Rozdział 50

3.1K 182 6
                                    

Dzisiejszego dnia miał odbyć się trening Quidditcha. Szczerze to nie wiem jak dam radę wsiąść na miotłę i nie spaść, gdyż moje ręce odmawiają posłuszeństwa dzięki Umbridge.

-Rose! Hej, chodź tu do nas!- usłyszałam Cedrika i udałam się w stronę drużyny Puchonów.

-Cześć wam– powiedziałam– pójdę się przebrać.

Po chwili stałam już na boisku w stroju do Quidditcha. Dzisiejsza pogoda nam zbytnio nie dopisała, gdyż strasznie wiało oraz czułam, że zbiera się na deszcz. Przynajmniej miałam idealny pretekst by naciągnąć rękawy, tak aby nie było widać napisu.

-Okej, to tradycyjnie najpierw kilka okrążeń, a potem przystąpimy do właściwego treningu – rzekł nasz kapitan, po czym zaczęliśmy wykonywać polecenia.

Gdy okrążyliśmy boisko wystarczającą ilość razy rozpoczęliśmy trening. Na początku zagraliśmy krótkie mecze, podczas których Cedrik przyglądał się naszej grze zespołowej. Po skończonej rozgrywce chłopak mówił każdemu z osobna co ma poprawić, po czym zagraliśmy kolejny raz.

Resztę treningu ćwiczyliśmy różne taktyki i ustawialiśmy plan przebiegu meczu. W skrócie chcieliśmy ustalić jak zagrać żeby było jak najlepiej. Pierwszy mecz wypada nam z Krukonami, więc nie będzie łatwo.

Gdy trening dobiegał końca Cedrik krzyknął, że to koniec na dziś, a mi ulżyło. Myślałam, że moje ręce odpadną. W czasie gdy kierowałam się ku ziemi straciłam panowanie nad Błyskawicą.
Czułam, że ręce mi odpadają i w pewnym sensie się nie myliłam. Ponownie z ran zaczęła cieknąć mi krew, zresztą co ja gadam. Zaczęła mi lecieć strumieniami. Moje ręce były całe czerwone i zaczęło robić mi się słabo. W pewnej chwili poczułam, że spadam w dół, jednak jakieś silne ramiona powstrzymały mnie przed upadkiem. Więcej już nie pamiętam.

***

-Wyjdzie z tego?– do mojej głowy zaczęły dochodzić jakieś głosy.

-Z pewnością, nie ma się o co martwić, jednak krwotok był dość poważny i gdybyś nie zareagował to nie wiadomo co by się stało z dziewczyną– usłyszałam panią Pomfrey. Czyli jestem w Skrzydle Szpitalnym?

-Musiałem coś zrobić.- teraz do mnie dotarło, że drugim tajemniczym głosem jest Cedrik.

-Zależy ci na niej prawda?

-To moja przyjaciółka.

-Zawsze tak się zaczyna– zaśmiała się Pomfrey i w tym momencie postanowiłam już nie udawać, że śpię.

-Chyba się obudziła- powiedział brunet.

-Cedrik? Co się stało?– zapytałam.

-Straciłaś panowanie nad miotłą, jednak zdążyłem cię złapać.

-Ale dlaczego tu jestem skoro mnie złapałeś?

-Zemdlałaś.

-Aha.

-To ja was zostawię– rzekła pani Pomfrey i wyszła.

-Powiesz mi czemu ta ręka ci krwawiła? To niemożliwe byś się skaleczyła tak poważnie– powiedział brunet.

-No... Ja... To przez Umbridge.

-Można jaśniej?- zapytał, a ja w podpowiedzi pokazałam mu mój nadgarstek-Co? Jak to? Ta...

-Ced!– zorientowałam się, że Cedrik zaraz powie coś niestosownego, więc mu przerwałam.

-Co?

-To nauczycielka i też jej nie lubię, ale chyba nie należy tak o niej mówić– powiedziałam, po czym brunet wstał ze swojego miejsca.

-Rose co ty pieprzysz?! Ta wredna ropucha sprawiła, ze o mało co się nie zabiłaś na treningu! Ona cię wykończy!– wykrzyknął.

-Ja nic nie poradzę.

-Przestań tylko cały czas jej udowadniać, że się myli.

-Ale to prawda! Ona myśli, że może wszystko. Twierdzi, że Voldemort nie powrócił, i że Ministerstwo jest najważniejsze i wie wszystko najlepiej!

-Rose nie jesteś w stanie zrobić wszystkiego!

-Ale co ja poradzę! Ja, ja nie umiem.- rzekłam, po czym spuściłam głowę, a Ced zajął z powrotem swoje miejsce.

-Rose– ujął moją twarz w rękę bym na niego spojrzała– jesteś wyjątkową dziewczyną, odważną i szczerze czasami aż za bardzo co sprawia, że jesteś lekko stuknięta- tu się zaśmiał- i szczerze podziwiam cię za to, że masz siłę by pokazać tej zołzie gdzie jest jej miejsce, ale to chyba nie ma sensu. Ona cię powoli wykańcza. Nie masz tych iskierek w oczach co zawsze, nie jesteś pełna energii, a Quidditch nie sprawia ci radości tylko ból – głośno westchnął– stwierdziłem, że nie zagrasz w najbliższym meczu Rose. Nie dasz rady. Zagrasz w następnym, ale nie teraz.

-Ale Cedrik...

-Żadnego ale. Rose jesteś wspaniałą dziewczyną. Szczerą, odważną, zabawną, zwariowaną, jedyną w swoim rodzaju i szczerze zazdroszczę twojemu przyszłemu mężowi– ponownie się zaśmiał– nie pozwól Umbridge tego zepsuć– rzekł, po czym pocałował mnie w czoło i wyszedł ze Skrzydła.

Po kilku minutach na salę wpadli Ron, Harry, Hermiona, Fred i George.

-Rose! Co ci się stało?!– wykrzyknęli równocześnie, a następnie wszystko im wytłumaczyłam. Od deski do deski.

-Zabije ją– powiedział Fred i już wstawał z miejsca jednak Miona go powstrzymała.

-Chyba mnie powinieneś– rzekłam.

-Co?

-To- uniosłam rękę do góry– to moja wina.

-Jak to?

-Odbywałam tę karę wraz z Harrym, a on nie ma aż tak poważnych obrażeń, bo nie postąpił tak jak ja.

-Co masz na myśli?

-Starałam się napisać jak najwięcej zdań, by pokazać tej różowej małpie, że tak łatwo jej nie pójdzie. Nie złamie mnie.

-Po co to zrobiłaś?– zapytał Ron.

-Nie chciałam by sądziła, że jestem jakaś miękka, że jestem kimś kogo łatwo złamać. Chciałam udowodnić, że nie jest niewiadomo kim.

-Rose...- rzekła Hermiona.

-Może i źle postąpiłam względem siebie, ale nie żałuje.

-Ma dziewczyna tupet– powiedział George, a wszyscy się zaśmiali.



Jesteś Tylko Moja ✴ Cedrik Diggory  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz