Rozdział 100

7.1K 347 147
                                    

Perspektywa Rose:

Kiedy wyszliśmy, zobaczyliśmy Christiana stojącego na zewnątrz, razem ze swoimi ludźmi.
Christian: Gdzie wam tak śpieszno?- zapytał ze sztucznym uśmiechem.
Harry: Daj nam przejść.- powiedział, a członkowie gangu Harry'ego stanęli przed nami.
Christian: Widzę, że się przygotowałeś.
Harry: Jeszcze z Tobą nie skończyłem, ale teraz powiedziałem, daj nam przejść.
Christian: Nie. Puść Rose, to wtedy dam wam odejść.- rozkazał, a ja mocniej przytuliłam się do Harry'ego.
Harry: Bardzo śmieszne. Nie ma mowy.
Christian: Puść Rose albo ją zabiję.- powiedział, popychając przed sobą Anne.
Harry: Proszę bardzo, nie znam jej.- wzruszył ramionami.
Rose: Ale ja znam.- powiedziałam.
Christian: No właśnie. To co, mam strzelić?- zapytał, odblokowując pistolet.
Rose: Nie!- krzyknęłam i wyrwałam się z rąk Harry'ego.
Harry: Co robisz?- zapytał zdezorientowany, łapiąc mnie za ramię.
Rose: Ona mi pomogła, kiedy potrzebowałam pomocy. Nie mogę jej zostawiać. Jestem jej coś winna. Przepraszam.- powiedziałam do niego cicho.
Harry: Nie, nie możesz.- zaczął, ale przerwałam mu, całując go w usta. Był tym tak zaskoczony, że mogłam spokojnie wyjść z jego uścisku. Może właśnie popełniam samobójstwo, ale nikt nie może przeze mnie umrzeć.
Luke: Rose...- zaczął, ale Mike go uciszył. Przecisnęłam się między ludźmi z gangu Harry'ego i podeszłam do Christiana.
Christian: Dobra decyzja.- powiedział, odwracając mnie tyłem do siebie i zapinając kajdanki. Ugh nienawidzę ich.
Christian: No, więc to by było na tyle.- powiedział i strzelił w stronę Anny stojącej kilka metrów przed nami.
Rose: Nie! Anna! Puść mnie! Obiecałeś coś!- zaczęłam się wyrwać, ale poczułam igłę przy swoim ramieniu. A zanim powoli zamknęłam oczy, usłyszałam jeszcze kilka strzałów.

Perspektywa Harry'ego:

Nie wierzę, kurwa. Dlaczego ona do niego poszła? I co miał znaczyć ten pocałunek? Nie, że mi się nie podobało. Czekałem na to całą wieczność. Ale nie chciałem, żeby to nastąpiło w takich okolicznościach.
Christian: Niech twoi ludzie przestaną strzelać albo ją zabiję.- usłyszałem jego krzyk. Nie odpowiedziałem. Pierwszy raz, nie wiedziałem co zrobić. Rose chyba nie chce być ze mną. Wybrała go. W sumie się jej nie dziwię. Tyle zła, które jej zrobiłem. Ale on też nie gra czysto. Zastrzelił tę kobietę, pomimo tego, że Ros do niego poszła. Ale po co mnie pocałowała, jeśli woli być z nim?
Louis: Dobra, cholera. Przestańcie strzelać!- wrzasną.
Christian: Dobra decyzja. Nie jedźcie za nami albo ją zastrzelę.- powiedział, wsiadając z nieprzytomną Ros do samochodu.

Louis: Co się z tobą dzieje Harry?- uderzył mnie w plecy.
Harry: Nic.
Louis: Musimy ich namierzyć i odbić Rose.
Harry: Po co? Przecież woli być z nim!
Zayn: Po gówno. Ja pierdolę, myślałem, że ty już nie możesz być głupszy. Ależ się pomyliłem.
Luke: Stary ona Cię pocałowała.
Harry: Ale poleciała do tego kutasa. Są siebie warci.
Louis: Wkurwiasz mnie Styles. Przecież zrobiła to, żeby chronić tę kobietę. Jest cudowna, a ty jak ją nazywasz? Przecież ją znasz. To wiadome, że zrobi wszystko, żeby kogoś uratować. Teraz rusz tę dupę i ją odzyskaj.
Niall: Ej chłopaki.- zawołał, klęcząc nad tą kobietą. Podeszliśmy tam i zobaczyliśmy, że ona wciąż żyje.
Niall: Ona chce Ci coś powiedzieć Harry.- wyszeptał, a ja ukląkłem obok nich.
Louis: Ale przecież oberwała.
- Christian, nie wie jeszcze na ile stać jego ciotkę.- powiedziała, a my popatrzyliśmy na siebie jak na debili.
- Nieważne, zaraz ktoś z was zawiezie mnie do szpitala. Chcę tylko powiedzieć, że to wspaniała dziewczyna.
Ash: Wiemy o tym.- stwierdził z uśmiechem.
- Dlatego musicie ją odzyskać. Jutro o 10 Christian ma lot do Paryża. Musicie ich zatrzymać i wtedy odbić Ros. Zaufajcie mi, wcześniej nic jej nie zrobią. Ma prywatny samolot, więc łatwo go namierzycie.
- Wiem, że to może wydawać się dziwne, ale myślę, że ona coś do Ciebie czuje chłopcze.- dotknęła mojej dłoni.
- To z mojego telefonu do Ciebie zadzwoniła i uwierz starszej kobiecie. Daje Ci słowo, że masz o co walczyć.- ostatnie słowo ledwie wymówiła, bo z jej rany wypływało coraz więcej krwi.
Louis: Logan, Theo zawieźcie ją do szpitala.- rozkazał, pomagając przenieść ją do samochodu. Ta kobieta ma rację, muszę spróbować odzyskać Rose. Powiem jej, co czuję, niech się dzieje co chce.

Porwana przez One Direction/ h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz