14 | Ivy Cooper

12.9K 1.4K 724
                                    

Odkąd napisał do niej Yates tamtego wieczoru, nie potrafiła przestać o nim myśleć. Oczywiście – nie odpisała mu. Byłaby kompletną idiotką, gdyby to zrobiła. W końcu miał dziewczynę i Ivy naprawdę nie wiedziała, dlaczego był taki miły w stosunku do niej. Jeszcze wtedy, na angielskim, gdy zostali przydzieleni razem do projektu – myślała, że zaraz zwariuje. Na szczęście zdążyła uciec po lekcji do domu, aby nie miał szansy z nią porozmawiać. Poza tym, przez cały czas go unikała, do tego stopnia, że widząc go przed sobą, zawracała i szła w drugą stronę, mimo że ta strona w ogóle jej nie pasowała.

     I to był jej plan na przyszłość – miała zamiar odbębnić ten projekt i więcej z nim nie rozmawiać. Nie chciała wchodzić do jego życia, nawet nie chciała go znać. Jedyne czego chciała, to przeżyć trzecią klasę bez żadnego poważnego uszczerbku na zdrowiu, a Anthony Yates wyraźnie próbował jej w tym przeszkodzić. Obiecała sobie, że na to nie pozwoli.

    Ivy uwielbiała czwartki, ponieważ nie miała wtedy angielskiego. Zawsze przed matmą lubiła usiąść na zewnątrz i powtarzać sobie materiał. Uwielbiała matematykę – uwielbiała jej logikę, to, że wszystko miało swój początek, rozwinięcie i koniec, to, że wszystko miało swoją regułkę i określoną zasadę, że w tekście polecenia wszystko było napisane i nie musiała się absolutnie niczego domyślać. Dopóki pogoda była ładna, uczniowie liceum mogli wychodzić na dziedziniec. Ivy usiadła na wolnej ławce, a słońce oświetlało jej włosy, twarz i książkę, którą trzymała w dłoniach. Jeszcze zanim zdążyła otworzyć podręcznik na dobrej stronie, ktoś stanął centralnie przed słońcem, sprawiając, że Ivy utonęła w cieniu. Przestraszona podniosła głowę.

     - Cześć, Ivy – powiedziała Judie Arnett i miło się do niej uśmiechnęła. – Mogę usiąść?

     - Yhym, jasne – odparła drętwo Ivy, tak naprawdę nie chcąc niczyjego towarzystwa.

     - Dzięki, dosłownie padam – mruknęła i zajęła miejsce obok niej, kładąc swoją torebkę na kolana. Oparła się wygodnie o tył ławki. – Co u ciebie?

     - Dobrze. Całkiem. A u ciebie?

     - W porządku. Tak mi się wydaje.

    - Jak z Chazem?

     Judie widocznie ożyła, uśmiechnęła się jak najszerzej mogła i westchnęła. Ivy dostrzegła zielony kolor jej oczu, gdy ta na nią spojrzała i zaczęła zastanawiać się, czy była to jedna z rzeczy, które Chaz w niej kochał.

     - Wiesz, całkiem dobrze, szczerze mówiąc, chociaż nie mamy dla siebie ostatnio zbyt dużo czasu przez szkołę i trzecią klasę, rozumiesz – Przewróciła oczami. – Myślałaś już o tym wszystkim?

     - Masz na myśli studia?

     - Tak.

     - Nie za bardzo.

     Tak naprawdę, Ivy o nich myślała. Ale nie wymyśliła nic konkretnego.

     - A ty? – spytała grzecznie.

     - Trochę. Chciałabym zostać aktorką. Boże, jak to głupio brzmi – dodała szybko, zanim Ivy chociażby zdążyła otworzyć usta.

     - Nie! Przestań – odpowiedziała, zakładając włosy za ucho. – To wcale nie brzmi głupio. I nie jest głupie.

     - Sama nie wiem – Wzruszyła ramionami, jakby pragnąc zapewnić Ivy, że właściwie nie jest to dla niej aż tak ważne, ale Ivy dojrzała smutek w tym geście i coś ścisnęło ją za serce.

     Ponieważ Ivy wiedziała, że Judie miała talent. Ogromny. Do tego była śliczna, towarzyska, pełna charyzmy, ambicji i chęci zdobywania nowych doświadczeń – cechowało ją to wszystko, co Ivy widziała za słowem „aktor". Judie zawsze grywała główne role we wszystkich szkolnych sztukach, a na przesłuchaniach nawet jej konkurencja zdawała się jej kibicować. Po prostu każdy uwielbiał na nią patrzeć, gdy grała. Jakby normalnie żyła, oddychała, rozmawiała, a nie jedynie udawała jakiegoś bohatera. Ivy bardzo podziwiała tę stronę jej osobowości, ten jej zapał to rzeczy tak małej, a zarazem tak wielkiej.

wszyscy byliśmy za młodzi ✓ (w księgarniach!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz