Rozdział 58

3.2K 167 18
                                    

Dziś miało się odbyć kolejne spotkanie Gwardii Dumbledore'a, jednak nie to chodziło mi po głowie cały czas. Zastanawiała mnie lekcja ONMS. Hagrid mówił, że testrale widzą tylko osoby, które były świadkiem czyjeś śmierci, ale ja nie byłam w takiej sytuacji. Chyba, że o czymś nie wiem, lub nie pamiętam. Coś czuję, że muszę zapytać wuja Alastora, albo Lupina o tą sytuację przy najbliższej okazji, a teraz pora iść na zajęcia GD.

Zmierzałam na spotkanie szybkim, jednostajnym krokiem. Byłam pewna, że jestem sama na korytarzu, ale nagle usłyszałam jakieś kroki za mną. Nim się obejrzałam osoba objęła mnie od tyłu w talii. Tym tajemniczym kimś okazał się Cedrik.

-No witam panią- zaśmiał się.

-No witam pana- odwzajemniłam śmiech, po czym rzuciłam się brunetowi na szyję.

-Coś ostatnio nie rozmawialiśmy, co?

-No racja, ale teraz musimy spieszyć się na zajęcia zanim ktoś nas zobaczy- rzekłam, a Ced spojrzał się na mnie pytającym wzrokiem- chodzi mi o to, aby nikt nie odkrył gdzie odbywają się spotkania Gwardii.

-Aaaa, no dobra. Chodźmy już.

Po chwili staliśmy już przed pokojem życzeń, po czym weszliśmy do środka. Byli już praktycznie wszyscy, oprócz bliźniaków. No tak, oni zawsze muszą się spóźnić, gdyby chociaż raz przyszyli na czas, to nie byliby już ci sami Weasley'owie.

Po kilku minutach oczekiwania pojawili się i oni- jak zawsze w świetnych humorach. Pomachali mi, na co kiwnęłam głową w geście powitania.

-Skoro są już wszyscy, to możemy zaczynać- odezwała się Hermiona.

-Dziś zajmiemy się bardzo ważnym zaklęciem- oznajmił Harry- służy do obrony, a zwłaszcza przed dementorami. Pewnie większość z was domyśla się już jakie to zaklęcie. Dziś zajmiemy się zaklęciem Patronusa.

-Chyba wiecie co to Patronus?- zapytała Hermiona, a wszyscy kiwnęli twierdząco głowami, gdyż wiedzieli, że gdyby nie wiedzieli to brunetka z chęcią podyktowałaby całą definicję tego słowa.

-W takim razie zaczniemy od podstaw. Najważniejsza nie jest wymowa, ruch różdżką, czy postawa- rzekł Harry- najważniejsze jest wasze najszczęśliwsze wspomnienie jakie macie. Oczywiście te pierwsze rzeczy też są ważne.

-Po co nam szczęśliwe wspomnienie?- zapytał nagle Neville.

-Bez szczęśliwego wspomnienia nie wyczarujecie nic. To znaczy coś wam wyjdzie, ale nie będzie to patronus, na pewno- odparł Harry- są jeszcze jakieś pytania?

-Od czego zależy postać patronusa? - zapytałam.

-W zasadzie to sam nie wiem, ale słyszałem, że mogą przyjąć postać związaną z osobą, którą się kocha. Z biegiem czasu mogą także ulec transformacji- odparł- to już wszystko?- zapytał, jednak nikt się nie odezwał- w takim razie do dzieła!

Harry dokładnie tłumaczył nam co mamy robić, w jaki sposób wypowiadać zaklęcie, jaką postawę mamy przyjąć czy też jaki ruch różdżką należy wykonać. Gdy już to opanowaliśmy przyszedł czas na najgorszą cześć- wspomnienie.

Jak na złość nie mogłam sobie przypomnieć żadnego najszczęśliwszego wspomnienia. Gdybym widziała jak Miona przyłożyła Malfoy'owi to wybrałabym ten moment, ale cóż. Pech chciał, że do Hogwartu dotarłam rok po tym cudownym zdarzeniu.

Może moim najszczęśliwszy wspomnieniem będzie list do Hogwartu? Chociaż nie. Wtedy jakoś nie bardzo wiedziałam co to i raczej nie skakałam aż tak bardzo z radośći. A może pocałunek z Cedrikiem?

Skupiłam się na tej chwili i wypowiedziałam formułkę zaklęcia, jednak nic się nie stało. Znaczy stało się, ale nie był to patronus, a zaledwie błyszcząca srebrno-biała masa. Coś czułam, że to nie będzie to wspomnienie. Nie jestem typem romantyczki, dla mnie mój chłopak mógłby być kumplem i nic więcej. Nie kręcą mnie te wszystkie romantyczne, wyznania i w ogóle
Dobra, NAJszczęśliwsze wspomnienie. Nie mam zielonego pojęcia co to mogłoby być.

-Pamiętajcie to wspomnienie musi być naprawdę wasze najszczęśliwsze. To musi być chwila, do której chcielibyście wrócić, coś co wywołuje uśmiech na waszej twarzy!- krzyczał na cały pokój Harry- świetnie Luno!- chwalił blondynkę, która właśnie wyczarowała cielesnego patronusa.

Po chwili większość już wyczarowała swoje patronusy. Patronus Luny przybrał postać zająca, Hermiony wydry, Rona psa, a Cedrika gołębia.

Jak zwykle tylko mi nie wychodzi, no cóż, bywa. Dobra pora się skupić. Chwila, do której chciałabym wrócić? No tak, to wakacje u Weasley'ów,a bardziej na Grimmauld Place 12. Może trochę to dziwne, ale właśnie do tego czasu chciałabym powrócić.

Wzięłam się w garść, po czym wypowiedziałam formułkę zaklęcia i przypomniałam sobie te wakacje. Po chwili przede mną pojawiło się coś co przypominało sowę, jednak po chwili zorientowałam się, że to feniks.

Byłam w lekkim szoku, że taką postać ma mój patronus, ale szczęśliwa, gdyż udało mi się go wyczarować.

-Brawo Rose!- pochwalił mnie Harry, a w oddali zauważyłam szczerzącego się Cedrika, na co się zaśmiałam.

Po kilkunastu minutach spotkanie się zakończyło, Harry pochwalił nas, że robimy tak ogromne postępy, a następnie rozeszliśmy się do Pokoi Wspólnych.

***

Byłam wykończona po całym dniu, więc postanowiłam się położyć spać. Nagle coś oświetliło całą sypialnię, tym czymś okazał się mój naszyjnik z feniksem, a raczej sama zawieszka. Niechętnie wstałam i podniosłam ją z szafki nocnej, a gdy chwyciłam zawieszkę przeniosłam się w inne miejsce
Znalazłam się... No właśnie, gdzie? Nigdy tu nie byłam, ale wyglądało mi to na Ministerstwo Magii.

Nagle w oddali zobaczyłam jakąś postać, tym kimś był pan Weasley. Chciałam się przywitać, kiedy zauważyłam węża w oddali zmierzającego ku ojcowi rudzielców.

-Panie Wealsey!- krzyknęłam jednak nie zareagował.

Następnie powtarzałam mój czyn wielokrotnie, ale pan Weasley mnie nie słyszał. Nagle wąż zaczął go atakować, a ja wyjęłam różdżkę i rzucałam różne zaklęcia jednak nic nie działało. Po chwili mężczyzna był cały we krwi, a ja z powrotem znalazłam się w dormitorium. Pierwsze co zobaczyłam to zdziwione miny moich współlokatorek.

-O nic nie pytajcie- rzekłam, po czym wybiegłam z dormitorium i popędziłam w stronę gabinetu Dumbledore'a.

Ja, jak to ja musiałam na kogoś wpaść, a tym kimś okazała się profesor McGonagall, która szła z Harry'm w tym samym kierunku co ja.

-A dokąd panno Smitch się tak spieszymy?- zapytała.

-Do dyrektora, ważna sprawa.

-W takim razie zapraszam z nami- rzekła i udaliśmy się do dyrektora.

Po kilku minutach byliśmy już wszyscy w gabinecie dyrektora.

-Więc co was do mnie sprowadza o tak późnej porze?- zapytał Dumbledore.

-PAN WEASLEY - odpowiedzieliśmy równocześnie z Harry'm, po czym zszokowani spojrzeliśmy na siebie.

-W takim razie słucham- rzekł dyrektor, a następnie wszystko mu powiedzieliśmy.

Jak się dowiedziałam, Harry'emu przytrafiło się to samo, ale w inny sposób. Potter'owi się to przyśniło, a ja się tam jakby przeniosłam- idź zobaczyć co z Arturem - zwrócił się Dumbledore do jednego z portretów, a ten wypełnił jego polecenie- panno McGonagall proszę obudzić dzieci pana Weasleya oraz pannę Granger.

-Oczywiście- odparła.

-Wy powiecie mi więcej po świętach, ale teraz wraz z resztą Weasley'ów i panną Granger przeniesiecie się do pani Weasley i tam spędzicie święta.

Jesteś Tylko Moja ✴ Cedrik Diggory  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz