(Mirage)
Zacząłem odzyskiwać przytomność. Czuję się jakbym na czymś wisiał, lecz od razu zacząłem się zastanawiać czy jest to w ogóle możliwe. Zacząłem więc powoli otwierać oczy i zobaczyłem wielką przepaść pode mną. Automatycznie krzyknąłem i zasłoniłem się rękami, ale gdy zobaczyłem, że cały czas jestem w miejscu to się uspokoiłem. Zobaczyłem, że wiszę na kablach w środku tego budynku i nigdzie nie ma miejsca, w które mógłbym skoczyć. Kable wpinały mi się w brzuch, ale nie zamierzałem ich rozplątywać, bo uratowały mi one życie. Zacząłem się rozglądać za jakimś ratunkiem, lecz nic nie mogłem znaleźć.
- To chyba są jakieś żarty - powiedziałem sam do siebie zrezygnowany.
- „Ciekawe ile już tu wiszę" - pomyślałem nagle.
Zacząłem ponownie rozglądać się za czymkolwiek i znalazłem butelkę jakiegoś napoju gazowanego, który jak na nieszczęście był trochę daleko ode mnie.
- No dobra, pobawimy się - powiedziałem i zacząłem się huśtać na kablach.
Gdy byłem blisko jednej ze ścian to się od niej mocno odepchnąłem i mocno się odbiłem. Złapałem szybko butelkę, ale przy tym kable się zerwały i zacząłem spadać na dół. Na szczęście uderzyłem w jakąś ścianę, więc się zatrzymałem. Niestety ta ściana jest tutaj jakby „wyspą", więc nie mam jak się z niej teraz wydostać.
- Ale przynajmniej mam picie - powiedziałem sam do siebie zadowolony i odkręciłem butelkę.
Nie mogę doczekać się tego orzeźwienia. Wziąłem łyka i poczułem okropny, gorzki smak, więc od razu wyplułem napój i spojrzałem się zdziwiony oraz oburzony na butelkę.
- Co to za cholerstwo?!?! - krzyknąłem i wyrzuciłem butelkę jak najdalej potrafiłem.
Z szerokim uśmiechem przyglądałem się jak spada na ulicę daleko na dole i się rozwala.
- Pa pa. To za to, że chciałaś mnie otruć, butelko - pomachałem jej z szerokim uśmiechem i wróciłem do swojej poprzedniej pozycji.
- „Okej, ja tutaj oszaleje, jak już nie oszalałem."
~1 godzina później~
Przez tą godzinę robiłem zupełnie nic. Bawiłem się jedynie znalezionymi rzeczami, ale po kilku sekundach je wyrzuciłem. Teraz leżę i patrzę się na drogę na dole. Po chwili usłyszałem odgłos silnika statku, więc od razu poderwałem się na nogi i wyczekiwałem jakiegoś statku. Zobaczyłem już w oddali lecący nad drogą... Statek Autobotów!
Zadowolony wziąłem kawałek gruzu ze ściany i zamierzam rzucić go w ten statek.
- Sorry, ale porysuję wam „trochę" lakier - powiedziałem i gdy statek był już pode mną, rzuciłem i dobrze trafiłem.
Statek od razu się zatrzymał, a ja zacząłem do nich machać.
(Victoria)
Wszyscy siedzimy w salonie. Mieliśmy lecieć do tego budynku, ale jak na razie zrezygnowaliśmy. Przypomniał mi się jedynie jak na razie Bee, Louie i Sides. Trochę mało, ale przynajmniej jakiś postęp jest. KnockOut również zaczyna mi się przypominać i to dzięki temu lakierowi.
- Co pamiętasz o KnockOutcie? - spytał się mnie Lennox.
- Jedynie to, że pomógł mi uciec z bazy Deceptikonów i jak marudził, gdy porysował mu się lakier - odpowiedziałam, głaszcząc w tym samym czasie Louie.
- A pamiętasz jak twoja kuchnia w domu przez Jazza i KnockOuta była cała w cieście? - spytał Sides.
- Co?! Kiedy niby?! - spytałam zdziwiona.
CZYTASZ
Transformers: The New Enemy
FanfictionAkcja rozgrywa się rok po zakończeniu ostatecznej walki. Przynajmniej tak się wszystkim wydawało... Niedługo pojawi się nowe zagrożenie. Gorsze od tych, z którymi Ziemia miała do czynienia dotychczas. Główna bohaterka - Victoria - została wybrana pr...