Rozdział 19

14.9K 510 74
                                    

Po południu chłopcy zmiknęli w swoich gabinetach, a ja nudząc się wyszłam przez drzwi balkonowe do ogrodu, pomyślałam że skoro nie są zamknięte to znaczy że mogę. Na zewnątrz zobaczyłam huśtawki, tak kocham huśtawki, usiadłam na jednej i zaczęłam się kołysać. Przypomniałam sobie tę reporterkę która mówiła że policja na nowo zaczęła mnie szukać. Nie wiem czy mnie znajdą ale wierzę w to, pamiętam jak z braćmi zawsze kołysaliśmy się na takich huśtawkach i jak było super, nagle usłyszałam za sobą głos:

H: Nie powinnaś wychodzić z domu, nie pozwoliłem ci.- rzekł groźnie.

R: Przepraszam, po prostu drzwi były otwarte a ja nie miałam co robić.- powiedziałam drżąc.

H: Następnym razem spytaj.- kiwnęłam głową, a on do mnie podszedł. Myślałam że mnie uderzy, więc zamknęłam oczy, ale on dotknął huśtawki i zaczął mnie kołysać. Fajnie było, przed oczami miałam przeszłość i nadzieję że jeszcze wrócę do bliskich. Po kilku minutach zadzwonił telefon Harrego:

H: Czego chcesz Ash.- o chłopcy dzwonią.

H: Dobra, ale czemu miało być jutro. - nie wiem o co chodzi, ale nie mogłam też nic usłyszeć co mówiła druga osoba.

H: Dobra, za 30 minut tam gdzie zwykle. - kiedy zakończył rozmowę, pociągnął mnie za sobą do domu i zawołał chłopaków.

H: Ash dzwonił plany się zmieniły, napad jest dziś nie jutro, macie 20 minut szykujcie się. - po tym chłopcy pędem ruszyli na górę a po chwili zeszli z torbami pełnymi broni i amunicji. Co oni mają zamiar zrobić?

L: A co zrobimy z Ros, dzisiaj dziewczyny nie mogą jej popilnować.

H: Wiem i dlatego pojedzie z nami.

N: Oszalałeś, przecież to nie dla niej.- lecz Harry tylko spojrzał na niego groźnie, a następnie dał mi bluzę i zaprowadził do jakiegoś samochodu.

Posadził mnie na miejscu koło pasażera a następnie zapiął kajdankami moje ręce z tyłu. Nie wyrywałam się bo i tak nic by to nie dało. Po chwili wziął kawałek taśmy i zakleił mi usta. Potem pocałował mnie w czoło i poszedł do chłopaków. Po kilku minutach wszyscy jechaliśmy już w umówione miejsce. Czekali tam na nas chłopcy z 5sos, chłopaki których poznałam w klubie i kilku innych których nie znałam. Harry powiedział jeszcze zanim wyszedł że to będzie długo trwało więc odwróciłam głowę i udawałam że śpię.

Mimo wszystko doskonale słyszałam o czym oni rozmawiają:

Luke: Harry czemu przywiozłeś tu Rose, chcesz żeby coś jej się stało?- nakrzyczał na Harrego.

Harry: Wyluzuj, po prostu dziś nikt nie mógł z nią zostać. A i jeszcze jedno kiedy przyjeżdżają chłopaki którzy chcą dołączyć do gangu?- zmienił temat Harry.

Calum: Za kilka dni, powiemy ci kiedy bo będziesz musiał powiedzieć im kilka słów na początek.

Leo: Dobra chłopaki koniec tych pogaduszek czas ruszać.

Od kiedy chłopcy weszli do tego budynku słychać jakieś strzały, krzyki i przekleństwa. Po 30 minutach wybiegł z stamtąd Niall a za nim reszta, a za nimi policjanci. Zaczęli strzelać, boję się o co tu chodzi. Popatrzyłam na Harrego który w tym momencie bez uczuć wymierzył i zastrzelił policjanta a potem kilku kolejnych. Pozostali robili to samo, bez jakichkolwiek emocji zabijali tych biednych ludzi. Przecież oni mają rodziny, ok niech ich ogłuszą czy coś ale niech ich nie zabijają. Nawet Luke i Ash nie wyrażali żadnych uczuć, to jest chore, a ja ich miałam za przyjaciół, przytulałam się z nimi, miałam nadzieję że to tylko Harry zabija ludzi, ale byłam głupia. Alex i Freddie których polubiłam też wyglądali jakby byli w swoim żywiole. Wiem jedno, nie chcę mieć z nimi wszystkimi nic wspólnego. Zobaczyłam jak jakiś starszy policjant dostał kulkę i zwija się z bólu niedaleko samochodu, bardzo chciałam mu pomóc, ale nie wiedziałam jak, kopnęłam drzwi które... otworzyły się takkk udało się. Przeszłam nogami przez swoje ręce tak że teraz były związane z przodu, do połowy udało mi się odkleić taśmę z moich ust. Po czym szybko podbiegłam do rannego policjanta. Złapałam kawałek jakiejś bluzy która leżała koło niego i przycisnęłam do ranny. Nie wiedziałam co trzeba zrobić więc powiedziałam mu tylko:

Rose: Nazywam się Rose, niech się pan nie boi pomogę panu, nie pozwolę żeby pan zginął. - posłałam mu uśmiech.

Policjant: Dziękuję ci dziecko, ale chyba nie dam rady, nie jestem już tak młody i silny jak kiedyś. Wiesz moja żona powiedziała mi dziś rano że ma złe przeczucia, żebym nie szedł dziś do pracy, nie posłuchałem jej, teraz tego żałuję, wiesz ona jest osobą która zawsze ma rację. - Na jego słowa łzy spłynęły po moich policzkach, Harry zabił człowieka na którego tam w domu czeka kochająca żona.

Rose: Ma pan bardzo kochającą żonę.- przyznałam szczerze.

Policjant: O tak, mam nadzieję że poradzi sobie beze mnie.- powiedział cicho.

Rose: Nie, nie pozwolę panu umrzeć. - Mocniej przycisnęłam materiał do jego rany. Wtedy usłyszałam dźwięk policji i pogotowia, tak już jadą.

Rose: Niech pan nie zamyka oczu pogotowie już jedzie. - złapałam go za rękę. Ale ktoś mnie szarpnął i zaniósł do samochodu. Tym kimś okazał się oczywiście Harry. Zaczęłam się wyrywać, nie chcę żeby ktoś kto zabija ludzi mnie trzymał.

H: Miałaś siedzieć grzecznie w samochodzie, co ci mówiłem chciałaś zginąć?

R: Zabiłeś ludzi!!!- krzyknęłam i jeszcze mocniej zaczęłam się wyrywać.

H: Uspokój się, na tym polega nasza praca.- krzyknął i szarpnął mnie, po czym znów zakleił mi usta taśmą i mocno trzymał. Po chwili Liam krzyknął.

Li: Gonią nas, szybko musimy ich zgubić.- po tych słowach Louis który kierował nacisnął gazu. A Niall i Zayn wychylili się przez okno i zaczęli strzelać. Po kilku minutach Niall powiedział że mnie więcej ich zgubiliśmy.

L: Może na razie jedźmy do schronu, z tego co wiem pojechali tam też chłopaki z 5sos.

H: Dobra jedź tam.

Po kilku chwilach byliśmy na miejscu. Wyszliśmy z samochodu a tam czekali na nas już chłopcy z 5sos.

Luke: Ok, co robimy, my proponujemy tu przenocować. Po tej akcji policja długo będzie kręciła się w pobliżu.

H: Tak to dobry pomysł, zostajemy tu.

Oddaliłam się od nich i usiadłam w kącie. Mam nadzieję że lekarze zdążyli pomóc temu policjantowi. Siedziałam tak kilka chwil po czym podszedł do mnie Luke i chłopaki.

Luke: Hejo Rose dawno cię nie widziałem. -pochylił się żeby mnie uściskać ale ja się wyrwałam, miał zdezorientowaną minę. Zdjął taśmę z moich ust i zapytał o co mi chodzi.

Rose: O co mi chodzi?!? O co mi chodzi?!? Zabiliście kilkudziesięciu niewinnych policjantów, oni mieli rodziny, a wy bez emocji ich zastrzeliliście!- krzyknęłam na nich zła.

Luke: Ale Rose to nasza praca.

Rose: Nie, nie tłumaczcie mi wszyscy że to wasza praca, przestańcie, zostawcie mnie. Myślałam że wy jesteście ci dobrzy którzy zabijają tylko złoczyńców a nie niewinnych ludzi, jak mogłam się tak pomylić? - byłam zła na nich , ale też na siebie za to że im zaufałam.

Luke: Rose...- nie dałam mu dokończyć tylko krzyknęłam żeby mnie zostawili.

Hejo i co myślicie <3.Dziękuję wszystkim za czytanie.

Porwana przez One Direction/ h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz