Rozdział 43

6.8K 170 23
                                    

Z perspektywy Any

Obudziłam się rano i jęknęłam niezadowolona, bo obok nie było Alana.

Gdzie ten głupek znowu wybył?-pomyślałam.

Zwlekłam się z łóżka i poczułam ból w podbrzuszu... Pewnie przez wczorajsze wydarzenia... Założyłam na siebie koszulkę Alana i moje majtki po czym skierowałam się na dół, do kuchni, w której najprawdpodobniej był mój ukochany. Szłam jak kaczka przez dyskomfort, który odczuwałam. Mimo, że Alan był bardzo delikatny za co jestem mu wdzięczna to jest jakiś znak, ale było warto... To co było wczoraj jest nie do opisania. Cudowne... Z każdą minutą spędzoną w jego towarzystwie zakochuje się w nim na nowo. Doszłam do kuchni, w której zobaczyłam mojego chłopaka. Po chwili kiedy przyglądałam się jego umięśnionej sylwetce obrócił się.

-Zrób zdjęcie zostanie na dłużej-powiedział i mrugnął do mnie okiem.

-Po co? Przecież to tak jest moje-odrzekłam i ruszyłam w jego kierunku, a on zaczął się śmiać.-Z czego rżysz?

-Z twojego chodzenia-zaśmiał się.-Było aż tak dobrze?-zapytał poruszając sugestywnie brwiami, a ja spłonęłam rumieńcem. Zaśmiał się i podszedł do mnie. Podniósł mnie na ręce i usadził na blacie.-Nie chodź nigdzie. Wiem, że sprawia ci to ból-powiedział skruszony.-Przepraszam. Może mogłem być delikatniejszy-potarł kark dłońmi...

-Skarbie, było idealnie. Nie mogłeś być już delikatniejszy. Byłeś cudowny. Dziękuje-powiedziałam, a chłopak położył swoją dłoń na moim udzie na co wzdrygnęłam. Uśmiechnął się na ten gest. Położył swoją ręke na moim podbrzuszu pod koszulką i zaczął delikatnie masować. Przytuliłam go przez co stanął pomiędzy moimi nogami.

-Alan... jest jedna sprawa o której zapomnieliśmy...

-Jaka kochanie?-zapytał nie przerywając masażu.

-Zabezpieczenie... ja nie jem tabletek-powiedziałam i przytuliłam go mocniej. Objął mnie i docisnął mocno do siebie.

-Ana... Spokojnie nie będziesz w ciąży. Nie bój się, a nawet jeśli to nie zostawiłbym cię samej-powiedział.

-Skąd masz taką pewność?-zapytałam szeptem.

-Jestem bezpłodny-powiedział, a moje usta przybrały kształt literki O. Spuścił głowę w dół.-Przepraszam. Przepraszam, że nie jestem 100% facetem. Że nigdy nie dam ci tego czego w końcu zapragniesz-dziecka. Nigdy nie będe miał dzieci-po jego policzku spłynęła pojedyncza łza.-Zrozumiem jeśli mnie zostawisz.

-Alan! Czyś ty oszalał?! Nigdy cię nie zostawię. Nie myśl tak. Kocham cię, a bezpłodność się leczy. Skarbie damy sobie radę ze wszystkim-przytuliłam go mocno i mówiłam prosto w jego oczy.

-Kocham cię-powiedział i wbił sie w moje usta. Oddałam namiętny pocałunek przepełniony pragnieniem.

-Nie myślmy o tym co będzie. Cieszmy się chwilą-powiedziałam. I pocałowałam go znowu. Jego ręka wjechała pod moję koszulkę i muskał wewnętrzną stronę moich ud. Już byłam podniecona i mokra. Po chwili dotknął moich majtek na co jęknęłam, a on zaśmiał się.

-Mój mały napaleniec-powiedział.

-Ja napaleniec?!

-Tak, ty napaleniec-odparł, a ja zeskoczyłam z blatu. Przez co jęknęłam z bólu.

-Ludzie Ana! Nie strasz mnie i siedź spokojnie. Nie chce, żeby cie bolało, a ty pogarszasz sytuacje-powiedział i zaniósł mnie do mojego pokoju. -Leż tu, a ja przyniosę śniadanie-powiedział i wyszedł z pokoju. Po kilku minutach wrócił z jajecznicą i sokiem pomarańczowym. -Jedz skarbie.

Dotrę do CiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz