26. - Strata czy ulga?

1.2K 63 8
                                    

(Victoria)

~Następnego dnia~

- Wiecie, co macie robić? - spytał Megatron, siedząc na swoim tronie.

Omawiamy już pierwszy atak, który będzie już dzisiaj. To będzie przedsmak bitwy, tej największej, która nastąpi jutro.

- Jasne. Jedziemy do firmy, zabijamy rodziców i uciekamy zanim przyjedzie wsparcie - odpowiedziałam z chytrym uśmiechem.

- Dokładnie tak, a teraz idźcie! - krzyknął Megatron.

Na tą akcje idę ja i Barricade, jakby coś poszło nie tak to przyślą wsparcie.

A jaki mamy plan? Zabijamy moich rodziców. Dlaczego? Bo tylko wszystko utrudniają, a tak to będę miała spokój. W dodatku przejmą się bardziej tym małym atakiem i nie będą się spodziewać już następnego dnia większego.

Wyszliśmy z sali tronowej (tak nazywa to Megatron) i zaczęliśmy się szykować. Ubrałam czarną bluzę z kapturem, czarną koszulkę, czarne spodnie i czarne buty. Żeby mnie nie rozpoznali to założyłam też ciemne okulary przeciwsłoneczne. Włożyłam swój pistolet laserowy do spodni, a miecz jak na razie trzymałam w ręce i się mu przyglądałam.

- Jak się czujesz z faktem, że znowu kogoś zabijesz? - spytał Barricade z szatańskim uśmiechem.

- Świetnie. Tęskniłam za tym - odpowiedziałam z szaleńczym uśmiechem.

- To dobrze. Lepiej ruszajmy, bo Megatron się wścieknie - dodał mój towarzysz i zamienił się w swój alt-mode.

Wsiadłam bez wahania do wozu policyjnego na miejsce kierowcy. Miecz dałam na siedzenie z tyłu i przykryłam go kocem.

- Dobra. Gdzie oni są? - spytałam, patrząc na nawigację.

- W swojej firmie. Za godzinę kończą prace - odpowiedział Barricade i po chwili na mapie Waszyngtonu pojawiły się dwa punkciki koło siebie.

- Dobra, jedziemy - ogłosiłam i dodałam gazu.

- Nie zapomniałaś jak się prowadzi? - spytał Barricade.

- Jasne, że nie. Uczyłam się od mistrza - odpowiedziałam z chytrym uśmiechem.

- Miło mi - dodał zadowolony Deceptikon.

Wyjechaliśmy z bazy i zaczęliśmy pędzić autostradą.

Tak w ogóle, skąd wiemy gdzie są moi rodzice? Nasze małe Deceptikony przyczepiły do nich nadajniki, łatwizna. Dobrze, że są w Waszyngtonie to nie musimy specjalnie lecieć do Las Vegas.

Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu, teraz wystarczy tylko poczekać. Zaparkowałam w ciemnej uliczce naprzeciwko firmy. Jest ona jak na nieszczęście (albo szczęście) na obrzeżach centrum miasta. Zaatakujemy od razu jak wyjadą z pracy, zero litości.

~40 minut później~

- Zbliżają się do wyjścia - ogłosił Barricade, gdy bawiłam się swoim pistoletem.

Spojrzałam się momentalnie za przednią szybę i dokładnie obserwowałam drzwi wyjściowe z firmy. Po chwili ich zobaczyłam, lecz z towarzystwem.

- Szlag by to. Jest Lennox i Epps - warknął Barricade.

- Oni nie stanowią zagrożenia. Pamiętaj, tylko zabijamy rodziców i uciekamy - odpowiedziałam, upominając mojego towarzysza, bo znając go to najchętniej także zabiłby tych nieudolnych wojskowych.

Transformers: The New EnemyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz