33 | Ivy Cooper

9.9K 1.2K 328
                                    

To w piątkowy wieczór Yates zaproponował Ivy spotkanie w sobotę u niego w domu. Gdy tylko zobaczyła tę wiadomość, jej serce stanęło. Nie chciała do niego iść - wydało jej się to zbyt intymne, ale gdy zaproponowała mu korki w bibliotece, odpowiedział, że to nie miałoby sensu, a ona o wytłumaczenie jego słów już nie spytała. Nagle poczuła, że to jego ostatnie słowo - że jeśli nie zobaczą się u niego, w tę sobotę, to już nie zobaczą się nigdy. Oczywiście było to niesamowite wyolbrzymienie, ale Ivy czuła strach gdzieś w głębi swojej duszy i postanowiła zaryzykować. Gdy szła do niego, cały czas powtarzała sobie w głowie, że on absolutnie nic od niej nie chciał, że miał Rachel, że chodziło mu tylko o lekcje z chemii i dotarłszy pod adres, który wcześniej jej wysłał, czuła się tak pewna siebie jak podczas ich pierwszego spotkania, gdy jeszcze nie wiedziała, że ten chłopak ma w oczach gwiazdy.

     I oto była. Cała i prawie zdrowa. Krok przed wkroczeniem w samo piekło.

     Zadzwoniła do drzwi, a gdy nikt po jakimś czasie jej nie otworzył, od razu pomyślała, że zapomniał i gdzieś wyszedł. Wyjęła jednak telefon i napisała SMS-a pod numer, który jej dał. Zaczynała się stresować - stojąc tak przed wejściem dopiero zrozumiała, że zapomniała o stresowaniu się. Była tak zajęta udowadnianiem samej sobie, że nie podoba się Yatesowi i że to on nie podoba się jej, że zupełnie zapomniała, aby się stresować.

     Nagle drzwi się otworzyły. Ivy nie zobaczyła w nich Yatesa, a kobietę, bardzo zadbaną i piękną. Dziewczyna od razu zorientowała się, że musiała być to mama Tony'ego, bo miała taki sam uśmiech jak syn, choć bardziej smutny i przygaszony. Ivy zmroziło w środku na myśl, że Yates kiedyś też będzie się tak uśmiechał.

     - Dzień dobry - powiedziała Ivy. - Przyszłam do... - Zawahała się, nie wiedząc, czy użyć jego imienia, czy nazwiska. Kobieta musiała to wyczuć, bo uśmiechnęła się do niej spokojnie i cicho się zaśmiała.

     - Do Yatesa? - spytała. Coś dziwnego zabrzmiało w jej głosie, gdy wypowiedziała przezwisko swojego syna.

     - Tak. Yatesa.

     - Wejdź. Mówił mi, że przyjdziesz - Uśmiechnęła się i przepuściła ją w progu. Ivy od razu zaczęła zdejmować buty. - Nie, kochanie! Zostań w butach.

     - Dziękuję, ale nie. Nie chcę narobić bałaganu - odparła i gdy wreszcie się wyprostowała, zobaczyła, jak kobieta spokojnie jej się przygląda. Ivy pomyślała, że mama Yatesa zupełnie go nie przypomina, mimo tego uśmiechu.

     - Dziękuję. Sally - Przedstawiła się i wyciągnęła w jej stronę dłoń, którą dziewczyna uścisnęła.

     - Ivy. Miło mi panią poznać.

     - Mnie ciebie także. Już go wołam. Pewnie jak zawsze maluje i nie wie, co dzieje się wokół niego - Zaśmiała się i podeszła do drzwi. - Tony!

     I nagle z pokoju dobiegł głos. Mocny, zachrypnięty i niski. Ale to zdecydowanie nie był głos Yatesa.

     - Co?

     - Nie mówiłam do ciebie! - zawołała i posłała Ivy przepraszające spojrzenie. - Posiadanie w domu dwóch facetów o tym samym imieniu może być problematyczne. Chodź, zaprowadzę cię do niego, bo chyba na dół go nie ściągnę.

     Ivy roześmiała się z grzeczności, ale w jej głowie brzęczało miliard pytań. Jego ojciec też miał na imię Tony? Czy to w ogóle był jego ojciec? Może ktoś obcy? Obróciła się za siebie, idąc po schodach, ale nikogo tam nie zobaczyła. Sally zaprowadziła ją do pokoju na samym końcu korytarza i dopiero wtedy Ivy usłyszała dźwięki dochodzące z sypialni Yatesa. Była to niewątpliwie muzyka klasyczna, prawdopodobnie jedna z Czterech pór roku Vivaldiego i na myśl, że chłopak taki jak Yates może słuchać w sobotę Vivaldiego, zmiękczyło jej się serce. Jego mama zapukała, otworzyła drzwi i nagle muzyka ucichła. Odsunęła się w bok, aby Ivy mogła przejść. Nieśmiało zrobiło krok do przodu i weszła do środka, podczas gdy Sally wycofała się, zamykając za sobą drzwi.

wszyscy byliśmy za młodzi ✓ (w księgarniach!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz