Z perspektywy Alana
Dzisiaj mecz, a za 3 dni wyjazd. Od porodu pani White bardzo dużo czasu spędzamy u Any z maleństwem. Jest w niego zapatrzona jak w obrazek. Nie przeszkadza mi to. Uwielbiam spędzać z nią czas niezależnie co robimy, a małego bardzo lubię. Jadę prosto na stadion na którym ma być mecz razem z rodzicami i bratem. Ana jedzie ze swoim tatą i Lucasem. Ich mama rozpaczała, że nie może tam być, ale mimo tego, że są już w domu muszą odpoczywać razem z maleństwem. Po 30 minutach dojechaliśmy na miejsce rodzice i Matt poszli na trybuny, a ja do naszej szatni. Byli tam już wszyscy oprócz Lucasa.
-Gdzie jest Lucas?-zapytałem trenera.
-Nie wiem jeszcze go nie ma.Ejjj Alan nie martw sie na pewno przyjedzie. Razem z Aną-powiedział, a mnie zatkało. Nawet trener wie, że z nią chodzę.
-Wie pan o Anie?
-Przecież odkąd chodzicie ze sobą cała szkoła gada na wasz temat. A właśnie Alan. Takie rzeczy w szatni, pierwszy i ostatni raz-zaśmiał się, a mnie kompletnie zbił z tropu.
-To pan wie o tym co było po meczu?
-No tak jakoś wyszło-zaśmiał się.- Nie martw się. Nie nagrania czy coś bo tam kamer nie ma. Chciałem zamknąć szatnie i wszedłem. Nawet mnie nie zauważyliście-powiedział i się uśmiechnął.-Nie chciałem wam przeszkadzać,więc wyszedłem.
-Dziękuję, że pan nie zrobił wtedy afery...-powiedziałem, ale mi przerwał.
-Też byłem młody. Rozumiem was. Ale nie zrań jej. Znam ją trochę, bo mam z nią wf. To fajna dziewczyna, ale ma swój temperament-poklepał mnie po plecach i odszedł. Teraz zostało czekać na Lucasa.
Wbiegł do szatni w ostatnich minutach.
-Gdzieś ty kurwa był?!-krzyknąłem na niego.-Gdzie Ana??
-Wszystko ci wyjaśnię potem. Daj z siebie wszystko dla niej-powiedział, a trener kazał nam wchodzić na murawę.
Myślałem o co chodzi Lucasowi i co się dzieje z Aną. W tłumie ludzi próbowałem wypatrzyć ją i jej tate, ale nigdzie ich nie widziałem.
Może tylko jej nie widzę, a jest i trzyma za mnie kciuki-pomyślałem.
2 godziny później
Dałem z siebie wszystko dla Any. Wygraliśmy mecz i jesteśmy mistrzami kraju! Czuję się zajebiscie, ale chce już zobaczyć Ane. Weszliśmy z chłopakami do szatni, a Lucas odciagnął mnie na bok.
-Ana jest w szpitalu. W nocy straciła przytomność. Nie pozwoliła ci powiedzieć, bo nie chciała żebyś przejebał przez nią mecz. Sorry stary, ale jej obiecałem-powiedział, a w mojej głowie zatrzymały się cztery słowa. "Ana jest w szpitalu"
-Co jej jest??
-Mają podejrzenia...
-Jakie?!
-Rak wątroby-powiedział i zaczął płakać, a ja razem z nim.
-Lucas to są podejrzenia. Oni się na pewno mylą...-powiedziałem.
-Moja mała siostrzyczka...
-Moja kruszynka-rozpłakałem się jeszcze bardziej.-Przebieraj się i jedziemy.
-Ok-przebraliśmy się szybko i wyszliśmy ze szatni. Odebrałem gratulacje od trenera i kilku innych osób jako przedstawiciel drużyny. Podszedłem do swojej rodziny.
-Jedźcie do domu. Ja jadę z Lucasem do Any. Jest w szpitalu...-przerwałem.-Z podejrzeniem raka wątroby-szepnąłem i się rozpłakałem. Moja mama mnie przytuliła.
-Synku nie płacz będzie dobrze. To na pewno pomyłka-powiedziała.
-Przepraszam ja już idę. Chce z nią być.
-Dobrze trzymaj się-powiedział tata. Wszyscy posmutnieli. Podszedłem do Lucasa i razem pojechaliśmy do szpitala. Byliśmy tam w błyskawicznym tempie. Wszedłem do sali, a chłopak został na zewnątrz. Ana płakała. Podeszłem do niej i wziąłem w ramiona.
-Skarbie nie płacz. Proszę cię nie płacz. To jest na pewno głupia pomyłka. Jesteś zdrowa, a jeśli nie to wyzdrowiejesz-powiedziałem i pocałowałem czubek jej głowy.
-Alan, a jeśli ja umrę?-moje oczy zaszły łzami.
-Nie mów tak. Pamiętasz? Mamy tyle planów. Wszystkie zrealizujemy-powiedziałem, a do sali weszła mama dziewczyny.
-A ty co tutaj robisz? Z kim jest Charlie?
-Mama Alana przyjechała i powiedziała, że z nim zostanie. Skarbie nie płacz. Będzie dobrze-powiedziała, a dziewczyna się rozpłakała.
CZYTASZ
Dotrę do Ciebie
RomanceOn- Przystojny dziewiętnastolatek. Do grzecznych chłopców nie należy. Cnotliwością też nie grzeszy. Dziewczyny traktuje przedmiotowo... Z pozoru jest taki, ale... jego wnętrze jest głębokie. Jest uczuciowym człowiekiem. Dlaczego stwarza takie pozory...