71 | Alison Selliman

8.4K 1K 129
                                    

           

Koniec marca w Lambertville był piękny. Wszyscy uczniowie trzecich klas chodzili podminowani, niektórzy robili więcej głupot niż zazwyczaj, tylko żeby nie myśleć o stresie, który czekał ich za miesiąc. Alison starała się zapomnieć o egzaminach, ale było to trudne z mamą wiszącą nad głową i każdym nauczycielem powtarzającym, że muszą więcej się uczyć i muszą składać papiery na uczelnie, aby zdążyć do końca wyznaczonego terminu. Alison wieczorami przeglądała uniwersytety. Kiedyś chciała składać podanie do St. Lawrance, tak daleko od domu, ale od śmierci Josha wszystko rozmazało jej się przed oczami i w ogóle nie obchodziło ją czy pójdzie na studia.

Ostatni raz rozmawiała z tatą tydzień temu, gdy przyszedł do domu zabrać resztę swoich rzeczy. Nie rozmawiali wiele, zresztą prawie nigdy tego nie robili. Powiedział tylko, że zrozumiał swój błąd, starał się go naprawić, ale mama nie ustąpiła. Alison pomyślała – ja też bym nie ustąpiła i gdy tata wychodził, stała w drzwiach i patrzyła za nim, dopóki nie odjechał. Próbowała przekonać siebie o tym jak za nim tęskni, ale wcale nie czuła, jakby tak było. Miała z nim tak słaby kontakt, że nawet nie kochała go jak taty, bardziej jak wujka, z którym dogadywała się całkiem nieźle, ale z którym nie widywała się często. To było najsmutniejsze.

Pewnego wieczoru zastała swoją mamę w kuchni, pochyloną nad papierami. Na nosie miała okulary, które zakładała do czytania, na sobie błękitną koszulę rozpiętą w kołnierzyku i czarne spodnie elegancko zaprasowane w kant. Związała włosy. Gdy zobaczyła, że Alison weszła, zdjęła okulary.

- Usiądź. Zrobiłam ci herbaty – powiedziała, wskazując na parujący kubek. Alison usiadła na zgiętej nodze. – Jak było w szkole?

- Nie rozumiem jednego wiersza Poego.

- Ale zrozumiesz?

Alison wzruszyła ramionami.

- Dyrektor poprosił mnie dzisiaj, żebym wygłosiła na koniec roku mowę o Joshu – wydusiła z siebie.

Mama spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami.

- Słucham?

- A ja spytałam go dlaczego nie poprosił o to Cartera, nie wiem, kogokolwiek... nawet Matta.

- A co on na to?

- Powiedział, że prosił, ale się nie zgodzili.

Przez chwilę milczały. Gabriella założyła na długopis skuwkę.

- A ty się zgodziłaś?

- Jasne, że nie – odpowiedziała i zabrzmiało to, jakby się broniła.

Potem żałowała, że się nie zgodziła, ale też była z siebie dumna. Wiedziała, że nie byłaby w stanie stanąć przed całą szkołą, przed tymi wszystkimi uśmiechniętymi i szczęśliwymi z zakończenia roku szkolnego ludźmi i mówić o tym, jak kochała Josha, tak, aby nie powiedzieć, że go kochała i jak cudownym człowiekiem był, mimo że nikt, oprócz niej, nie widział w nim tego cudownego człowieka. Układała sobie swoje przemówienia w głowie, miały różne wersje. Na przykład:

Nawet nie pamiętam kiedy poznałam Josha i pewnie niewielu z was pamięta, wszyscy byliśmy mali i znaliśmy się już nawet gdy jeszcze o tym nie wiedzieliśmy. Ale pamiętam inne rzeczy z nim związane – jak to, że z tygodniowym wyprzedzeniem uczył się do testów z biologii, albo gdy chłopcy w siódmej klasie śmiali się z mojej grzywki, jako jedyny stanął w mojej bronie. Josh, jako jedyny... (W tym momencie by przerwała i zeszła ze sceny, nie mogąc dalej mówić.)

wszyscy byliśmy za młodzi ✓ (w księgarniach!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz