74 | Chloe Fields

8.5K 1.2K 254
                                    

Chloe Fields uwielbiała tragedie. Ale okazało się, że oglądanie i zachwycanie się nimi nie równa się życiu z nimi.

     Atmosfera w domu była okropna. Mama zaczęła brać często tabletki na uspokojenie, Dean albo pracował, albo spał (wtedy, kiedy akurat nie pracował), a tata wracał późno do domu i wychodził z samego rana. Właściwie nie jadali już wspólnie kolacji, czasami zdarzało im się usiąść wspólnie do stołu w niedzielę, ale nieczęsto. Chloe patrzyła na to wszystko, a potem wyciągała przed siebie ręce i patrzyła na nie, widząc, jak wyobrażenie o domu, jako o miejscu, w którym czuje się bezpiecznie, rozsypuje się na jej dłonie i upada na ziemię, przelatując pomiędzy palcami.

     A do tego dochodził Chase. Od rozmowy z Simonem większą uwagę zaczęła zwracać na to, jak się zachowywał, a środa, czyli kolejna rocznica śmierci jego mamy, zbliżała się wielkimi krokami. Chase ani słowem o tym nie wspomniał. Właściwie mało rozmawiali, a gdy już spotykali się wieczorami, trzymał ją za rękę i słuchał jak opowiadała o szkole, książce, którą ostatnio przeczytała i o wierszu, który przypomniał jej o wiośnie i który powiesiła nad swoim łóżkiem, wierząc naiwnie, że wiersz o wiośnie nad jej łóżkiem przywróci wiosnę w niej samej.

     Chloe nie wiedziała jak do niego dotrzeć. Nie wiedziała jak z nim rozmawiać. Nie wiedziała co mogła mówić, a czego nie. Nie wiedziała co może doprowadzić go na skraj wytrzymałości. I podczas jednego z tych wieczorów, zrozumiała nagle, że właściwie w ogóle go nie znała. Ale to może nie była jej wina, może sam Chase był niepoznawalny, był niewiadomą, wszystkim oprócz stałej danej. Wszystko dotyczące jego osoby i ich związku było w głowie Chloe takie gwałtowne, żywe i zamazane, że sama nie była pewna co wydarzyło się naprawdę, a co było tylko snem, z którego się wybudziła i którego nie potrafiła zinterpretować. Nie znała go, a on najwidoczniej nie chciał, żeby go poznała.

     I miała tego dość.

     Miała dość odpychania, dość ciszy, dość dowiadywania się wszystkiego od Simona. Cały czas miała z tyłu głowy myśl: i co z tego? Kim ja w ogóle dla niego jestem, aby mieć czegoś dość? Moje uczucia nie zmieniają jego uczuć do mnie.

     Ale te myśli jakimś cudem zostały zagłuszone przez inne, gdy czekała na niego po lekcjach we wtorek. Nie widziała go cały dzień, ale Simon napisał jej, że Chase jest dzisiaj w szkole. Umówiła się z nim wczoraj po jego wizycie u psychologa. Była pewna, że na nią nie pójdzie, a to oznaczało konfrontację, bo Chloe Fields, mając osiemnaście lat, wreszcie zrozumiała, że cisza nie rozwiązuje problemów, cisza nie kończy wojny. Należy wstać, być odważnym, przemówić, zacząć dokonywać zmian. I to miała zamiar zrobić.

     Podniosła się z ławki, gdy tylko zobaczyła, jak schodził po schodach. Miał na sobie czarne spodnie i bluzę z kapturem. Wyglądał niedbale. Widząc ją, uśmiechnął się, a Chloe przez sekundę mu uwierzyła, ale potem się opamiętała, bo zauważyła, że nie mogła ufać sobie w jego obecności, bo zawsze rozlatywała się, gdy tylko ją dotknął. Podszedł i pocałował ją w usta.

     - Cześć – powiedział.

     Uśmiechnęła się. Założyła mu za ucho włosy, ale były wciąż za krótkie.

     - Cześć. Jak minął ci dzisiaj dzień?

     - Dobrze. Stara Reywood ani razu nie wypowiedziała dzisiaj mojego imienia. Więc świetnie.

     - Niesamowite.

     Złapał ją za rękę.

     - Chciałbym zapalić. Pójdziemy jeszcze na Doły?

wszyscy byliśmy za młodzi ✓ (w księgarniach!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz