Rozdział 10

10.6K 276 21
                                    

Z perspektywy Any

Uderzenie, pisk, panika i ból. Tylko to do mnie dociera.

Z perspektywy Alana

Jak tylko dojechaliśmy do domu od razu poszedłem do siebie i położyłem się spać. Rozmyślałem o Anie. Czy jest już w domu i czy śpi... Może też myśli o mnie. Mało prawdopodobne, ale pomarzyć można. Po jakimś czasie moich rozmyśleń odpłynąłem do krainy Morfeusza.

Rano

Obudziłem się o 8. Do szkoły jest na 11, więc teoretycznie mogę jeszcze pospać, ale jakoś nie mam ochoty. Ubrałem się i poszłem do kuchni. Może pomogę mamie w śniadaniu. Weszłem do pomieszczenia, w którym urzędowała mama.

-Pomóc Ci w czymś?-zapytałem, a mam się odwróciła.

-Możesz zrobić jajecznicę-powiedziała i się uśmiechnęła. Nie wiem skąd ona co dzień bierze taki zapał do życia. Mi dzisiaj go brakuję. Sam nie wiem dlaczego. Taki dzień. Ale jakoś to będzie. Zacząłem robic jajecznicę.

-Jak tam wczorajsze spotkanie? Słyszałam jak tata po was jechał.

- A no dobrze nawet. Fajnych ludzi poznaliśmy w szkole. Mamy w klasie swoją paczkę, a wczoraj oprócz nas była jeszcze Rosie ze swoją koleżanką, a zarazem siostrą naszego kumpla, więc się trochę poznajemy wszyscy-powiedziałem i mimowolnie się uśmiechnąłem na wspomnienie o szatynce.

-To dobrze, że się zaklimatyzowaliście. Chyba ta przeprowadzka nie była taka zła, co nie synku?

-No nie była. Teraz się do niej przekonałem-odpowiedziałem uśmiechając się. I zająłem się jajecznicą. Po chwili była gotowa, a do kuchni wszedł tata, a za nim Matt. Ledwo żywy Matt. Czeka nas ciężki dzień. Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść śniadanie rozmawiając o różnych rzeczach.

-Może zawieźć was do szkoły?-zapytał tata.-Nie wiem. Chyba nie jesteście do końca trzeźwi, lepiej nie ryzykować.

- Nie, nie. Ja wczoraj mało piłem, więc na pewno jestem trzeźwy w 100%-powiedziałem, bo taka jest prawda.- Ale chyba weźmiemy samochód, możemy?-zapytałem.

-Tak, pewnie- mamy dwa samochody. Jeden, którym jeździ tata, a drugi to taki zapasowy. Zazwyczaj jeżdżę nim ja albo Matt. Czasem mama, ale to rzadko.Po śniadaniu tata pojechał do pracy, mama zajęła się czymś w ich sypialni, a my leżeliśmy przed telewizorem.

-Trzeba się zbierać do szkoły-powiedziałem do brata, a ten się ruszył. Wyszliśmy z domu i poszliśmy do garażu po samochód. Ja prowadziłem, bo wczoraj mniej piłem.

-Jak tam z Aną?Poszło coś do przodu?-zapytał mnie brat.

-Wiesz przeprosiłem ją wczoraj, a potem tańczyliśmy.

-Wiem, widziałem-powiedział, śmiejąc się.

-Z czego się śmiejesz?-zapytałem.

-Tak fajnie tańczyłeś, jakbyś się jej bał. Ale potem się ogarnąłeś i było normalnie-powiedział.

-Kurde to aż tak było widać?

-No trochę-zaśmiał się. A ja właśnie parkowałem pod szkołą. Weszliśmy do klasy. Ale nie było chłopaków. Ciekawe czemu... Czyżby kac był aż tak silny? Po pierwszej lekcji postanowiliśmy poszukać dziewczyn. Była tylko Rosie.

- Rosie, nie wiesz gdzie są chłopaki?-podeszłem do niej i zapytałem.

-Nie wiem, ale Any też nie ma i nie potrafię się z nią skontaktować-wyciągnąłem telefon i zadzowniłem do Chrisa. Nie odebrał. David też nie. Lucas... odebrał.

-Halo, co się dzieje?Czemu nie ma was w szkole? Any też nie ma.

- Mieliśmy wypadek. Jesteśmy w szpitalu...-powiedział, a mnie zamurowało. Mieli wypadek. Wszyscy, czyli Ana też...

***

Myślicie, że skończę to opowiadanie teraz jej śmiercią? Jak sądzicie? A może tego chcecie, żebym dała sobie spokój?

Miłego czytania!

Poniedziałek za nami! Mam pocieszenie. Jesteśmy o jeden dzień bliżej kolejnego weekendu, świąt i... wakacji XD

Dotrę do CiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz