10 | Ivy Cooper

15.3K 1.4K 670
                                    

Życie Ivy Cooper było absolutną porażką.

     Jak to jest, że niektórzy ludzie mają wszystko, a niektórzy nie mają nic? Co to oznacza, o ile w ogóle coś oznacza? Od czego zależy, o ile od czegoś w ogóle zależy?

     Ivy miała swoje dwa najwcześniejsze wspomnienia z dzieciństwa, które często ją nawiedzały - pierwsze przedstawiało jej rodziców w wesołym miasteczku nad oceanem, gdy byli na wycieczce w Los Angeles. Jej mama miała wtedy trzydzieści dwa lata, tata trzydzieści trzy i oboje byli najwspanialszymi ludźmi na calutkim świecie - akurat poprosili swoją siedmioletnią córeczkę, aby zrobiła im zdjęcia na tle jednej z tych wielkich karuzeli; Ivy dokładnie pamiętała te piękne światełka, kolorowe i błyszczące, a także uśmiechy jej rodziców, które zdawały się przyćmiewać nawet tamto południowe słońce. Za to drugie wspomnienie dotyczyło Jacka - tego, jak poznali się w szkole, w wieku dziesięciu lat, gdy zaczął chodzić z nią na angielski. Pamiętała, że podeszła do niego i zapytała o książkę, którą czytał - a czytał prawie cały czas. Tym razem jednak nie była to kolejna luźno wybrana przez niego powieść, a lektura zapowiedziana na następny czwartek - lektura, do której Ivy nie miała najmniejszego zamiaru zajrzeć. Pamiętała jego uśmiech, kolor oczu i blade palce zaciśnięte na stronach Małego Księcia.

     Miała pamiętać te dwa wspomnienia już do końca swojego życia.

     Często odtwarzały się w jej głowie w najmniej spodziewanych momentach, nawet gdy tego nie chciała. A te dwa wspomnienia prowadziły do kolejnych rozmyślań – do świadomości, że wszyscy ludzie, których kochała i którzy zdawali się być niekończącymi się pokładami szczęśliwych chwil i zakończeń, okazywali się jedną wielką tragedią. Była przeklęta – dokładnie taka się czuła. Ona sama od samego początku była nieszczęśliwym zakończeniem i zlepkiem różnych smutnych zdarzeń, zlepkiem odpadów, które do nikogo nie pasowały.

     I to dlatego nie rozumiała spojrzenia, jakim obdarzali ją jej ciocia i wujek. Jakby była kimś innym. Nienawidziła tego spojrzenia.

     Do Lambertville przeprowadziła się w wieku piętnastu lat. Jej wujostwo było na tyle miłe, aby po śmierci rodziców zabrać ją do siebie, a potem w sądzie wywalczyć prawa do opieki nad nią. Miała mieszane uczucia co do tego miasteczka od samego początku – głównie dlatego, że w ogóle nie chciała w nim mieszkać; wolała, aby wszyscy dali jej spokój i pozwolili jej umrzeć. Nie wyobrażała sobie życia bez swojej mamy i taty – dotychczas to właśnie oni byli jej życiem, jej domem i poczuciem bezpieczeństwa. Nie rozumiała ich śmierci, jak i nie rozumiała swojej żałoby. Z czasem się poddała i przestała próbować zrozumieć te pojęcia nie do zrozumienia. Nie mogła nie przyznać, że na samym początku nawet nie starała się okazywać choć trochę miłości wujkowi Samowi i cioci Wendy. Właściwie ich nie znała – ciocia była siostrą jej mamy, ale mimo to nie utrzymywały bliskich kontaktów. Wcześniej Ivy widziała ich na oczy może z raz lub dwa, dlatego ciężko było się jej przestawić na ich widok codziennie – czasami zresztą zdawało jej się, że w ogóle nic nie widziała, nawet swojego odbicia w lustrze. Może ze śmiercią rodziców w pewnym stopniu ich dziecko także znika ze świata.

     A Sam i Wendy nie mogli mieć własnego dziecka. Gdy Ivy była młodsza, torturowała się myślą, że może nie przygarnęli jej dla jej samej, ale dla siebie. Z myślą, że w taki sposób wreszcie zostaną rodzicami.

     Sama Ivy Cooper była porażką.

*

Angielski był katorgą w najczystszej postaci – Ivy za nic w świecie nie rozumiała znaczenia wierszy pisanych przez ludzi, których większość kończyła swoje wielkie życie z pistoletem przy skroni, liną wokół gardła lub tabletkami w garści. Nie potrafiła rozszyfrowywać metafor, tych rozbudowanych opisów – nie miało to dla niej sensu i nie mieściło jej się w głowie, że dla kogokolwiek mogłoby cokolwiek to oznaczać. Tamtego dnia Freu, nauczycielka angielskiego, postanowiła zamęczyć ich na śmierć (ha!) Virginią Woolf, a Ivy naprawdę starała się przez godzinę nie zwariować, słuchając słów, które złączone w zdania nie układały się w żadną sensowną całość.

wszyscy byliśmy za młodzi ✓ (w księgarniach!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz