55 | Ivy Cooper

8.1K 1.1K 382
                                    

CZĘŚĆ III: PO

///

Cała szkoła była na pogrzebie.

     Odbył się w środę. Tego dnia nie było lekcji, ale kazali przyjść wszystkim na dziewiątą i oprócz Chase'a, który wciąż leżał w szpitalu w ciężkim stanie, stawili się wszyscy. Niektórzy wyglądali lepiej, niektórzy gorzej, ale byli wszyscy. Nikt nie patrzył sobie w oczy, nikt z nikim nie rozmawiał. Najpierw odbyła się msza, a potem żałobnicy poszli na cmentarz przy kościele. Ivy stała z boku, a obok niej stał Simon Atwood, ubrany cały na czarno. Gdy spuszczali trumnę w ziemię, Ivy bardzo starała skupić się na różnicy w barwie garnituru a włosów Simona, ale nie mogła, bo łzy zupełnie jej to uniemożliwiły. Gdy Simon na nią spojrzał, także miał łzy w oczach. Przytulił ją, pewnie myśląc o tym, że na miejscu Josha mógł być Chase. Ivy za to utkwiła wzrok w Yatesie i Rachel stojących dalej. Wszyscy byli w grupach, skupieni blisko siebie, zupełnie jakby ludzi tak podzielonych była w stanie połączyć tylko wspólna żałoba. Prędko odsunęła od siebie myśli o tym, że większość z tych ludzi nie opłakiwała Josha, Josha jako osoby z krwi i kości, a Josha, jako jednostkę w ich wieku, kogoś młodego. Opłakiwali jego młodość, a zarazem ich młodość. Nie jego samego.

     Ivy najbardziej uderzyło to, że nie przemawiał nikt ważny, nikt ważny dla Josha. Alison stała dalej, cała na czarno. Swoje blond włosy miała związane z tyłu, ale i tak rozjaśniały jej strój. Obok niej była jej mama, co Ivy poznała po tym, że były do siebie niesamowicie podobne. Dalej, na samym tyle, stał Carter, Matt i Jason, ale oddaleni od siebie. Rodzice Josha siedzieli z przodu, trzymali się za ręce, ale wyglądali zbyt dumnie, aby cierpieć. Przemówił dyrektor, a także nauczycielka biologii, która mówiła o tym, jakim świetnym uczniem był Josh i jakie to niesprawiedliwe. Potem wyszła Judie, jako przedstawicielka samorządu uczniowskiego i wspomniała coś o tym, jaki to Josh był zawsze pomocny i miły, a Simon przez całe jej przemówienie trzymał Ivy za rękę, tak mocno, że prawie miażdżył jej kości. Nie można było mówić złych rzeczy o zmarłym. I nikt nie chciał. Jakby wszystkie jego krzywdy zostały wybaczone wraz z sekundą, w której wziął ostatnio oddech.

     Po pogrzebie także wrócili do szkoły. Rocznikami mieli zajęcia na sali gimnastycznej, które miały pomóc im uporać się z żałobą, ale Ivy na nich nie uważała, bo myślała tylko o tym, że może to ona powinna powiedzieć coś nad jego grobem, ona, jako osoba, która ich znalazła, jego i Chase'a, i zadzwoniła po karetkę. Ale nie była w stanie. Josh jej nie lubił, Josh nawet jej nie znał. Byli dla siebie obcymi osobami. Zresztą co miałaby powiedzieć?

     ,,Bardzo mi przykro."

     A może:

     ,,Miał twarz całą we krwi. Gdy zamykam oczy, widzę tę twarz. Całą we krwi. A przecież widziałam ją tylko raz. Tyle razy widziałam tę inną, czystą twarz Josha, jej miękkie rysy, oczy, uśmiech, którym oszukiwał wszystkich dookoła. Co znaczy jedno spojrzenie w zestawieniu z setkami innych? Miał twarz całą we krwi. Do końca życia będzie dla mnie cała we krwi. Nienawidzę siebie."

     Więc może i lepiej, że nie doszła do głosu.

*

W czwartek były już 'normalne' lekcje, ale w przeciwieństwie do wczorajszego dnia, nie pojawiło się zbyt wiele osób. Nauczyciele pobrali wolne, wszyscy snuli się po korytarzach, a na angielskim pani Freu zaczęła płakać w połowie lekcji. Ivy patrzyła wtedy na Chloe Fields, która schowała twarz w dłoniach, a włosy zakryły jej profil. Tego dnia nie było już w szkole ani Alison, ani Cartera, ani Matta.

     Wszystko się zmieniło.

     Było po dwunastej, gdy zwolniono wszystkich do domów. Akurat skończyła się matematyka i chyba pierwszy raz od wiadomości o śmierci Josha, parę osób się uśmiechnęło. Tyle ludzi go nie lubiło, a jednak tylu ludziom było go szkoda.

wszyscy byliśmy za młodzi ✓ (w księgarniach!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz