*39*

42 3 7
                                    

Antonio chwilę się zastanawiał nad podjęciem decyzji, ale zgodził się na ryzykowny plan.
Dotarcie do domu Imy było proste, lecz Wielka Rada nie będzie zadowolona i reszta również.
-Nie, tak nie można.- zmienił zdanie, gdy już mieliśmy opuszczać przeszklony
budynek.- Nie zdążymy nawet uciec, gdy tylko przekroczymy podwórko tej kobiety. Rada natychmiast nas odnajdzie.
-Antonio, jeśli się z nimi nie  dogadamy, to za niedługo wszyscy staniemy do walki o życie. Nikt chyba nie chce się nawzajem pozabijać.- mówiłam poważnie.
-Wiem, Różo, ale musi być inny sposób na spotkanie w ukryciu przed nimi.- zamyślił się.
-Nasz świat.- zgadłam.- Tam nikt nas nie wykryje i będziemy bezpieczni...
-...ale ludzie nie będą.- przerwał mi.- Narazimy wszystkich, gdy walka niespodziewanie przeniesie się do ich świata.
-Dlaczego tak miałoby się stać?
-To skomplikowane. Tak czy inaczej, to kwestia czasu kiedy wyślą po nas Stróżów.- jego odpowiedź sprowadziła mnie do rzeczywistości.
Oto cała prawda, jesteśmy w puapce. Wcześniej czy później wybuchnie nieuniknione.

Usiadłam skulona na trawie i powoli się poddawałam. Nie wiedziałam jak pogodzić rządne władzy rodziny, nie umiałam walczyć ani się bronić, nie posiadałam w sobie żadnej wyjątkowej cechy, nie potrafię się odnaleźdź w tym świecie i nie wiem nawet kim tak naprawdę jestem, a na dodatek muszę zabić osoby, które wciąż coś dla mnie znaczą albo to one zabiją mnie, a to bardziej prawdopodobne. Jedyne co mi pozostaje to uciec, ale nawet tak prosta czynność mi nie wyjdzie. Nigdy nie wydostanę się z tego chorego świata, bynajmniej nie żywa.

-To koniec.-przyznaję cicho.
-Nie mów tak. Każdy potrafi się poddać, ale niewielu umie stawić czoła trudnościom. Nie możemy tak po prostu czekać na to co ma nadejść.- Antonio walczył ze samym sobą.
Doskonale znał zakończenie tej wojny. Koniec to MY.
-Oboje wiemy, że mam rację. To koniec, nikt nam nie pomoże, nie mamy nikogo, jesteśmy zupełnie sami, Toni. Nie ma już przy nas troskliwej Ofelii, taty uczącego jazdy konnej czy mamy czytającej nam bajki. To koniec końca. Choćbyś chciał się okłamywać, wiesz co nas czeka.- uświadamiałam mu nasze fatalne położenie.
-Nawet jeśli czeka nas walka...-głos Antonio zaczął drżeć.- Nie jesteśmy sami, Różyczko.
-Tak, mamy jeszcze siebie.- próbowałam się uśmiechnąć, ale chyba nie potrafię.
-Jest ktoś, kto stoi po naszej stronie. Gdybym mógł ci powiedzieć...
-Co powiedzieć?- spojrzałam na niego nieufnie.
-Byłem głupi, gdy myślałem, że misja z Florą pozwoli mi o tobie zapomnieć i przysiągłem coś, czego będę żałować do końca życia.- brat mocno mnie przytulił.- Tylko Nikolas może powiedzieć ci całą prawdę, on jeden ją zna.
Gdy nagle rozległ się strzał. Echo odbiło się od drzew, dezorientując kierunek ucieczki.
-Szybko, Róża, nie mamy czasu!- Antonio pociągnął mnie za rękę w głąb lasu.
-Dokąd teraz?- spytałam w pośpiechu.
Nad naszymi głowami powiał mroźny wiatr. Przerażający chłód poczułam w samym sercu.
Antonio milczał. Biegliśmy  szybko, nie patrząc na to, że kolczaste krzewy nieustannie raniły naszą skórę, dziurawiąc ubranie.
Po chwili nastąpił kolejny strzał, tym razem o wiele dalej, co znaczyło, że zgubiliśmy wroga.
Nogi odmawiały mi posłuszeństwa i puściłam brata, upadając na szorstką drogę.

Ignorowałam wołanie brata, jego krzyki, następne strzały. Patrzyłam jak pochyla się nade mną ze zmartwieniem,podnosi i dalej biegnie. Czułam jego oddech nad głową, wiedziałam, że jeśli się sama nie podniosę, to oboje zginiemy.
-Dalej, Róża, dasz radę.- szeptał Toni.
Zwolnił tempo, podczas gdy obcy nadciągali z wielkim hukiem.
-Toni, nie dam rady...-wychrypiałam.
On zdawał się nie słyszeć tego, co do niego mówię. Mój ciężar go spowalniał, a ja nie chciałam by przeze został złapany.
-Znak, Antonio.- powiedziałam wprost do jego ucha.
-Nie ma już czasu.- podniosłam głowę, słysząc odpowiedź brata.
Spoglądałam w jego jasno-niebieskie oczy z ogromnym bólem.
Miałam wrażenie, jakby czas stawał w miejscu. Antonio zwalniał tempo, patrząc tęsknie w moje szare oczy. Łzy przysłaniały mi częściowo pole widzenia. Czułam jego strach, żal i rozczarowanie, wiedział, że nie mamy już szans, nie uda nam się uciec. Jego serce biło mocno, miałam wrażenie, jakby zaraz miało pęknąć. Patrzył na mnie i niedowierzał, że to wszystko musi się tak skończyć.
-"Wiesz, nigdy z nikim nie wygrałam w żadną grę, Toni. Z tobą też zawsze przegrywałam, dlatego nie ma to dla mnie znaczenia, że przegram po raz kolejny, to będzie już ostatni raz."- nie mogłam w to uwierzyć, ale mówiłam do Antonio za pomocą myśli.
-"Teraz już wiem, Różyczko, jaki jest twój dar.- uśmiechnął się smutno.- Mój kwiatuszku, byłem małym, głupim chłopcem, który myślał często o sobie, zamiast o innych. Nie przegrasz tego, nie pozwolę na to."
-"Małym chłopcem, ale nie głupim, Antonio. Akurat tą grę chętnie przegram, ale ty masz wygrać. I wygrasz ją, Toni, beze mnie."- odwzajemniłam uśmiech i uwolniłam się z objęć brata.

Upadłam na trawę, zsuwając się pod drzewo.
-"Różo, chodź ze mną."- bezgłośna postać, stojąca obok wyciągnęła do mnie rękę.
Promienie wokół niej lśniły tak mocno, że nie mogłam dostrzec twarzy.
-"Kim jesteś? Rozumiesz mnie?"- moje oczy powracały do brata poszukującego mnie wzrokiem.
-"Pośpiesz się Różo, nie chcesz tego zobaczyć."- znów przemówiła jaśniejąca istota.
-"Dokąd chcesz mnie zabrać? Czego mam nie widzieć?"- pytałam, uśmiechając się bezsilnie do Antonio, gdy odszukał mnie.
Nasze oczy się spotkały.
W tej samej chwili wybuchł kolejny strzał. Ciemna, lśniąca kula o dużym rozmiarze trafiła mojego brata!
-Nie!- wyrwałam się nieznajomej postaci, próbowałam podbiec do Toniego, jednak istota mnie powstrzymała.
Antonio spojrzał na mnie i zrezygnowany upadł. Kula, która go trafiła otoczyła swoją ofiarę ciemną powłoką. Prawie natychmiast nadbiegli ludzie, ale doskonale wiedziałam, że to anioły, zwane Stróżami. To oni wystrzelili w Antonio kulę.
-Nie! Puszczaj!- wyrywałam się, podczas gdy istota ciągnęła mnie w stronę promieniujących drzwi.
Stróże otoczyły mojego brata, zastygłego w bezruchu. Zobaczyłam krew wypływającą spod bluzy Antonio.
-Toni!- krzyczałam, gdy nagle jasna postać wciągnęła mnie do wnętrza drzwi.
Ostatnie co zobaczyłam to zbolałe oczy brata wołające o pomoc.

••••
Rozdział może zawierać błędy, za które przepraszam.
Powiem szczerze, że nie wiem czy skończę tę powieść, bo mam wrażenie, że piszę w ogóle nieciekawie i nieskładnie, nie widzę za bardzo sensu by dalej to pisać.:'|
Jednak mam nadzieję, że uda mi się skończyć tą opowieść.:)

UWIERZ WE MNIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz