50 | Alison, Chase, Josh

9.9K 1.2K 1.6K
                                    

a/n Dobra, ludzie, Je t'aime. Następny rozdział w środę.


Tego wieczoru w Lambertville rozpętała się burza.

*

Nikt właściwie nie spodziewał się tak wielkiej atencji na imprezie Josha Grinsona po ostatniej aferze na stołówce. I nikt właściwie nie spodziewał się, że impreza Josha Grinsona się odbędzie.

     Ale się odbyła. (Niestety. Choć może to, co miało się wydarzyć i tak by się wydarzyło, wcześniej czy później, niezależnie od odbycia lub nie odbycia się tej imprezy.)

     Alison Selliman właściwie nie sądziła, że się na niej pojawi. Okazałaby się wyjątkowo niemądra, gdyby jednak przyszła, pomimo tego, co usłyszała na stołówce. Jej Josh i jej Melanie. Zastanawiała się jak mogli to zrobić. Jej i Carterowi. A potem myślała - mogli. Zrobili to. Bo Josh mnie nie kocha. Dlaczego inni muszą ci to udowadniać, idiotko? Sama o tym wiesz.

     Carter się nie pojawił. Melanie także. I Alison była z tego powodu zadowolona, bo już nigdy nie chciała patrzeć na Melanie. Nie chciała słyszeć jej głosu, ani jej imienia i nazwiska, nie chciała wiedzieć, że ta dziewczyna istniała. Alison nie chciała tylu rzeczy. Tyle rzeczy nie chciało jej.

     Alison Selliman właściwie nie miała się tam pojawić. Ale gdy po osiemnastej stanęła przed lustrem, uświadomiła sobie, że jeszcze nigdy nie wyglądała tak żałośnie. O dziwo to nie myśl o Joshu kazała jej się umyć, pomalować i ubrać, nie myśl o Joshu, ale myśl o Chloe. O Chloe, o tym, jak powstrzymała ją tam na stołówce przed pobiegnięciem za Joshem i zniszczeniem swojego życia do końca, mimo że były Pokłócone, mimo że nie były już razem, mimo że nie było 'ich'.

     Gdy wychodziła z domu, na zewnątrz już grzmiało, a gdy doszła do Josha koło dwudziestej, na niebie pojawiły się pierwsze pioruny. Mimo to z budynku sączyła się muzyka i światła, tak dużo muzyki i tak dużo światła, że Alison poczuła się jeszcze bardziej smutna i zmęczona, ale weszła do środka. Było wiele osób, jakby afera z czwartku tylko zachęciła ich do pojawienia się na imprezie. I na pewno o to chodziło - nastolatkowie niczego tak bardzo nie uwielbiali jak zamieszania i nienawiści człowieka do człowieka. Co za niesamowite stworzenia ci młodzi ludzie.

     Co najlepsze, nie było na tej imprezie nikogo z jej roku, z kim bardziej by się trzymała. Nie zobaczyła także ani Chase'a Braforda (co było do przewidzenia), ani Simona Atwooda (co w gruncie rzeczy było do przewidzenia), ani Chloe Fields (co przewidziała), ani Yatesa (czego się nie spodziewała). Było za to wiele osób z młodszych roczników, rok lub dwa lata młodszych i Alison jakiś czas na nich patrzyła, aż w końcu poczuła się stara, stara i stara, i stara, więc musiała się podnieść i znaleźć Josha i powiedzieć mu - to koniec. Naprawdę. Kończę.

     Kończę. Można coś w ogóle skończyć?

     To nie ona go znalazła, ale on ją. Stała akurat w ogrodzie, samotnie paląc papierosa, gdy do niej podszedł. On także zapalił, przez co paliła już papierosa w towarzystwie. Mimo tego faktu, to wciąż był wyjątkowo smutny papieros.

     Nie patrzyła na niego. Nie potrafiła.

     - Chciałem ci tylko powiedzieć, że zasługujesz na kogoś lepszego.

     Te słowa. Z niewiadomych powodów wprawiły ją w gniew. Spojrzała na niego. Jednak potrafiła.

     Josh Grinson. Jego imię i nazwisko było dla niej jak dom.

     Wyglądał na martwego. Jakby martwota z jego serca wreszcie pojawiła się na jego twarzy.

     Przez chwilę przekonywała się w myślach, że musi odpowiedzieć, ale nie wiedziała co, więc nie odpowiedziała. Westchnął zmęczony. Właściwie nie zmęczony. Nie. To nie było westchnięcie zmęczonego człowieka, to było westchnięcie człowieka, który się poddał.

wszyscy byliśmy za młodzi ✓ (w księgarniach!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz