Rozdział 48

6K 175 3
                                    

Z perspektywy Alana
 Minęło już kilka dni odkąd wróciliśmy z wyjazdu. Cały czas z Aną spędzamy w moim domu rodzinnym. Moi rodzice są zachwyceni dziewczyną. Mój skarb złapał z nimi świetny kontakt. Wspólnie z moją mamą plotkują i gotują. Cudowne jest to uczucie, kiedy zasypiam z nią w ramionach i budzę się w taki sam sposób. Tak samo jest teraz. Leżę i obserwuję mój sens życia. Ana jeszcze śpi. Odgarniam z jej twarzy kosmyki włosów i całuje delikatnie jej kark. Przebudza się i patrzy na mnie z uśmiechem ślicznymi oczami.
-Jak się spało?-pytam niskim głosem, bo też dopiero się obudziłem. Już czuję jak drży. To mnie okropnie w niej kręci. Na każdy głupi gest się podnieca. Uwielbiam sposób w jaki na nią nieświadomie działam.
-Dobrze- mówi i wykręca twarz w grymasie.
-Coś się stało?-pytam zaniepokojony.
-Okres się stał-odpowiada i odkrywa się. Zauważam lekko zakrwawiona koszulkę na jej ciele.-Muszę iść się ogarnąć-mówi i wstaje z łóżka w mojej koszulce.  Bierze swoje ubrania i szybko idzie do łazienki. Kiedyś wpadła w takim wydaniu na mojego tatę. Wróciła do pokoju cała czerwona. 
Leżałem w łóżko patrząc w sufit, kiedy usłyszałem otwieranie drzwi. Ana weszła w czarnych spodenkach i takiego samego koloru bokserce. Widziałem, że źle się czuję. To widać z daleka. Zwłaszcza po osobie którą się kocha. Wskazałem, żeby położyła się obok mnie. Od razu to zrobiła i przytuliłem ją.
-Chcesz leki przeciwbólowe?-pytam po chwili obejmując ją.
-Jeśli to nie problem...
-Skarbie, nigdy nic co związane z tobą nie jest problemem-powiedziałem i wyszedłem z łóżka. W samych bokserkach opuściłem pokój. Wszedłem do kuchni, w której plątała się mama.  Pocałowałem ją w policzek na przywitanie i zacząłem przeszukiwać szafki w poszukiwaniu leków.
-Czego szukasz synku?
-Leków przeciwbólowych-odparłem.
-Co Ci jest?
- Mnie nic. Ana ma okres. Boli ją brzuch i plecy-powiedziałem tak żeby tylko mama słyszała. Wiem, że Ana nie czułaby się komfortowo jak męska część naszej rodziny by wiedziała o tym. Oczywiście oprócz mnie.
-Ohh...- wyciagła tabletki z szafki.- Daj jej te trzy tylko najpierw niech zje śniadanie-podała mi talerz z kanapkami.-Nic jej nie będzie po nich. Sama je brałam jakiś czas-odparła, a ja ją przytuliłem.
-Jesteś najlepsza!-powiedzialem i zabrałem kanapki, leki i herbatę.
-Alan! My dzisiaj z tatą jedziemy do dziadków na kilka dni. A Matt już gdzieś pojechał.
-A no okej. My tu z Aną zostaniemy- mówię i uśmiecham się. Pożegnałem się z rodzicami, którzy już wychodzili i wróciłem na górę.
Wszedłem do mojego pokoju. Ana leżała na łóżku niespokojnie. Pocałowałem ją w czoło.
-Zjedz śniadanie. Mama dała mi jakieś leki, które sama brała, ale musisz zjeść najpierw-mówię do jej ucha szeptem i głaszcze po plecach.
-Dziękuję-odpowiada cicho. Podaje jej kanapkę, która niechętnie zaczyna jeść. Po chwili zjada leki i kładziemy się w łóżku. 
Ana leży na brzuchu. Podciągam jej koszulkę odkrywając cały brzuch, a spodenki razem z bielizną zsuwam trochę w dół. Kładę dłoń w dole jej brzucha i delikatnie masuje. Ana zamyka oczy i widze ulgę na jej twarzy.
-Lepiej?
- Tak, nie przestawaj-mówi i kładzie swoją dłoń na mojej, którą wykonuje masaż.
-Nie mam zamiaru-uśmiecham się delikatnie. 
 Cały dzień leżymy w łóżku. Rozmawiamy. Oglądamy filmy. Ana ciągle nie czuję się najlepiej, ale po lekach i moich cudownych dłoniach-ahh ta skromność- trochę jej ulżyło.

Dotrę do CiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz