20 | Simon Atwood

10.2K 1.3K 276
                                    

24.01.1995, Lambertville

Melanie

      Tęsknię za Tobą. A jeśli mi nie wierzysz - jeszcze raz pomyśl o tym, że piszę dla Ciebie list, choć naprawdę nienawidzę bawić się w takie rzeczy. Jednak ty je lubisz, a ja chcę, żeby otaczały Cię same rzeczy, które lubisz i które sprawiają, że jesteś szczęśliwa. Chciałbym być jedną z tych rzeczy. Jestem?

     Myślę tylko o Tobie. O niczym innym, ani o nikim innym. Nie potrafię skupić się na nauce. Nie potrafię normalnie rozmawiać z rodzicami, nie potrafię wytłumaczyć im, ile dla mnie znaczysz, bo cały czas powtarzają, że jesteśmy za młodzi. Ale nie jesteśmy za młodzi, prawda, Melanie? Wiem mało rzeczy, o wiele za mało, aby uważać się za dorosłego - ale jest coś, co wiem na pewno i coś, co mówi samo za siebie, bez względu na to, czy mamy siedemnaście, czy trzydzieści lat. Kocham Cię. Absolutnie Cię kocham. I chcę spędzić z Tobą resztę życia. Wiesz o tym?

     Pamiętam, gdy zobaczyłem Cię pierwszy raz na Dołach. Obok mnie siedział Ravy i cały czas gadał coś o dziewczynie z geografii Stanów Zjednoczonych, która miała najładniejszy tyłek na świecie (według Ravy'ego) i wtedy się pojawiłaś, z Sally obok. I uśmiechałaś się, jakbyś właśnie usłyszała piosenkę, która zmieniła Twoje życie na lepsze. Nigdy nie zapomnę tego uśmiechu. Pamiętam, jak cały czas o Tobie myślałem, a Ravy gadał o tej dziewczynie, cały czas gadał, a ja cały czas na Ciebie patrzyłem, bo jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką w życiu widziałem. Musisz to wiedzieć, po prostu.

     Nieważne, że mamy siedemnaście lat. Wcale nie jesteśmy za młodzi, aby decydować o naszym życiu. Nie jesteśmy.

     Mam nadzieję, że niedługo zrobi się cieplej, choć do tego jeszcze trochę czasu, jest dopiero końcówka stycznia. Ale obiecuję Ci, że wszystko będzie w porządku, do czasu aż zrobi się ciepło.

Peter

*

Simon właściwie nie wiedział, czy dobrze robił. W swojej prawej dłoni trzymał telefon, a w lewej zgięty list, którego nie powinien czytać. Nie powinien, ale to zrobił, a słowa zostały gdzieś z tyłu jego głowy, gdzieś na siatkówce jego oka, czuł, że już nigdy się ich nie pozbędzie. A tak tego chciał - chciał tego tak bardzo, że nie potrafił skupić się na niczym innym. Panikował, jego ręce się trzęsły, płytko oddychał. Szybko wszedł w kontakty i przyłożył komórkę do ucha, czekając, aż Chase odbierze, choć było bardzo późno i równie dobrze Chase mógł już spać, a przecież zawsze wyciszał na noc telefon. Ale Chase odebrał szybciej, niż Simon mógł się tego spodziewać, a gdy odezwał się tym swoim znanym głosem, głosem najlepszego przyjacieła, może nie stałego jako człowieka, ale stałego jako osoba, na której zawsze można polegać, Simon poczuł, jak wypuszcza z siebie powietrze. Zmusił się do ukucnięcia, a potem usiadł na ziemi, opierając się o ramę łóżka i odchylając głowę do tyłu.

     - Boże - powiedział na wydechu.

     - Siema, stary. Jest druga w nocy.

     - Wiem.

     - To dobrze.

     Nagle Simon poczuł się zawstydzony. Był tak zależny od Chase'a, tak zależny od potrzeby rozmawiania z nim - tak zależny, jak Chase nigdy nie był zależny od niego. Czasami Simon miał wrażenie, że to on bardziej potrzebował Chase'a, niż Chase jego, choć bywały momenty, kiedy nie pozwalał sobie tak myśleć - rzadkie, ale jednak. Mimo to, w tamtej chwili Simon przypomniał sobie zachowanie Chase'a, wtedy na Dołach, gdy miał na sobie bluzę swojego ojca. To, jak ją z siebie zdjął, to, jaki był wtedy mały i zamknięty w sobie, tak indywidualny, niemalże samotny w swojej indywidualności.

wszyscy byliśmy za młodzi ✓ (w księgarniach!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz