Perspektywa Rose:
Ros: Co mielibyście obstawiać?- zapytałam kładąc głowę na jego ramieniu.
Harry: Um nieważne.- wykręcił się od odpowiedzi. Chciałem zadać mu kolejne pytanie, ale wyprzedził mnie Louis.
Louis: Harry, mogę Cię na chwilkę prosić?!- krzyknął odchodząc na bok.
Harry: Ygh no dobra.- powiedział wstając.
Perspektywa Harrego:
Harry: Co chcesz?- stanąłem obok niego.
Louis: Masz jakiś pomysł?- popatrzył na mnie.
Harry: Nie nie mam żadnego.- powiedziałem jakby to była najoczywistsza sprawa na świecie.
Louis: Czyli Ros musi tu zostać.- westchnął.
Harry: Myślisz, że o tym nie wiem!- nakrzyczałem na niego i wróciłem na swoje miejsce. Ugh serio Louis mnie dziś strasznie denerwuje.
Ros: Coś się stało?- usłyszałem przy uchu jej cichy głos.
Harry: Nie.- posłałem w jej stronę udawany uśmiech i przeniosłem ją na swoje kolana.
Ros: Harry... puść mnie.- spróbowała wstać, ale jej nie pozwoliłem.
Harry: Ciii tak jest dobrze.- przyciągnąłem ją do swojej klatki.
Perspektywa Rose:
Oparłam czoło o jego ramię i zamknęłam oczy. Ciekawe kiedy wreszcie wrócimy do domu. Już za długo tu jesteśmy i wcale mi się nie podoba. Ciekawe która jest już godzina? Moje przemyślenia przerwał jakiś głos, mówiący przez mikrofon.
-Dobrze czas zaczynać!- krzyknął do mikrofonu facet w kapturze. Z zaciekawieniem podniosłam głowę i patrzyłam na niego.
Po chwili na środek wyszło 4 facetów. Dwóch z nich miało związane ręce i zasłonięte oczy. Jeden był ubrany na zielono a drugi na czarno. Stanęli naprzeciw siebie, a wtedy pozostała dwójka odsłoniła im oczy i odwiązała ręce.
-Witamy na pokazie gdzie jeden zawsze ginie!!!
- Poznajcie Aidana- facet w kapturze wskazał na tego w czarnym stroju.
- Oraz Sama.- pokazał na zielonego.
- Za chwilę będziecie świadkami wyrafinowanej rozrywki i niezapomnianego przedstawienia. Jeden z nich zginie. Który? Przekonajcie się sami.
Rose: Ale nic im się nie stanie, prawda?- zapytałam szybko Harrego.
Harry: Spokojnie.- powiedział w czasie, kiedy Ci dwaj na scenie zostali skuci jednymi kajdankami. Tak, żeby obaj mieli wolną tylko jedną rękę.
- Zabawę czas zacząć!- znowu usłyszeliśmy głos mówiący do mikrofonu.
Facet w zielonym stroju otrzymał pistolet i przyłożył go do czoła przeciwnika. Chwyciłam mocniej Harrego za rękę i przymrużyłam oczy. Facet strzelił, ale pistolet okazał się bez naboju.
Później pistolet przejął człowiek w czarnym stroju, ale na szczęście on też nie miał nabojów. Pistolet trafił od początku w ręce zielonego. Przyłożył go do czoła faceta w czarnym i strzelił. A wtedy ciało tego biednego człowieka upadło bez życia na podłogę. Pisnęłam i zamykając oczy przycisnęłam czoło do klatki Harrego. Przecież to nie może być prawda! Kilka łez spłynęło po moim policzku brudząc koszulę Harrego.
Harry: Rosss. - dotknął delikatnie moich pleców.
Rose: Mówiłeś, że nikt nie zginie.- wyjąkałem nadal płacząc.
CZYTASZ
Porwana przez One Direction/ h.s
FanfictionHarry to przywódca najstraszniejszego gangu w kraju. Człowiek, który nie odpuszcza i zawsze dostaje to co chce. Jest bezuczuciowym potworem, który zabija ludzi. Ale czy na pewno? Co stanie się jeśli na jednej z imprez zobaczy śliczną, drobną i nieś...