*22*

36 8 2
                                    

Otworzyłam oczy.
-Już ranek?- zdziwiłam się, zerkając na puste łóżko Flory.
Nie wróciła do pokoju na noc.
Poszłam do toalety i przemyłam spuchniętą od płaczu twarz. Niewiele to dało. Moje podkrążone oczy widać z daleka... Przypomniały mi się słowa Roni. "Czy to normalne, że gdy patrzę w lustro mam ochotę zabić to co w nim widzę?"
Tęskniłam za nią, za Ofelią, za rodzicami, za dawnym życiem...ale ono odeszło już dawno temu. Bezpowrotnie.
Z całej siły uderzyłam pięścią w szkło, które rozprysło się na milion drobnych kawałków. Przestraszona odskoczyłam. Po mojej dłoni spływały krople krwi. Czułam piekący ból. Zsunęłam się na podłogę z sykiem. Widok poranionej skóry dał mi pewien rodzaj ulgi. Czy Flora mówiła prawdę? Ból może dać jednocześnie satysfakcję i ulgę?
- Pomocy...- szepnęłam prawie niesłyszalnie.
Zerknęłam na krwawiące rany. W jednej utkwił odłamek szkła. Gryząc z bólu skrawek ubrania, wyciągnęłam szkiełko. Nie wytrzymywałam. Powoli wstałam i podeszłam do umywalki. Obmyłam krwawiącą dłoń, a potem sięgnęłam zdrową ręką do apteczki. Zabandażowałam dłoń, próbując zatamować krwawienie. Na marne...

- Różyczko, dasz radę. Zawsze dawałaś. Jestem z tobą, a już wkrótce będziemy razem. Zamknij oczy i dotknij swojej krawiącej dłoni. Przypomnij sobie jak opatrywałam ci stłuczone kolana. Pomogę ci, kochanie...- usłyszałam obok siebie głos mamy.

Moje oczy napełniły się łzami. To naprawdę był jej delikatny, łagodny głos. Zrobiłam jak nakazała. Położyłam rękę na zabandażowanych ranach, myśląc o mamie i dzieciństwie, pełnym krwawiących kolan po upadkach z konia. To nie było takie proste. Gdy już widziałam w głowie obrazy z tamtych lat, nie chciałam więcej otwierać oczu. Pragnęłam już zawsze żyć wspomnieniami. Nagle to wszystko zniknęło. Spojrzałam na bandaż. Nie czułam już bólu. Rozwinęłam opatrunek. Na skórze nie było żadnych przecięć ani krwi. Ręka wyglądała na nietkniętą.

- Ale...jak to możliwe?- nie mogłam uwierzyć.
W tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi i wszedł. To Lucjanna- opiekunka.
- Gdzie jest Flora Bajm?- burknęła nawet nie pytając o rozwinięty bandaż na moim łóżku.
- Nie wiem. Chyba nie wróciła na noc do pokoju.- odparłam.
Na szczęście drzwi od toalety były zamknięte.
- Słuchaj, nie kłam!- krzyknęła grożąc mi palcem.- Gdzie jest ta panna?! Mów i to już.
- Proszę pani, sama chciałabym wiedzieć. Martwię się o Florę.- powiedziałam zgodnie z prawdą.
Wciąż miałam przed oczami rozbite lustro i zakrwawioną dłoń. Jeszcze przed chwilą wykrwawiłabym się. I nie było przy mnie nawet Nikolasa. Nie próbował mnie uratować...
- Jest w toalecie?! Znów się okalecza, tak?- spytała łagodniej Lucjanna.
Wiedziała o depresji Flory?
- Nie ma jej tutaj. Jak pani chce, mogę jej poszukać.- zaproponowałam.
Jednak opiekunka już otwierała drzwi. Weszła do środka i oniemiała.
- Proszę pani, bo...- chciałam się jakoś wytłumaczyć.
- Co co to jest?!- pisnęła nie odwracając wzroku od szkła leżącego na podłodze i plam krwi.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Koszmar!

- Co tutaj się stało?! Różo Merl, proszę powiedz mi...- zaczęła płakać.
Pierwszy raz widziałam jak traci panowanie nad emocjami. Położyłam niepewnie dłoń na jej ramieniu.
- Przepraszam panią. Ja...przepraszam.

Zabrałam torbę i wybiegłam z pokoju. Minęłam salon oraz jadalnię. Wszyscy na mnie spoglądali, ale nie obchodziło mnie to. Dosyć tego Domu Dziecka. Dosyć tego wszystkiego.
Czy Ofelia znów pozwoli mi u siebie mieszkać? Może powie mi coś o moim bracie.
Tuż przed wyjściem, zatrzymałam się. Co z Florą? Nie mogę jej tak zostawić.
- Gdzie się wybierasz, panienko?- powiedział czyjś głos za mną.
- Nigdzie. Szukam Flory.- odrzekłam i odwróciłam się.
To Leon. Uśmiechał się, jakby właśnie odkrył mój sekret.
- Lucjanna wybiegła z waszego pokoju i cię szuka. Mówi coś o wypisaniu i przeniesieniu do Domu Dziecka gdzieś poza miastem.- zaśmiał się.
Mi wcale nie było do śmiechu. Nie lubiłam go.
- O jakim przeniesieniu? O mnie?- musiałam spytać.
- A jak myślisz?- pokręcił głową.
- Nieważne.- wyminęłam go i postanowiłam szukać Flory.
Obawiałam się najgorszego, że ona mogła coś sobie zrobić.
- Nie znajdziesz jej.- Leon mnie dogonił.
- To gdzie jest, twoim zdaniem?- irytowałam się.
- Wyszła z Domu. Zostawiła mi list.- blondyn wyciągnął z kieszeni zwiniętą w rulonik karteczkę.
- Napisała do ciebie?- zdziwiłam się.
- Jest na cmentarzu przy grobie jakiegoś Feliksa.- był bardzo poważny.
- Muszę tam pójść. Gdzie jest ten cmentarz?- chciałam wiedzieć i znów skierowałam się w stronę drzwi.
- Musimy się pospieszyć, bo zaraz dogoni nas Lucjanna.- stwierdził Leon podając mi list.
- Jak to "my"?
- Znam to miasto, na pewno lepiej od ciebie. W swoim domu mam motor. Pojedziemy razem. - zdecydowane spojrzenie Leona dało mi do zrozumienia, że się o nią martwi.
- Zależy mi na Florze. Z jej listu wynika, że też lubi takiego idiotę jak ja...- szeptał otwierając drzwi.
- Wiesz...skoro to dostrzegłeś to nie jesteś, aż takim idiotą.- spróbowałam się uśmiechnąć.
Flora miała trochę racji. Leon nie jest do końca "zepsuty" i "rozpuszczony". Może dla nich obojga istnieje jakaś przyszłość?
- Jedźmy.- zdecydowałam i wybiegliśmy na ulicę.

UWIERZ WE MNIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz