ona do niczego potrzebna! Poza tym mieszkam prawie czterysta kilometrów od Poznania i nie zamierzam nigdzie jeździć!

– Ja rozumiem, że jest pani zdenerwowana. Spokojnie niech pani wszystko przemyśli. Odezwę się za tydzień. Może pani wreszcie poznać swoją matkę.

– Nie matkę tylko kobietę która mnie urodziła, a to jest różnica. Do widzenia – rozłączyłam się.

Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Kiedy jestem już dorosła i poskładana do kupy moja matka chce mnie odnaleźć. Gdzie była przez te wszystkie lata? Do pokoju wszedł narzeczony. Chyba jednak nie zamknęłam tych drzwi na klucz, tak jak chciałam.

– Boże, co się stało? – stanął w progu i nie ruszał się czekając na odpowiedź.

– Moja, kurwa, matka chce mnie znaleźć.
Wybuchłam jeszcze większym płaczem. On nie ruszał się tylko patrzył. Chyba był w większym szoku niż ja.
– Po prostu przytul mnie i powiedz, że wszystko będzie dobrze – wyszeptałam dławiąc się łzami.

NauczycielkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz