Rozdział 11

10.3K 271 46
                                    

Wybiegłem ze szkoły i wparowałem do auta. Za mną Matt i Rosie. Ruszyliśmy. Jechałem szybko. Złamałem chyba wszystkie przepisy. Po kilku minutach byliśmy w szpitalu i biegliśmy na odpowiedni oddział. W recepcji powiedzieli nam numer sali, w której leżał Lucas. Poszliśmy tam.

Gdy weszłem do sali zobaczyłem go na łóżku. Miał rozcięty łuk brwiowy i złamaną ręke.Podeszłem do niego.

-Jak to się stało?-zapytałem-Gdzie reszta?

- David jest na zabiegówce. Szyją mu głowe, bo ma bardzo rozwaloną. Chrisa wzięli na jakieś badania. Ale z nami nie jest źle, wyliżemy się-tu jego głos zaczął się łamać-Ana... z Aną jest ciężko. Ma teraz poważną operacje. Nie wiadomo czy z tego wyjdzie...-powiedział, ale ja już nie słuchałem. Moja kruszynka walczy o życie. Musi tą walkę wygrać.

-Matt ty idź poszukać Davida, a ty Rosie Chrisa...-powiedziałem, a oni wyszli z sali.

-Gdzie jest Ana? Gdzie mam iść?-zapytałem.

-Na sali operacyjnej, na chirurgii-powiedział. Jak już miałem wychodzić, pociągnął mnie za rękę.-Proszę dowiedz się co z nią i zaopiekuj. Błagam Cię. Oni mi nie pozwalają iść tam-błagał mnie.

-Wiem. Zaopiekuję się. Zależy mi na niej jak na nikim innym do tej pory.-powiedziałem i wyszedłem z sali. Pobiegłem na chirurgię i pod salę operacyjną. Czekałem kilka godzin. Co jakiś czas przychdził Matt i Rosie. Chłopakom zabronili wychodzić z sali, bo byli na jednej. Byli ze mną też rodzice Any, a nasi wiedzą od Matta co się wydarzyło. Lucas odchodzi od zmysłów, a David się obwinia. Wszyscy martwią się o Ane. Jej operacja trwa już 8 godzin. Wiem tylko, że coś jej w brzuchu robią. Nie wiem dokładnie. Ważne żeby z tego wyszła cała. Ona musi być zdrowa. Poradzi sobie. Jest silna. Wygra walkę. Wierzę w to, ale jestem bliski płaczu. Ta dziewczyna nie jest nawet moją przyjaciółką, a wojuje całym moim światem. Jak ona to robi? Jak już będzię z nami muszę ją o to zapytać i spróbuję w ten sam sposób zawojować jej światem i się do niego wkraść. Chce, żeby była moja. Jak tak myślałem drzwi od sali otworzyły się i wyszedł młody lekarz.

-Państwo White?-wszyscy wstali. Ja i jej rodzice, którzy przytaknęli na znak, że to oni.-Państwa córka miała poważne urazy wewnętrzne brzucha... Udało się zatamować krwotok, ale musieliśmy usunąć śledzionę...-jej mama zaczęła płakać, a ja myślałem, czy to dobrze czy źle czy jak. Trzeba było słuchać na bilogii.-Niech pani nie płaczę. Bez śledziony można żyć normlanie-uff. - Teraz jej życiu nic nie zgraża... jednak nie mamy pewności, że się wybudzi...musimy mieć nadzieję. Córką jest młoda i silna. Poradzi sobie i wygra walkę-"WYGRA WALKĘ" tylko to powtarzałem w swojej głowie. Ona musi się obudzić. Już ja tego dopilnuje.

-Dziękujemy panie doktorze-powiedział tata Any.

-Nie ma za co. Córka będzię na OIOM'ie. Możecie państwo wejść, ale pojedynczo proszę-powiedział i odszedł, a ja usiadłem i wypuściłem głośno powietrze. Ona żyję i to jest ważne. Wstałem i podałem dłoń jej rodzicom.

-Ja przekaże wszystko Lucasowi, a państwo niech idą do córki-tak wiem,że mnie tak nie wpuszczą niestety.

-Dobrze. Dziekuję ci chłopczę. Do widzenia-powiedział jej tata i razem z żoną skierowali się w stronę OIOM'u. Ja poszłem do sali chłopaków. Weszłem i zobaczyłem, że wszyscy siedzą i rozmawiają zmartwieni.

-Operacja się skończyła. Wszystko poszło dobrze, tylko usunęli jej kurde... śledzione. Nic nie zagraża jej życiu, ale trzeba wierzyć, że się obudzi-powiedziałem i widziałem ulgę na ich twarzach. Zwłaszcza u Lucasa. Ich więź jest wspaniała. Taka jak moja z Mattem. Pogadaliśmy trochę. A ja poszedłem jeszcze upewnić się,że z Aną jest okej.Na korytarzu spotkałem jej mamę.

-Przepraszam...-zwróciłem jej uwagę na siebie i zobaczyłem w jej oczach łzy- Co się dzieje?-zapytałem zaniepokojony.

-Oni... ją ratują. Ona odchodzi...- powiedziała i zaczęła głośno płakać i przytuliła się do mnie. Nie tylko nie to. Ana, proszę nie odchodź...

***

Jest kolejny...

Jak myślicie jest sens kontynuować?

Dotrę do CiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz