~42 ✔

777 29 1
                                    

Nie dość, że był posiniaczony, to z prawej strony był bandaż jak sądzę z raną szytą. Z lewej strony, tam gdzie miała połamane żebra siniaki były czarne. Spojrzałem w jej oczy z bólem, chciałbym żebym to ja był na jej miejscu.

- Tylko tak strasznie wygląda.- szepnęła, widząc mój wyraz twarzy. 

- Wiem, że Cię to boli.- przytuliłem ją do siebie.- Nigdy nie pozwolę, żeby to się powtórzyło. - uśmiechnęła się delikatnie, muskając moje wargi. 

W tym czasie wanna zdążyła się napełnić. Rozebrałem ją do końca i biorąc na ręce powoli wsadziłem do wody. Jęknęła czując ciepłą ciesz na swoim ciele jak i na ranach. Oparła głowę o zagłówek i zamknęła oczy.

Przyda się jej odpoczynek.

Kucnąłem przy niej, ani przez chwilę nie spuszczając jej z oka. Wyjąłem z jej kosmetyczki gąbke i namydlając ją, zacząłem myć jej ciało.
Z dokładną uwagą i delikatnością uważałem, aby jej nie urazić. Położyłem dłonie na jej ramionach i zaczęłam masować. Była potfornie spięta, ale co się dziwić.
Kiedy moje ręce znalazły się na jej brzuchu i sunęły coraz niżej, otworzyła gwałtownie oczy i spojrzała na mnie.
Nie chciałem nić jej zrobić, byłem ciekawy jak zareaguje, czy mnie odepchnie czy nie. Nie zrobiła tego, co znaczy, że mi ufa i nie boi się. 

- Ty to umiesz nakręcić kobietę.- zaśmiała się, powoli wystając.

- Inaczej byłoby nudno.- owinąłem ją szczelnie ręcznikiem i przycisnąłem do piersi. Sapnęła mi w usta, ściskając za koszulkę.  - Poza tym wiesz, jak działa na mnie Twoje  ciało. 

Jej wzrok nagle posmutniał.

- Nie brzydzisz się mnie?  Tych ran..... tego, że on... dotykał mnie.- odsunęła się, nie patrząc już w moje oczy.

- Kochanie...- złapałem jej policzek.- Nie mógłbym, to wszystko.... sprawia, że kocham Cię jeszcze bardziej. Przetrwałaś to, kochanie.... Jesteś jeszcze silniejsza. - wziąłem ją w ramiona, nie chcąc, aby dłużej się smuciła. - I nigdy więcej tak nie mów.

- Kocham Cię.- powiedziała, muskając moje wargi. 

Posadziłem ją na krześle i wręczyłem świeżą bieliznę, a kiedy włożyła ją na swoje ciało, pomogłem jej założyć leginsy i luźną koszulkę.

- Powinieneś jechać do domu, odpocząć.- odparła, gdy wyszliśmy z łazienki. 

- Nigdzie nie jadę, odpocznę jak stąd wyjdziesz.- założyłem ręce na klatce. 

- Jesteś uparty. Nic mi się nie stanie, kiedy nie będzie Cię kilka godzin.- usiadła na łóżku i spojrzała na mnie poważnie.

- Nie zmienię zdania.

- Ah.... tak? Czyli muszę zawołać pielęgniarkę, że nie chcę żebyś tu był.- uśmiechnęła się zwycięsko.

- Nie zrobisz tego.- podniosła brew w stylu " Jesteś pewien" i już nabierała powietrze w płuca. 

Wstałem z krzesła, zabierając swoją kurtkę u podchodząc do niej.

- Okej, wygrałaś.- ucałowałem ją w usta.- Wrócę za dwie godziny.- pokiwała głową, kładąc się na łóżko. 

Odchodząc patrzyłem na nią, czy nie wygląda jakoś źle, ale prawda jest taka, że wyglądała coraz lepiej. Ostatni raz spojrzałem na nią przez szybę i ruszyłem do swojego samochodu. Czas się trochę ogarnąć.


Sally


Nie myślałam, że jeszcze uda mi się z nim przekomażać. Że jeszcze uda mi się zobaczy jego uśmiech i usłyszeć głos. Jestem tak cholernie szczęśliwa, że nic poważnego mi się nie stało. Żebra się zrosną, rany zagoją. Mogło się to skończyć gorzej. I chodź boję się, że on może wrócić, wiem, że Justin mnie obroni. Nie pozwoli mnie skrzywdzić. 

Położyłam się na plecy, krzywiąc się z bólu, który swoją drogą staje się coraz mniej bolesny. Co oznacza, że już niedługo będę mogła wrócić do domu i położyć się w swoim łóżku. 

- Nie mogłaś zadzwonić?!- krzyknął mój przyjaciel, od razu znajdując się przy mnie.-  Czekałem kiedy się obudzisz, a dzisiaj przechodzę i lekarz mówi, że zaczęłam normalnie funkcjonować. Dziewczynko, nikt mnie tak nie nastraszył.- nie dawał dojść mi do słowa.- Kto ci to zrobił?

- Jeden ze skazańców ojca.

- Skąd wiedział, gdzie mieszkasz? Musiał Cię obserwować, czy coś...- zaczął snuć domysły.

Nick jest jedyna osobą, której się nie boję się powiedzieć prawdy. Jeżeli nie powiem mu tego, później będzie gorzej. Wiem, że to będzie u niego bezpieczne. Nie przekaże tego Justin'owi czy policji.

- Od pewnego czasu dostawałam wiadomości z groźbami. Na początku myślałam, że to Jess, czy ktoś ze skoczyły. Ale się myliłam...- wypuściłam powietrze, zadowolona, że w końcu  to komuś powiedziałam.

- Policja wie? Justin? Z resztą czemu dowiaduje się dopiero dzisiaj? Mogliśmy to jakoś załatwić i...... uniknąć tego.- wskazał na moje ciało.

- To nic by nie zmieniło, Nick. Teraz też tego nie zrobi, więc ufam, że zachowasz to dla siebie.

- Wiesz, że tak.- mruknął cicho. - Gdzie jest w ogóle Justin?

- Wygnałam go do domu.- uśmiechnęłam się.- Musi się ogarnąć.- Nick pokiwał głową.

- W szkole się martwią, wszyscy, bez wyjątków.- powiedział po chwili ciszy. 

Musiałam przyswoić sobie, tę wiadomość. To niemożliwe.

- Jesteś pewien? Nienawidzili mnie.

- Tak, ale każdy ma serce, Sally. Więc wracaj do zdrowia i pokaż tym suką jaką jesteś silna.- wybuchnęliśmy śmiechem.

To jest mój przyjaciel, w najgorszym momencie, zawsze wniesie jakieś plusy.
Słuchałam historii, które wydarzyły się, kiedy nie było mnie w szkole. Dowiedziałam się, że na początku ludzie gadali, że Justin mnie pobił, gdy przyłapał mnie w łóżku z innym. Później, że zrobił to ojciec, bo zaszłam w niechcianą ciążę. Ale jak policja udała się do szkoły i powiedziała co się stało, nagle zaczęli współczuć. Nie rozumiem ich zachowania, ale co się zrobi? 

Pielęgniarka przyniosła obiad, a gdy spojrzałam na to. Nie wiedziałam do końca co to jest. Zanim zdążyłam zapytaj, jej już nie było. Uznałam, więc, że to będzie zupa krem. I tego się trzymałam, kiedy to jadłam. Swoją drogą nie było, aż tak źle. Więcej przypraw i byłoby jeszcze lepsze.

Justin wrócił do mnie, wyglądające już tak jak zawsze. Nie mogłam się napatrzeć, jak biała koszulka przylega do jego ciała i mięśni. Twarz była rozluźnienia, a na ustach widniał szeroki uśmiech. Wyjął zza pleców bukiet czerwonych róż.  

- Z jakiej to okazji?- spytałam, kiedy położył mi je na nogach.

- Po prostu, że jesteś.- schylił się musnął moje wargi. 

Chciał się odsunąć, ale złapałam go za szyję i przytrzymałam, nie chcąc żeby odchodził. Przejechał językiem po mojej górnej wardze, a ja bez chwili zawahania pozwoliłam, aby dostał się do środka. Mruknęłam z aprobatą, chcąc pójść dalej. Jednak nie mogłam na nic liczy, dopóki jesteś tu.

- Obiecuje, że kiedy wyzdrowiejesz, nie wyjdziemy z domu, przez najbliższy tydzień.- uśmiechnął się, ostatni raz całując mnie.

Na mojej twarzy od razu pojawiły się rumieńce, oboje odwróciliśmy głowy w stronę drzwi, przez której weszły....


~~~~~~~~~~~

W następny czwartek rozdział nie pojawi się, gdyż zaczynam sprawdzanie tych udostępnionych.


Rozdział dodany: 2017-01-25

Słów: 104


Xx

Purpose ❤ JBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz