~40 ✔

804 24 5
                                    

Wyjechałem z domu z piskiem opon, nie zważając na ilość cyfr na liczniku. Chciałem być przy niej jak najszybciej. Będąc na światłach pukałem w kierownicę, czekając aż będę mógł ruszyć. Wbiegłem do szpitala, szybko szukając recepcji. 

- Gdzie leżę Sally Johns?- wepchnąłem się przed innych ludzi.

- Jest kolejka, stań na końcu.- odpowiedziała starsza kobieta, wracając do rozmowy z innym mężczyzną.

- Śpieszę się, proszę mi powiedzieć i już mnie nie będzie.- uderzyłem pięścią o stół. 

- Każdy tu się spieszy.- była coraz bardziej zdenerwowana.

- Pani nie rozumie! Przywieziono tu moją dziewczynę z napadu, nie wiem w jakim jestem stanie. Chcę po prostu być już przy niej.- spojrzała na mnie i wyjęła kartkę pacjentów.

- Sally Johns?- powtórzyła, na co od razu pokiwałem głową. - Powinna by w stali 112, na drugim piętrze.

Zanim zdążyła skończyć, podbiegłem już do windy i wcisnąłem odpowiedni guzik. Czas dłużył się niemiłosiernie, wkurzony wbiegłem po schodach, wiedząc, że będę tam szybciej. Rozejrzałem się, szukając numeru pokoju. Otworzyłem drzwi, ale sala była pusta. 

- Jest na badaniach.- powiedział słaby głos za mną. 

Odwróciłem się, jej matka siedziała na krześle z opuszczona głową. Wolnym krokiem ruszyłem do niej i usiadłem obok. Objąłem ją ramieniem i przysunąłem do siebie.

- Wszystko będzie dobrze.- starałem się ją pocieszyć.- Tylko niech Pani mi powie, co się stało.

- Naprawę nie wiem. Musimy czekać aż się obudzi.- westchnęła.

Na sali rozległ się szmer głosów, a na korytarz wjechało łóżka z Sally. Obok szedł lekarz i coś notował. Od razu poderwaliśmy się z miejsc i podeszliśmy. 

- I co z nią?- spytała.

Spojrzałem na jej twarz i coś przekręciło mi się w żołądku. Jej twarz była pokryta siniakami i ranami. Nie przypomniała dziewczyn, z którą kłóciłem się kilkanaście godzin wcześniej. Leżała nieruchomo, jej klatka piersiowa unosiła się co trochę.

- Zrobiliśmy rentgen, na szczęście wszystko jest w porządku z kręgosłupem. Rana w boku, nie była głęboka, więc ją zszyliśmy. Niestety ma połamane dwa żebra, i jak widzieliśmy na badaniach są odłamki. Więc musimy stale ją monitorować, czy czasem nie przemieściły się. - podłączyli jakieś urządzenia po czym zostawili nas samych. - Trzeba być dobrej myśli. To młoda kobieta.

Uśmiechnął się, po czym ruszył za resztą personelu. Usiadłem obok niej, łapami ją za dłoń.

- Kto mógł to zrobić? Pani mąż jest poza miastem?- wiem, że mogę ją tym urazić, ale kto inny mogły to zrobić.

- To nie może być on.- szepnęłam.

- Jest Pani pewna?

- To nie on.- powiedział cichy, zachrypnięty głos tuż obok nas.

- Sally!- krzyknąłem, przystępując się bliżej niej.- Jak Cię czujesz? Coś Cię boli? Kto to był? Boże jak Cię przepraszam.- moje myśli zaczęły buzować.

- Spokojnie.- jęknęła.- Mamo możesz wezwać policję, puki pamiętam.- od razu wyszła z sali, zostawiając nas samych.

- Kocham Cię tak bardzo. Przepraszam za wszytko, jakbym ci powiedział, byłabyś ze mną. Przepraszam.- niemal szlochałem.

- Nie, to nie jest niczyja wina. Jak nie dzisiaj to kiedyś indziej.- chwyciła moją dłoń, lekko się krzywiąc. 

- Nie wiem co bym zrobił, gdybym Cię stracił.....- przerwała mi.

Purpose ❤ JBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz