-Ona...- Ofelia próbowała mi coś powiedzieć, gdy nagle zgasło światło w kuchni, jedyne jakie było włączone w całym domu.
Zapanowała kompletna ciemność. Czułam jak drżą moje dłonie, a serce chciało wyskoczyć z klatki piersiowej.
- Co to u licha...- Usłyszałam zdenerwowanie w głosie Ofeli.
Krzesło skrzypnęło, co oznaczało, że staruszka wstała.
- Żarówka się spaliła?- Spytałam.
Widziałam cień Ofelii idący w stronę włącznika lampy. Wszystko na nic.
- Nie wiem.- Mruknęła po chwili i skierowała się w stronę szafki, w której, z tego co pamiętam, znajdowały się puste słoiki i świeczki.
Ofelia wyciągnęła ze środka dwa przedmioty, a zaraz potem rozbłysło światło. Zobaczyłam Ofelię trzymającą w ręce świeczkę. To jej mały płomień oświetlał skrawek pomieszczenia.
-Może to naprawią za niedługo, tymczasem weź ode mnie świeczkę. Wiesz gdzie jest salon, prawda? Tam będziesz dzisiaj spać.- Sąsiadka podała mi mały płomyczek i nim zdążyłam odpowiedzieć, zniknęła w ciemnym korytarzu.
- Ale miała mi pani opowiedzieć o czymś.- Pragnęłam za wszelką cenę dowiedzieć się prawdy.
Nikt jednak mi nie odpowiedział.
Ogarniająca mnie ciemność sprawiała, że chciałam się stąd wynieść jak najszybciej. Zabrałam świeczkę i udałam się do salonu położonego na końcu korytarza. Podłoga skrzypiała pod każdym moim krokiem. Wszędzie panował mrok, nawet w sypialni pani Ofelii nie paliło się światło. Weszłam do ciemnego pokoju i odłożyłam świeczkę na komodę, blisko sofy. Położyłam się na niej i przykryłam kocem, który leżał na fotelu obok. Zasnęłam z mocno bijącym sercem i głową pełną myśli.*
To ona... Moja mama trzymała na rękach dziecko. To chyba ja...
Wszystko widziałam jak przez mgłę.
- Mamo, wyjaśnisz mi to wszystko, co wokół mnie się dzieje?- Spytałam.
Ona mnie chyba nie widzi. Wygląda, jakby w ogóle nie słyszała co do niej powiedziałam.
Chciałam do niej podejść, ale gdy tylko to zrobiłam, cały obraz zniknął, rozmył się...Otworzyłam oczy. Był już wczesny ranek. Świeca, którą wczoraj zostawiłam zapaloną, stała teraz do połowy stopiona i zgaszona.
- Znów ten sen...- Ziewnęłam cicho.
Wstałam, zerkając na zegarek.
Była godzina 5:13. Zabrałam nowe ubrania i poszłam do łazienki się umyć oraz przebrać.
Zajęło mi to około dziesięciu minut. Wróciłam po cichu do pokoju, nie chcąc obudzić Ofelii.
Spostrzegłam, że przez uchylone okno zaczął wdzierać się chłodny wiatr, więc podeszłam do niego, by je zamknąć. Zobaczyłam jak przy brzegu lasu spaceruje jakaś dziewczyna. Miała długie, rozpuszczone włosy, które powiewały na wietrze. Ubrana była w jasny sweter i długą, ciemną spódnicę.
Założyłam bluzę i wyszłam na podwórko.
Letnie poranki były jak zawsze chłodne, ale ten wyjątkowo. Spacerowałam po ogrodzie, jak gdyby nigdy nic, ale mój wzrok ciągle wędrował w stronę nieznajomej dziewczyny. Przyspieszyłam kroku i wyszłam na ulicę, przechodząc szybko na drugą stronę. Dziewczyna zniknęła nagle w głębi lasu, a ja zaczęłam biec.
Chciałam ją dogonić, dowiedzieć się kim jest i co tutaj robi o tak wczesnej porze...
Przeskoczyłam przez rów i szybko znalazłam się kilka kroków od dziewczyny.
Zachowywałam się najciszej jak tylko potrafiłam. Kroki dziewczyny przypominały w pewien sposób taniec baletnicy, która przeskakiwała w idealnych piruetach ponad każdą wystającą przeszkodą.Nagle, nim zorientowałam się co się stało, leżałam już na ziemi.
Czułam ogromny ból w prawej nodze i choć próbowałam, nie mogłam się podnieść.
- Poczekaj, pomogę ci.- Nieznajoma dziewczyna niespodziewanie pochyliła się nade mną.
-Roni?- Prawie pisnęłam.
Nie domyśliłam się, że to ona może być tą "inną od wszystkich" dziewczyną.
- Tak. Hejka.- Uśmiechnęła się, a zamiast jej twarzy, zobaczyłam szeroki uśmiech mojej mamy.
Była do niej niesamowicie podobna.- Co robisz w lesie tak wcześnie?- Spytała, a gdy podniosła moją nogę, syknęłam z bólu.
- Przepraszam.- Powiedziała.- To tylko skaleczenie. Opatrzę to.
- Widziałam cię przez okno. Chciałam się przejść i cię dogonić. Nie poznałam cię. Byłaś inna...- Tłumaczyłam.
- A myślałam, że jestem sama.- Zaśmiała się tak niesamowicie znajomo.
- Jak ty to opatrzysz nie mając przy sobie niczego?- Spytałam patrząc na krwawiącą ranę.
- Zostawiłam torebkę z podręczną apteczką, niedaleko stąd. Przyniosę ją, zaczekaj tu.- Poprosiła.
- Chwila, Roni. Pójdę z tobą.- Zaproponowałam i szybko się podniosłam, stojąc na jednej nodze.
- Nie, sama nie dasz rady. - Blondynka znów się zaśmiała.
Podparłam się na niej i wolnym tempem ruszyłyśmy przez las.
Dużo rozmawiałyśmy, ale ani razu nie zadałam jej pytania odnośnie podobieństwa do mojej mamy. Aż do teraz...
- Skąd masz ten naszyjnik?- Spytałam.
- Popatrz, już jesteśmy.- Roni zmieniła temat.Stałyśmy na wysoko położonym wzgórzu, usianym drobnymi stokrotkami z daleko wysuniętym, i niebezpiecznie stromym zboczem. Piękne widoki rozciągały się wzdłuż i wszerz. Miałam wrażenie jakby cały świat leżał u naszych stóp, a był to przecież tylko zwykły widok na miasto.
- Niesamowite, prawda?- Posłała mi szeroki uśmiech, ale zaraz potem przykucnęła przy mojej nodze.
-Trzeba zatamować krawienie. Muszę się tym jak najszybciej zająć.- Zmartwiła się.
- Naprawdę nie musisz się tak przejmować. To nic wielkiego, już nawet tak bardzo nie boli. - Uśmiechnęłam się ciepło, próbując wyglądać jak najbardziej przekonująco.
Nie zamierzałam więcej pytać ją o sprawy, na które nie chciała odpowiadać. Może ten naszyjnik wiązał się z jakąś bolesną przeszłością?
Roni starannie zajęła się moją nogą. Kiedy skończyła, obie usiadłyśmy blisko zbocza i w milczeniu podziwiałyśmy widoki.
Mieszkałam tu od tak dawna, a nigdy nie byłam w tym miejscu. Było po prostu piękne.Niedługo potem, Roni pomogła mi wrócić do domu.
Ofelia wybiegła z ogródka nasz widok.
- Róża! Gdzie byłaś, dziecko?! Tak się o ciebie martwiłam!- Zaraz po tych słowach mocno mnie przytuliła, szybko dostrzegając, że coś jest nie tak z moją nogą.
- To nie jej wina. Wszystko pani wytłumaczę. Sama opatrzyłam nogę Róży, jak tylko mogłam. - Wyjaśniała Roni.
- Dziękuję ci, Weroniko. Zapraszam na pyszne śniadanie.- Ucieszyła się Ofelia.Obie pierwsze weszły do środka, a ja pokuśtykałam za nimi. Gdy wchodziłam na werandę zorientowałam się, że znów ktoś mnie obserwuje. Stanęłam w miejscu, uważnie nasłuchując.
Między krzewami róż zobaczyłam ciemną postać. Serce zabiło mi mocniej. Nie mogłam uwierzyć...
Tym razem byłam pewna, że widziałam zakapturzoną postać chłopaka!
CZYTASZ
UWIERZ WE MNIE
FantasyJa zakochana?! Bzdury! - Wykrzyknęłam światu to co wciąż mnie dręczyło. Nie byłam pewna, czy moje słowa się nie różnią od tego co czuję. Zbliżyłam się do skarpy, jeszcze trochę... - Nie podchodź bliżej. - Gwałtownie się odwróciłam. Około dwóch metr...