~18 ✔

899 31 3
                                    

Przez drogę mama nie odezwała się ani słowem. Ręce mocno trzymała na kierownicy i tylko obserwowała ulicę. Naprawdę przejmowała się tym balem.

- Mamo.- położyłam dłoń na jej ramieniu.- Wszystko będzie dobrze. Zbierzesz niezłą sumkę i komuś pomożesz, dasz rade.- uśmiechnęłam się zachęcająco.

- Przyjdzie wiele wpływowych osób, jeżeli coś pójdzie nie tak... Nawet nie chcę o tym myśleć.

- To nie myśl, będzie dobrze.- dodałam. 

Podjechała pod wielki hotel i od razu podszedł do mężczyzna zabierając klucze od mamy. Nigdy wcześniej tu nie byłam, ale mogłabym się założyć, że to kiedyś był zamek. Kilka kolumb jeszcze stało przy głównym wejściu. Tworząc iluzję jakbyśmy wchodzili do starego budynku, chodź dalej było już wszystko nowe. 

- Uśmiechaj się.- poleciła i złapała mnie pod ramię 

Wzięłam głębokie wdech, wyprostowałam się i jak najszerzej uśmiechnęłam.
Kilka osób robiło nam zdjęcie, jednak gdy weszliśmy do środka wszystko przestało. Pojawiliśmy się u szczytu schodów, ręce mamy zaczęły się trząść, złapałam ją mocniej, starając jakoś rozluźnić.
Wolnym krokiem zeszłyśmy i od razu podeszła do nas starsza para.

- W końcu jesteś, Charlie. Wyglądasz piękne moją drogą jak to wszystko.- wskazała na pomieszczenie. 

Sala była dużo, nawet nawet bardzo dużo. Podłoga marmurowa, świecąca się przez blask księżyca, który dawał swoje światło przez ogromne okna.

- Dziękuję, Elizabeth.- uścisnęła jej dłoń.- To moja córka, Sally.

- Dzień dobry.- powiedziałam słodkim głosem. 

Cieszyłam się, że mamie już przyszło. Jednak nigdzie nie widziałam Justin'a, a chciałabym być przy nim.

- Są prezesami jeden z największych firm marketingowych, z ich usług na przykład korzystają Państwo Bieber.- pokiwałam głową, chodź mnie to niezabardzo obchodziło.

- Przyniosę nam szampana.- odeszłam zanim zdążyła coś powiedzieć.

Podeszłam do długiej stołu, biorąc dwa podłużne kieliszki. Odwróciłam się i mój wzrok skierował się w stronę kobiety, która stała po między wyższymi od niej mężczyznami. Jednym z nich był Justin. Wszędzie poznał jego sylwetkę. Z pewnością podeszła bym do niego, ale tuż przy jego drugim ramieniem stała drobną szatynka. Była tyłem i nie mogłam zgadnąć kim jest. 

Jego możliwości, są godne podziwu. Jest tu krócej niż godzinę, a już kogoś wyrwał. 

Brawo!

Wróciłam do wcześniejszego towarzystwa   w nieco gorszym humorze niż wcześniej. Rozmawiała już z kimś innym, ale nie fatygowałam się żeby poznać ich imiona. Po prostu stałam przy jej boku i uśmiechałam się, kiedy powiedzieli coś śmiesznego, chodź w cale takie nie było. Muzyka zaczęła lecieć i kilka par wyszło zatańczyć, my cały czas staliśmy w tym samym miejscu.

- Teraz pora na nas- uśmiechnęła się brązowooka kobieta. 

Matka Justin'a, ma jej oczy.

- Długo Cię męczyli.- dodał jak mniemam jej mąż.

Skoro oni tu są, to znaczy, że Justin też będzie. Odwróciłam się, nie mając już pola ucieczki. Stał zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Nasze klatki piersiowe ledwo się stykały, mogłam poczuć jego oddech na twarzy. 

- Chciałeś uciec?- spytał spokojnie.

- Zrobiło się trochę tłoczno.- odpowiedziałam.

- Musisz do tego przywyknąć, idziemy zatańczyć.- szepnął przy moim uchu.

Purpose ❤ JBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz