45 | Chloe Fields

10K 1.2K 382
                                    

Sądziła, że przez cały dzień będzie potwornie stresować się spotkaniem z Chasem, ale tak nie było. Może chodziło o to, że do końca nie wierzyła, że naprawdę jej to zaproponował i że naprawdę chciałby się z nią zobaczyć. Z nią. Ona i Chase Braford - jeszcze dwa miesiące temu nawet nie przeszłoby jej przez myśl, że kiedykolwiek spojrzy na niego inaczej niż z brakiem sympatii. Nie było jednak co się oszukiwać, dlatego wiedziała, że nie mogła oczekiwać od niego niczego więcej, bo tacy chłopcy jak on, nie byli dla takich dziewczyn jak ona. Od ostatniej rozmowy z Alison, Chloe miała wrażenie, że odtąd całe swoje życie może postawić na jedną kartę i zobaczyć, co z tego wyjdzie. Przez osiemnaście lat obawiała się każdego swojego ruchu, a i tak nie uchroniło jej to przed zdradą przyjaciółki - więc jaki był w tym sens?

     I gdy wyszła ze szkoły, a u zejściu ze schodów stał Chase Braford, Chloe czuła jak jeszcze nigdy, że absolutnie wszystko stawia na jedną kartę.

     Zawsze uważała, że był przystojny, zresztą jak większość dziewczyn ze szkoły. Ale oprócz ładnej twarzy i tych włosów, które wtedy wyglądały jak złote, miał w sobie coś jeszcze, coś niezbyt przyjaznego, niemal odpychającego. Jego sposób wyrażania się, stania, chodzenia, bycia, przywodził jej na myśl tych wszystkich bohaterów z książek, którzy zawsze źle kończyli. (Jak Sydney Carton i Dorian Gray.) Nie chciała dopuścić do siebie tej myśli - myśli, która mówiła, że Chase Braford mógł źle skończyć. Ale Chloe widziała w nim żywą tragedię, jakby nie był już nawet osobą, a tylko tragedią. Chloe Fields od dziecka miała przedziwne zamiłowanie do tragedii i już wtedy powinno dać jej to do myślenia.

     - Myślałem, że nie przyjdziesz - powiedział, gdy do niego podeszła.

     Akurat założył za ucho papierosa i uśmiechnął się półuśmiechem. Chloe zdążyła już rozróżniać uśmiechy, których używał. Wiedziała co oznaczały, gdy uśmiechał się nimi do innych ludzi, ale nigdy nie potrafiła ich zrozumieć, gdy uśmiechał się w jej stronę. Ten uśmiech mógł znaczyć wiele, mógł być dramatem, tragedią i komedią w jednym.

     - Dlaczego miałabym nie przyjść? - spytała, nagle czując, jak ten stres, którego unikała przez cały dzień, oplata ją z każdej strony.

     Spojrzał na nią spod uniesionej brwi i krótko się zaśmiał. Choć może to nie był śmiech, a prychnięcie. Chloe nie potrafiła się skupić, bo w tym świetle jego włosy były złoto-brązowe, pare kosmyków opadało mu na czoło. Dodatkowo patrzył na nią tymi niebieskimi oczami, w których było tyle słów, których nigdy do niej nie wypowie, że prawie sprawiało jej to fizyczny ból.

     - Nie wiem - wzruszył ramionami. - Po prostu. Czasami ludzie nie przychodzą. Idziemy?

     Kiwnęła głową. Wykonał gest ręką, przepuszczając ją do przodu. Słońce świeciło jej w plecy i zrobiło jej się gorąco. Odruchowo zapragnęła związać włosy, ale były tak krótkie, że nie miała na to szansy.

     - Jak minął ci dzień?

     Patrzył pod nogi, gdy odpowiadał.

     - No wiesz, jak zwykle. Nienawidzę szkoły i tego miasta.

     Zmarszczyła brwi. Spodziewała się po nim takiego nastawienia, ale mimo to, poczuła się źle, bo od razu przyszła jej na myśl Alison.

     - Dlaczego?

     - Ty je lubisz?

     Kiwnęła głową. Chase się zaśmiał i tym razem zrozumiała ten śmiech.

     - Mogłem się tego spodziewać.

     - Słucham? - odparła, uśmiechając się delikatnie w jego stronę, ale równocześnie czując się nieswojo. - Co masz na myśli?

wszyscy byliśmy za młodzi ✓ (w księgarniach!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz