Epilog

43 5 3
                                    

Znikam ze świata, który mnie zniszczył, i który ja mogłabym zniszczyć.

Niebiańskie światło oślepiło mnie, tylko po to by zabrać w miejsce dotąd nieznane.
Poczułam intensywny zapach róż, jakby wypełniał każdą komórkę mojego ciała. Otworzyłam oczy, dławiąc się zapachem kwiatów. Nie wiedziałam co zrobić by znów móc bezpiecznie wziąć oddech. Wokół otaczały mnie krzewy czerwonych, żółtych, różowych, herbacianych i niebieskich róż.
Ostre gałązki zakończone były srebrnymi sztyletami, gotowymi zabić każdego, kto zechce zerwać kwiat. Chwiejnie wstałam, spoglądając na rosnące przede mną czerwone pąki. Ze zdziwieniem obserwowałam, jak na każdej róży maluje się czyjaś twarz. Na jednej poznałam Ofelię, kolejna przedstawiała Florę, a mniejsza Leona. W regularnych odstępach róże ukazywały kolejne bliskie mi osoby; Roni, Edwarda, Nikolasa i Antonio. Nagle, jedna z róż położonych najwyżej, namalowała mojego tatę.
- Tato... - szepnęłam, widząc uśmiechającą się do mnie twarz.
Wszystkie te osoby były moją rodziną, przyjaciółmi. Każde wspomnienie z nimi związane, migotało w aurze intesywnej woni kwiatów.

Pomoc sąsiadki Ofeli, szczera rozmowa o sierocińcu.
Poznana tam Flora na płytkach łazienki, ratunek.
Leon, który okazał się być zupełnie lepszą osobą, niż każdy myślał, który jej pomógł.
Roni przed domem Ofeli z uśmiechem pełnym dobra, pomoc w lesie i wyznania na jej ulubionej skarpie.
Edward, spotkany przypadkowo na leśnej ścieżce, wykorzystany przez Wielką Radę, tylko po to, by sprawdzić na ile jestem silna.
Nikolas łapiący mnie tuż przed upadkiem do rzeki, noc w ruinach domu, gra na fortepianie...
Antonio biorący mnie w ramiona z anielskim uśmiechem na twarzy, wyznanie o łączącej nas więzi, o rodzeństwie.
Mój tata pomagający mi wsiąść na Szafira, nasze małe wyścigi.

Do oczu napłynęły mi łzy tęsknoty.
Podbiegłam do niego, ale obraz natychmiast rozpłynął się w powietrzu. Krzewy rozstąpiły się, otwierając zamkniętą kwiatami łąkę. Pośród roślin, siedziała blądwłosa kobieta malująca obraz na płótnie.
- Pani ich namalowała? - Zawołałam, ale tajemnicza osoba nie odpowiedziała.
Podeszłam do niej, przebijając się przez wysoką trawę. Im bliżej byłam kobiety, tym wyrazistszy stawał się portret starszej pani o krótkich, idealnie rozczesanych jasnych włosach, perłowym naszyjniku i czerwonej sukni. W ramionach trzymała małe dzieciątko ubrane w śnieżnobiałą sukienkę.
Ta kobieta z obrazu to Nikifora!
- Rodzina jest jedynym kwiatem, który nigdy nie zwiędnie. - Odezwała się kobieta i odwróciła twarzą do mnie.
Patrzyłam na nią, a moje serce jakby na chwilę przestało bić.
- Mamo! - Załkałam, widząc jej piękne, niebieskie oczy. - To naprawdę ty!
- Kochanie... - zaczęła płakać.
Wtuliłam się w nią. Teraz nie liczyło się nic, tylko to, że mama żyje. Odzyskałam ją i ogród pełen utraconych wspomnień.
I to wszystko odebrała mi jedna osoba...
- Kocham cię. - Wyszeptała mama, gdy nagle ktoś wyrwał mnie z jej uścisku.
Nikifora zerwała wszystkie róże z namalowanymi twarzami moich bliskich i rzuciła nimi w płótno. Kwiaty zabarwiły obraz, szpecąc go na zawsze.
- Mamo! - Krzyknęłam, gdy Nikifora skierowała mnie ku portalowi.
Zaślepiona jego blaskiem, zobaczyłam mamę po raz ostatni. Chciała do nas pobiec, ale nie zdąrzyła...
- Jeśli rodzina nie dba o różę, ona zwiędnie, a wtedy i rodzina umrze. - Wyszeptała do mojego ucha.
Przed oczami miałam poplamiony różami obraz Zarządczyni z malutką dziewczynką w białej sukience. Dziewczynką, którą widziałam na niejednym zdjęciu.
A ja nadal pamiętam na sobie te delikatne, misterne koronki...

*

Kiedy ponownie otworzyłam oczy, mój wzrok utkwił w śnieżnobiałym suficie sierocińca.
Powoli podniosłam się z miejsca, przecierając powieki.
Flora spała spokojnie na łóżku po drugiej stronie pokoju, a zegar na ścianie wskazywał godzinę piątą rano.
Wszystko wyglądało tak spokojnie, jakby nic się nie wydarzyło.
Jakbym nigdy nie zniknęła...
Jakby Świat Aniołów nigdy nie istniał...
a żył jedynie w mojej pamięci.

Powoli wyciągnęłam przed siebie dłoń, oglądając jej każdy centymetr. Ciemny, skomplikowany wzór oplatał mój nadgarstek. Znak, który był dowodem na wszystko co się wydarzyło.
Byłam pewna, że moje życie już nigdy nie będzie takie jak wcześniej...

- Gdziekolwiek jesteś, odnajdę cię, Niko. - Wyszeptałam, przymykając powieki.

Nazywam się Róża Merl, a w mojej krwi płynie anielska siła Rodu Obronnych.

Nikolasie, w końcu naprawdę w ciebie wierzę...

§

UWIERZ WE MNIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz