53 | Chloe Fields

7.7K 1.2K 208
                                    

O wypadku dowiedziała się w trochę dziwny sposób.

     Gdy obudziła się rano, w sobotę, wciąż wspominała wyraz twarzy swojej matki, takiej wściekłej i obcej, gdy rzucała butelką wina o ścianę. Także kojące słowa swojego ojca, wciąż roztrzęsionego, który próbował uspokoić swoje dzieci. I oczywiście wspominała Deana, jej kochanego brata, gdy przytulił ją, mimo że tego nie potrzebowała. Wspominała także, jakby to inaczej, zimne dłonie Chase'a na jej dłoniach, jego głos, gdy rozmawiali o Lambertville i sposób, w jaki czuła się dzięki niemu, taka ważna, jakby wreszcie nabrała czarnych konturów i została wypełniona w środku kolorem. Nie mogła się doczekać, aż znowu go zobaczy. Po prosto nie mogła.

     Z tymi wszystkimi myślami odczytała wiadomości Sarah na Messengerze. Co było dziwne: po pierwsze - Sarah. Nie rozmawiały od dawna, nie licząc tamtej sytuacji na korytarzu, kiedy przerwał im Chase. Chloe nawet nie wiedziała dlaczego ich kontakt tak się rozluźnił, ale chyba z czasem wszystkie kontakty się rozluźniają i jedyne, co można zrobić, to się z tym pogodzić. Po drugie - sposób, w jaki to napisała. To wtedy Chloe pierwszy raz zrozumiała jak dotychczas traktowała Chase'a. Nie tylko Chase'a, ale i Josha. Tak, jakby nie byli ludźmi, nie byli zwykłymi chłopcami w jej wieku, a gwiazdami, kimś, o kim można (według ludzi) wymyślać plotki, rozpowszechniać je i śmiać się z ich nieszczęścia, jakby im się należało.

Sarah Parker: CHLOE

Sarah Parker: SŁYSZAŁAŚ CO SIĘ STAŁO? CHASE I JOSH MIELI WYPADEK ROZUMIESZ??

Sarah Parker: PIEPRZONY CHASE BRAFORD I JOSH GRINSON RAZEM

Sarah Parker: KURWA?????????

     Chloe była na tyle niepewna, o co chodziło i na tyle zła, przez to, jak Sarah to ujęła, że jej nie odpisała. Natychmiast zbiegła na dół, gdzie zastała tatę, który streścił jej to, co usłyszał: że miał miejsce wypadek, chłopcy żyją, ale są w szpitalu. Czuła się zatrzaśnięta pomiędzy fałszem a rzeczywistością, jakby ktoś uderzył ją z całej siły w klatkę piersiową i przez to nie mogła oddychać. Od razu napisała do Simona, choć może nie miała do tego prawa, choć wcale nie mogła być pewna, że chciałby powiedzieć jej co z Chasem, powiedzieć cokolwiek. Miała wrażenie, że się zapada, taka była przestraszona. Ale Simon napisał, wiele godzin później, że nie może rozmawiać, choć ona zrozumiała, że chodziło mu o 'nie mogę rozmawiać o tym przez telefon' i dał jej znać, że będzie za dziesięć minut na Dołach, jeśli to dla niej ważne.

     A, cóż, było ważne.

     Dlatego koło dwudziestej czekała na niego na Dołach. Ze zdenerwowania przygładzała swoje krótkie włosy. Pierwszy raz od pewnego czasu, wychodząc z domu do ludzi, nie pomalowała ust.

     Przyszedł. Był zgarbiony i zamknięty w sobie, gdy do niej podchodził, ale mimo to, wciąż pozostawał Simonem Atwoodem, najlepszym przyjacielem Chase'a Braforda, osobą, którą się znało. Nagle to wszystko wydało się Chloe irracjonalne i nieprawdopodobne, do tego stopnia, że zapragnęła wrzeszczeć, jak wtedy jej mama.

     Chloe wspominała także wiadomości, które dostała od Chase'a w czasie kolacji. Te, na które mu nie odpowiedziała, choć teraz nie miało to znaczenia.

     - Cześć - powiedziała, gdy tylko znalazł się blisko niej. Wstała, ale on dał jej znać ręką, że może usiąść, ale nie chciała siadać.

     - Cześć.

     Od razu wyjął papierosa i go zapalił. Sposób, w jaki to zrobił, bardzo przypomniał Chloe Chase'a. Byli do siebie tacy podobni. Widziała w ruchach Simona ruchy Chase'a, które się w niego wplotły, jakby były jego własnymi. Poczuła łzy w oczach.

     - Chcesz? - spytał, proponując jej papierosa, ale odmówiła. Gdy się zaciągnął i wypuścił dym, wyglądał zadziwiająco młodo i niewinnie, poddatnio na wpływy. - Jak dobrze. Nie paliłem całe wieki.

     Przez chwilę milczeli, a Simon palił. Chloe musiała przerwać tę ciszę.

     - Powiedz mi - odparła w końcu. - Proszę.

     - Żyją - stwierdził rzeczowo. - Choć pewnie to wiesz. Choć nie wiem, czy przeżyją.

     Przeżyć i żyć.

     - Nie, przepraszam - poprawił się. - Nie powinienem tego mówić. Jasne, że przeżyją. On, znaczy. Chase. Nie wiem co z Joshem. Nie wiem. Obydwoje są na OIOM-ie.

     - Co się w ogóle stało, co? Mieli wypadek.

     - Kurwa. Chuj wie, co się stało. W tym rzecz. Dlaczego Chase... - zamilkł, próbując się uspokoić. - Dlaczego jechali razem samochodem? Oni... To nie miało prawa się zdarzyć.

     - Byli pijani?

     - Chase nie. Chase nie wsiada pijany do samochodu. Chyba że ze mną.

     Nagle odwrócił się gwałtownie w jej stronę, a w połowie wypalony papieros wypadł mu na ziemię. Chloe odruchowo go zdeptała, choć nie było takiej potrzeby, bo ziemia wciąż była mokra od wczorajszego deszczu. Simon wpatrywał się w nią chwilę, a jego oczy były rozpalone, niby ciemne, ale bardzo świecące, w niepokojący, fanatyczny sposób wywołany cierpieniem.

     - Chloe.

     Jej imię zabrzmiało ostatecznie.

     - Tak?

     - Mówił ci coś o mnie?

     - Nie - odpowiedziała zgodnie z prawdą.

     - Pokłóciliśmy się, wiesz o tym? Powiedzieliśmy sobie tyle okropnych rzeczy. Nie mogę znieść myśli, że on... że, wiesz, że jego nie będzie, że nie będę miał szansy się z nim pogodzić. O Boże...

     Simon opadł na ławkę, straciwszy wszystkie siły. Chloe wciąż stała, patrząc na niego, takiego całego zbolałego i pomyślała o Chasie, o tym, jak był sam w szkole, o tym, jaki wydawał się wyobcowany, bardziej niż zazwyczaj. To dlatego. Czuła, jak ściska jej się serce, jak ogromna tęsknota za Chasem dosłownie zmiata ją z nóg. Nigdy nie sądziła, że coś takiego poczuje, siłę przyciągającą ją do drugiego człowieka. A jednak. Chase był chyba najgorszym materiałem na pierwszą miłość, jaki mogła sobie wybrać.

     - Simon... - zaczęła spokojnie, czując ogromną potrzebę ulżenia mu. - Wiem, że jestem dla ciebie zupełnie obca. Wiem. I naprawdę dziękuję, że się ze mną spotkałeś. Simon, chodzi mi o to, że... - urwała, nie będąc pewną jak ubrać myśli w słowa. Elegancko, czy codziennie. - Chodzi o to, że odkąd pamiętam byliście razem. Zawsze. I Chase... on zawsze cię szuka, gdy nie jesteś obok niego, jakby to było naturalne. Wiesz, to, że jesteś obok. I myślę, że nawet jeśli... nie, to się nie stanie. Jesteście już pogodzeni, pogodziliście się już wtedy, gdy przestaliście się kłócić.

     - Muszę zapalić.

     To ją rozbawiło, bo pomyślała, że to znowu byłoby coś, co w takim momencie powiedziałby Chase. Simon zapalił, tak jak oznajmił, a Chloe usiadła obok niego.

     - Lubisz go, co? - spytał cicho.

     Kiwnęła głową, bo nie było sensu kłamać.

     - Ta, lubisz - uśmiechnął się, a gdy na niego spojrzała, ujrzała, że był to z lekka drwiący uśmiech, ale bardzo sympatyczny. Taki, jaki posyła się przyjacielowi. - W sumie mi cię szkoda.

     Powiedział to, jakby fakt, że go lubiła, miał zaprowadzić ją na dno. Może tak faktycznie było.

     - Lubisz go, co? - Teraz ona go o to spytała, po czym dodała: - Ta, lubisz.

     - Ta, lubię.

     I znowu. Powiedział to, jakby fakt, że go lubił, faktycznie zaprowadził go na dno.


a/n Następny rozdział w sobotę i już normalnie będą pojawiały się tylko w soboty. Bądźcie gotowi na tę sobotę.

wszyscy byliśmy za młodzi ✓ (w księgarniach!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz