23 | Josh Grinson

12.1K 1.3K 1.5K
                                    

Josh Grinson miał czternaście lat, gdy pierwszy raz zapalił blanta.

     Potem jakoś samo poszło – znalazły się pieniądze, znaleźli się odpowiedni znajomi, znalazły się nieodpowiednie uczucia i środowisko, a pośród tego wszystkiego Josh. Właściwie on sam nie pamiętał jaki był wcześniej – jeszcze przed tym całym wrzaskiem, piskiem i krzykiem. Czasami nawet myślał o tym, że może wcześniej go nie było, że był ktoś inny – jakby jego życie podzielono na dwie części, a na koniec każdej był sądzony za swoje grzechy. Teraz, gdy Josh miał prawie osiemnaście lat, mógł sądzić, że wcześniejszy Josh Grinson był niezbyt dobrym człowiekiem – inaczej może teraz Josh dostałby dobre ciało, dobre serce i dobre uczucia.

     Ale nie dostał.

     Nie umiał z tym żyć. Nie wiedział jak. Nie wiedział po co. Wiedział tylko, że miał ochotę wydzierać sobie żyły i ścięgna palcami, chciał, aby jego łzy były krwią, aby wykrwawił się na śmierć. Jednak nie potrafił pozwolić sobie zapłakać, bo to oznaczałoby, że był jeszcze słabszy niż sądził – pomimo to, w wyjątkowych chwilach słabości, gdy było mu już wszystko jedno, dawał sobie przyzwolenie na płacz. Mimo to, nie płakał. Nie potrafił. Dlaczego? Przez to czuł się jeszcze mniej człowiekiem.

     Życie, która dla siebie zbudował, sprawiało, że mógł się czymś zająć. Lubił chodzić na imprezy, bo było tam za głośno, by robił cokolwiek ważnego. Lubił pić, bo wtedy tracił kontrolę nad swoim ciałem. Lubił palić zioło, bo wtedy tracił kontrolę nad swoimi myślami.

     Choć może to ostatnie nie było zbyt mądre - w jego niemądrej sytuacji.

     Był czas, gdy nie mógł spędzić tygodnia bez zapalenia. Chodził wtedy do pierwszej klasy liceum. Czuł się wiecznie źle, czuł czasami, jak jego duch odlatywał od jego ciała, jak stał obok niego. Zamazywał mu się wzrok. Był cały czas zmęczony. Dużo spał lub dużo nie spał. Jego myśli nakładały się na siebie, przez co brzmiały jak starodawny język - język, którego nie znał. Sam w życiu by z tego nie wyszedł - nie było w nim niczego, co mogłoby go ku temu popchnąć. Wiedział, czym było jego przeznaczenie. Wiedział, czym był i bardzo tego nienawidził. A zioło wcale nie schowało jego tożsamości głęboko; jedynie wyrzuciło ją jeszcze bardziej na wierzch. Potrzebował pomocy. Wiedział o tym, ale nie wiedział jak jej szukać, gdzie jej szukać, po co jej szukać. Nie miał do kogo się zwrócić - ojciec był straszny, Josh zawsze się go bał, a mama od rana do nocy pracowała i w ogóle nie zwracała na niego uwagi. Nie miał przyjaciół. Kto, w takim razie, miał mu pomóc?

     I wtedy pojawiła się Alison Selliman.

     Josh widział w niej wszystko to, w czym mógłby się zakochać, gdyby tylko miał dobre uczucia. Była piękna. Była inteligentna. Była zabawna. Rozumiała. Czuła. Kręciła się wokół towarzystwa, które dawało mu hałas. Josh wiedział, że powinien się w niej zakochać. Może w równoległej rzeczywistości to zrobił - może.

     Teraz palił sporadycznie. Oczywiście nagła zmiana trybu życia także wpłynęła na jego zdrowie, ale od tamtych strasznych chwil minął już ponad rok. Dużo biegał. Zdrowo się odżywiał - starał się zdrowo odżywiać. Zamiast trawki, zaczął palić papierosy. W dużych ilościach. Hurtowych.

     A Alison Selliman była zawsze obok niego. On jednak rzadko kiedy był obok niej. Nienawidził siebie za to, że jej nie kochał, mimo tego wszystkiego, co dla niego zrobiła. Nienawidził siebie za to, że ona go kochała - nie powinna. Nie zasługiwał na to.

     Ponieważ Josh Grinson miał piętnaście lat, gdy zrozumiał, że lubi chłopców. I to miało zaprowadzić go na samą przepaść.

*

wszyscy byliśmy za młodzi ✓ (w księgarniach!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz