15 | Chloe Fields

12.1K 1.3K 505
                                    

W piątek Chloe nie marzyła o niczym poza końcem lekcji. O piętnastej umówiła się z Alison pod szkołą i miały wybrać się na zakupy. Gdy skończyły się zajęcia, odetchnęła z ulgą, odkładając parę rzeczy do szafki i wychodząc na zewnątrz. Czekała na swoją przyjaciółkę na jednej z ławek już pięć minut przed czasem, jednak nie przeszkadzało jej to, bo przynajmniej miała chwilę, aby odetchnąć po męczącym dniu i całym tygodniu. Na szczęście w szkole odwołali jej trzy pierwsze lekcje, z powodu wycieczki szkolnej, a na zastępstwach miała zajęcia artystyczne, które zdała już w zeszłym roku, więc na spokojnie mogła się obijać. Przed nią siedział pochylony Tony Yates i nie odrywał się od pracy, a ona starała się go zrozumieć, choć szybko doszła do wniosku, że nie potrafiła – tak samo jak nie potrafiła zrozumieć swojej matki.

     - Jestem. Idziemy?

     Alison pojawiła się obok Chloe, a ta gwałtownie spojrzała do góry i odprężyła się na jej widok.

     - Przestraszyłaś mnie.

     - A co? Myślałaś, że to Chase Braford?

     Chloe przewróciła oczami. Wstała, założyła na ramię torebkę, a w prawej ręce trzymała kurtkę.

     - Co się go tak uczepiłaś?

     - Próbuję przelać moją gorycz na ciebie i chyba nieźle mi wychodzi – Uśmiechnęła się. Związała włosy w koka i przez chwilę Chloe nie mogła się na nią napatrzeć; nawet z włosami ściśniętymi przy skórze głowy wyglądała pięknie. – No co?

     - Nic. Przestań, nie będzie tak źle.

     - Masz rację. Nie będzie źle, dopóki się nie odezwie – powiedziała. Ruszyły w stronę przystanku autobusowego, oddalonego o około trzy minuty. – Dobrze przynajmniej, że nie będę musiała z nim zbyt dużo rozmawiać. Tylko ta popieprzona prezentacja. Najwyżej zrobię ją sama.

     - Poza tym – zaczęła Chloe, pragnąc jak najbardziej poprawić humor swojej przyjaciółce. – Pewnie też parę razy się na niego natknę. Przecież jestem w parze z Simonem.

     - A chyba natykasz się na niego też i bez Simona, nie?

     Chloe zmrużyła oczy i posłała jej zirytowane spojrzenie, gdy już stanęły przy znaku przystanku. Zerknęła na zegarek na swoim nadgarstku i pamiętając, że autobus jeździł co piętnaście minut, odetchnęła z ulgą, że musiały tylko chwilę poczekać. Odstawiła torbę na ziemię i założyła na siebie swoją nową, dżinsową kurtkę, którą kupiła dwa tygodnie temu za urodzinowe pieniądze.

     - Proszę cię – Westchnęła, ponownie zawieszając torebkę na ramieniu. – Po prostu chodzimy razem na parę lekcji. I na ten przeklęty francuski.

     - Szkoda, że nie jestem w waszej grupie. Czy twoje serduszko zaczyna szybciej bić, gdy Chase Braford mówi po francusku? – zadrwiła z niej.

     - Bardzo zabawne. Ma okropny akcent.

     Chloe Fields wiedziała, że skłamała – bo czego jak czego, ale Chase'a Braforda mówiącego po francusku mogłaby słuchać do końca swojego życia. Tylko, oczywiście, gdyby nie były to jego słowa.

*

Po udanych zakupach zaszyły się w jednej z kawiarenek na rogu ulicy. Pomimo pory, obydwie zamówiły sobie ciepłą kawę. Chloe już zdążyła zapomnieć jak bardzo liczyły się dla niej te małe chwile wyobcowania z Alison, gdy po prostu siedziały obok lub naprzeciw siebie i rozmawiały o absolutnie wszystkim; o chłopakach, o dziewczynach, o rodzicach, o szkole, o wszystkim, co je absorbowało i o wszystkim, co je martwiło. Czasami miała wrażenie, że człowiek właśnie po to żył, a przynajmniej, że po to żyła ona - aby odczuwać takie emocje w otoczeniu ludzi, których darzyła zaufaniem i miłością. I patrząc tak na swoją najlepszą przyjaciółkę, właśnie w tamtym momencie, Chloe czuła się nieskończona; czuła, że obie są nieskończone.

wszyscy byliśmy za młodzi ✓ (w księgarniach!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz