Rozdział 102

7K 354 37
                                    

 Perspektywa Harry'ego:

Czy mi się to podobało, czy nie, Niall miał rację. Muszę wreszcie zająć się sprawami gangu. Niechętnie wszedłem do swojego gabinetu i usiadłem przy biurku.
Harry: Kurwa serio tego dużo.- westchnąłem, biorąc się do pracy.

Louis: I jak idzie?- zapytał, śmiejąc się, kiedy zszedłem na dół napić się wody.
Harry: Louis nie denerwuj mnie. Nie wiedziałem, że tego nazbierało się aż tyle.- powiedziałam, odstawiając szklankę.
Louis: Dobra nieważne. Jedziesz z nami po odbiór nowej broni, czy zostajesz?
Harry: Chyba nie mam wyjścia i muszę zostać. Za dużo tego.
Louis: Dobra jak chcesz.- stwierdził, wymijając mnie.

Następnego dnia postanowiłem odwiedzić nasz dom uciechy i sprawdzić, z czym sobie nie radzą. Nie może być tak, że docierają do nas jakieś skargi.
Louis: Gdzie jedziesz?- spotkałem go przy wyjściu.
Harry: Mam kilka spraw.
Harry: Um Lou masz fajki?- zapytałem, kiedy miałem już wychodzić.
Louis: Dawno nie paliłeś stary. Jesteś pewien?
Harry: Ja pierdole. Masz czy nie?- zapytałem poirytowany.
Louis: ŁAP!- krzyknął, rzucając mi paczkę.

Zac: Dzień dobry.- powiedział, kiedy wszedłem do gabinetu.
Harry: Nie taki dobry. Dostałem skargi, że sobie nie radzicie. Cholera nie mam czasu na takie gówna! Chyba po coś tu do cholery pracujecie!- wrzasnąłem na niego.
Zac: Tak m-ma Pan rację.- powiedział ze strachem. Serio? Kogo ja zatrudniłem.
Harry: Wiem kurwa, że mam rację. Wyjaśnij mi szybko, co idzie nie tak.
Zac: Tak um oczywiście.- zaczął, przewracając jakieś papiery. Wspominałem już, że mnie wkurwia?

Harry: Szybciej, nie mam całego dnia!- pośpieszyłem go. 
Zac: Chodzi o to, że kilka dziewczyn zachowuje się nieodpowiednio w stosunku do klientów.
Harry: Serio? I o ty tyle krzyku? Nie potraficie poradzić sobie z dziwkami?- zapytałem, odpalając kolejnego już dzisiaj papierosa.
Zac: Tak, potrafimy. Ale Amber...
Harry: Nic już nie mów. Kurwa kogo ja zatrudniłem.- przerwałem mu. Wyrzuciłem papierosa i wyszedłem, zostawiając tego frajera samego. Poważnie muszę znaleźć kogoś lepszego na jego miejsce. Skierowałem się do miejsca, w którym zazwyczaj siedziały dziewczyny. Nie pukając, popchnąłem mocno drzwi i wszedłem do środka. Gdzie od razu wszyscy skierowali swój wzrok na mnie. No i bardzo dobrze, o to chodziło. Stanąłem na środku, a po chwili obok mnie pojawiła się Amber.
Amber: Ooo Harry dawno Cię u nas nie było. Och, ale cudownie pachniesz.- powiedziała, kładąc swoje dłonie na mojej klatce i zjeżdżając coraz niżej.
Harry: Kurwa Amber uspokój się. Dostałem na was skargi. Albo zaczniesz się normalnie zachowywać, albo stąd wylecisz. Nie mam czasu na zajmowanie się twoimi fochami.- powiedziałem, odsuwając się od niej, przez co spojrzała na mnie zaskoczona.
Amber: Co! Chyba żartujesz?
Harry: Nie! Lepiej, żeby nie dotarły do mnie nowe. Każda, na którą od teraz będą skargi, wylatuje stąd od razu. Nie mam już czasu na takie pierdoły. Dlatego pilnujcie się.- powiedziałem do wszystkich dziewczyn.
Amber: To może częściej nas odwiedzaj. W końcu pracuje tu dla Ciebie.- powiedziała urażona.
Harry: Nie widzę potrzeby, żeby tu częściej przyjeżdżać. Uważaj Amber, to było też do Ciebie.- powiedziałem, wychodząc.

Kilka dni później.

Kiedy kilka dni później jedliśmy śniadanie, usłyszeliśmy krzyk Nialla. Pobiegliśmy na górę, żeby zobaczyć, co się stało.

Zayn: Co jest?
Niall: Ros się obudziła, szybko.- powiedział, więc po chwili stanęliśmy obok jej łóżka.
Louis: Słońce ty moje, ale nas wystraszyłaś.- powiedział, przytulając ją.
Liam: Właśnie. Nigdy więcej.- mrugną do niej.
Louis: Wszystko w porządku, prawda? Czemu nic nie mówisz? Straciłaś język?- zapytał ze śmiechem, zaglądając do jej buzi.
Niall: Dopiero się obudziła, dajcie jej trochę czasu.
Louis: Tak, Niall pewnie ma rację. Harry może zanieś ją do siebie?- zasugerował.
Harry: Tak um jasne, jasne.- powiedziałem, biorąc ją na ręce i zanosząc do naszego pokoju.
Położyłem ją delikatnie na łóżku i przykryłem kocem.
Rose: Jesteś na mnie zły?- usłyszałem, kiedy miałem już wychodzić z pokoju.
Harry: Co dlaczego? Oczywiście, że nie.- wróciłem do niej i usiadłem na skraju łóżka.
Rose: No bo z nim poszłam.- pociągnęła nosem.
Harry: Nie, słońce. Przecież Cię znam. Zdziwiłbym się, gdybyś została.
Rose: Dlaczego?- popatrzyła na mnie swoimi pięknymi oczami.
Harry: Zawsze stawiasz pomoc innym na pierwszym miejscu.
Rose: Ale to nic nie dało! Zabiłam człowieka.- wybuchła płaczem. Cholera i co ja mam teraz zrobić?
Harry: Rose, o czym ty mówisz?- przysunąłem się, przytulając ją.
Harry: Ta kobieta żyje, jeśli o to Ci chodzi.- próbowałem jej wyjaśnić.
Rose: Co?- zapytała zaskoczona.
Harry: No tak.
Rose: I mówisz to dopiero teraz?- zapytała, szybko odsuwając się.
Rose: Gdzie jest, muszę tam pojechać.
Harry: O nie, teraz musisz odpocząć.
Rose: Ale.
Harry: Nie ma mowy. Im szybciej się położysz, tym szybciej tam pojedziemy.- wyszedłem, zamykając za sobą drzwi.
Louis: I co?- zapytał, kiedy wszedłem do kuchni.
Harry: Przeżywała śmierć tej kobiety, ale już jej wszystko wyjaśniłem.- powiedziałem, siadając przy stole.

Rose: Jedźmy teraz.- stanęła po kilku minutach w progu kuchni.
Harry: Kurde Ros, mówiłem coś, miałaś...
Rose: Proszę.- przerwała mi, siadając na moich kolanach.
Niall: Rose nie możesz.- powiedział zły.
Rose: Proszę. Tylko na chwilę.- spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
Harry: Ugh dobra.- niechętnie się zgodziłem.
Rose: Świetnie! Przebiorę się i możemy jechać.- krzyknęła uradowana.

Niall: Zaczekaj, kurde czemu mnie nie słuchacie? Pomogę Ci.- powiedział, podchodząc do niej i biorąc na ręce.
Zayn: Uuu, ale łatwo jej z tobą poszło.- uderzył mnie w plecy.
Harry: Cokolwiek. Masz jeszcze jedną paczkę?- zapytałem Louisa, odpalając ostatniego papierosa.
Louis: Kurwa Harry nie przesadzasz?
Harry: Wyluzuj. Po prostu dużo się teraz dzieje.
Louis: Yhm niech Ci będzie, ale spróbuj zwolnić.- powiedział, podając mi paczkę.
Harry: Jasne.  

*******
Kolejny rozdział pojawi się w kolejną Sobotę.

Porwana przez One Direction/ h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz