57 | Simon Atwood

7.9K 1.1K 515
                                    

- Simon?

     Spojrzał na Judie zamglonym wzrokiem i od razu zaczął zastanawiać się jakim cudem znalazł się na jej łóżku oraz ile czasu minęło odkąd przestał kontaktować. Pamiętał jedynie samo wejście do tego domu. Judie siedziała na fotelu przed nim, obejmując dłońmi zielony kubek z herbatą z cytryną i miała na sobie legginsy oraz za duży fioletowy sweter. Normalnie w Lambertville nie nosiło się swetrów, bo nie było na to okazji. Pogoda zawsze była śliczna i pozwalała jedynie na krótkie rękawki. Jednak okazało się, że chłód mentalny nie ma nic wspólnego z tym fizycznym, więc po prostu na nią patrzył, sam marznąc w swoim T-shirtcie.

     - Tak - odparł, choć skłamał, w połowie skłamał, bo w istocie był, ale nie czuł, że był. - Przepraszam.

     - Nie przepraszaj. Wszystkim nam odbiło.

     Kiwnął głową. Sama prawda.

     Siedzieli chwilę w ciszy, aż Judie wstała i usiadła obok niego, stawiając wcześniej kubek na szafce. Na tej samej szafce leżała książka, Wszystkie jasne miejsca, zeszyt od matematyki i okulary, które Judie często zakładała do czytania, gdy była w domu.

     - Nie martw się o niego - westchnęła, przeczesując jego włosy palcami. Nienawidził i równocześnie kochał ją za to.

     - Czuję się okropnie, bo martwię się o Chase'a, żywego, kiedy Josh... no wiesz...

     Od razu zabrała od niego swoją dłoń.

     - Nie mogę w to uwierzyć, Simon.

     - Ja też.

     - To normalne, że martwisz się o Chase'a. To twój najlepszy przyjaciel - powiedziała swoim uspokajającym głosem i uśmiechnęła się. - Chase jest niezniszczalny.

     Chase nie był niezniszczalny.

     - Dlaczego musieli jechać razem? Dlaczego to musiał być Josh?

     Simon żałował, że zadał te pytania, bo miał wrażenie, że uwłaczały mu jako dobremu człowiekowi. Wiedział, że to absurdalne, ale jak nic innego dotykało go to, że jechali tym samochodem razem. Simon nawet nie chciał myśleć o tym, jaki Chase do nich wróci (bo o tym, że w ogóle nie wróci tym bardziej nie chciał myśleć).

     - Nie zniosłabym, gdyby stało się to tobie - odpowiedziała po chwili ciszy i spuściła wzrok, a Simon pomyślał, że nie ma już nic do stracenia, bo stracenie Judie i tak już się stało w jakiejś innej rzeczywistości, w której przyszłość teraźniejsza była już przeszłością.

      - Judie?

     - Tak?

     - Kocham cię.

     Powiedział to. Kocham cię.

     Uśmiechnęła się.

     - Ja też cię kocham.

     Zaśmiał się. I pomyślał: pewnie, że kochasz. Może w innym czasie kochałabyś mnie inaczej lub w ogóle nie kochała. Biorę to. Biorę tę miłość.

     - Nie rozumiesz - zaprzeczył, a co najdziwniejsze, nie czuł, że jej niewiedza i obojętność łamią mu serce, bo przecież to serce było już złamane, było przez nią łamane i łamane, i bardziej złamać się go nie dało. - Kocham cię. Jestem w tobie zakochany.

     Roześmiała się, ale był to z lekka zdezorientowany i przestraszony śmiech, po czym od razu zamilkła, wpatrując się w niego swoimi zielonymi oczami. Simon przez chwilę pozwolił sobie tak na nią patrzeć i delektować się tym odrzuceniem. Dostrzegł jaki podobny był do Chase'a - obydwaj uwielbiali być niekochani. Coś bezpiecznego i znajomego było w tym uczuciu nie przynależności do nikogo, do bycia wolnym człowiekiem, pustym, ale wolnym. Simon przypomniał sobie ile razy patrzył na Judie - gdy była sama lub z Chazem, lub ze swoimi przyjaciółkami, lub gdy się uczyła, lub gdy oglądali razem film i zachwycała się Josephem Gordonem-Levittem - i wyobrażał sobie ten moment, ten szczególny moment, kiedy powie jej, że ją kocha, że jest jego pierwszą miłością, że jest w niej zakochany. W żadnym z tych wyobrażeń nie był tak spokojny jak teraz, kiedy naprawdę to powiedział.

wszyscy byliśmy za młodzi ✓ (w księgarniach!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz