Kobieta mknęła szybko czerwonym samochodem, ignorując wszelkie przepisy ruchu drogowego.
Nie wiedziałam co mam robić, zaczynał się właśnie kolejny etap mojego koszmaru. Z paniką wyglądałam przez szybę, całkowicie zasłoniętą falą rzęsistego deszczu. Mimowolnie zaczęłam drżeć. Nie miałam przy sobie żadnych ciepłych ubrań.
- Więc, możesz powtórzyć jak się nazywasz?- Przerwała ciszę.
- Róża Merl.- Przedstawiłam się cicho.
- Ile lat?- Spytała.
- Piętnaście.- Odpowiedziałam. - I... ja w ogóle nie zabrałam żadnych osobistych rzeczy ze sobą...
- Ile, bo nie usłyszałam?- Dopytywała.
- Piętnaście.- Powiedziałam nieco głośniej, rezygnując z powtórzenia swojego zdania.
- Skończone?- Znów zadała pytanie.
- Tak, w sierpniu kończę szesnaście-odparłam.
Czy ona w ogóle coś o mnie wiedziała, oprócz tego, że jestem sierotą? Wątpię... Nic ją nie obchodziło co się ze mną stanie.
Po chwili Lucjanna wjechała błotnistą leśną drogę, otoczoną gęsto rosnącymi lipami. Moje oczy wciąż wędrowały w stronę wysokich drzew. Jeszcze jest okazja by stąd uciec. W lesie będę bezpieczna.
Jeszcze jest szansa, jeszcze mogę uciec od tego wszystkiego...
- Różo Merl, było z tobą dużo kłopotów... całkiem niedawno.- Opiekunka dyskretnie wcisnęła dodatkowy przycisk zamykania wszystkich drzwi.
Musiała się domyślić co chcę zrobić. Już nie mogłam uciec. Spojrzałam na okno, mogłabym je otworzyć i wyskoczyć, ale to było zbyt niebezpieczne.
To koniec, jestem zamknięta. Już nie ucieknę.
- Straciłam rodzinę. Mój tata zginął w pożarze.- Powiedziałam, by wreszcie przestała na mnie podejrzliwie zerkać.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Jak ona mnie denerwuje.
- Wiem. Na pewno trudno ci teraz, ale chyba rozumiesz, że pani Ofelia nie może cię zaadoptować.- Dodała po chwili.
-" Nic pani nie wie. Nie ma pani o mnie zielonego pojęcia. Nie wie pani nic, nikt nie wie, oprócz Roni, i Niko..."- Myślałam i znów w mojej głowie pojawił się ten kaptur znikający między drzewami.
Chwilę potem moim oczom ukazało się wielkie miasto. Była to chyba jego inna część, której do tej pory nie znałam.
Zdziwiłam się, gdy kobieta zaparkowała pod wysokim, przeszklonym budynkiem.
- Jesteśmy na miejscu.- Posłała mi krótki, wymuszony uśmiech i odblokowała drzwi.- Nie waż się uciekać, nie masz dokąd Różo Merl. To ogromne miasto, zbyt wielkie dla takich małych dziewczynek.Nawet na nią nie spojrzałam. Nadal wpatrywałam się w ogromny budynek. Czy tak właśnie wygląda Dom Dziecka?
Inaczej go sobie wyobrażałam. I to jeszcze w samym centrum miasta. Dziwne... Może chociaż poznam jakieś NIE dziwne osoby.
Albo nie, wolałabym nikogo nie poznawać. Wiele razy próbowałam porozmawiać z osobami z mojej klasy i to nie wypaliło. Każdy trzymał się ode mnie z daleka, oprócz mojej jedynej przyjaciółki. Nie miałam żadnych koleżanek ani kolegów. Może w podstawówce było inaczej, ale gdy poszłam do gimnazjum i jeszcze śmierć mamy... wszystko się zmieniło. Zostałam odludkiem.
- Chodź, nie mam czasu. Muszę cię przedstawić panu Fryderykowi.To dyrektor.- Kobieta pociągnęła mnie za rękę.
Szybko wysiadłam z samochodu i zabrałam swoją torbę. Lucjanna, obrzuciła mnie pogardliwym spojrzeniem.
- Coś nie tak?- Spytałam.
- Różo Merl, twój ubiór jest niestosowny. Nie możesz wejść gdziekolwiek tak ubrana.- Powiedziała i obróciła mnie w stronę drzwi czerwonego auta.
- Musimy zrobić małe zakupy.
- Jestem normalnie ubrana. Przecież...
- Żadnego "przecież". Koniec i kropeczka!- Jej słowa sprawiły, że sztywno, jak na szpilkach usiadłam na fotelu pasażera.
- Pojedziemy i zmienimy brzydkie kaczątko w księżniczkę.-Zamknęła moje drzwi, po czym odjechałyśmy.
Zaraz potem, zadzwoniła jej komórka.
- Halo...Tak...Narazie nie mogę rozmawiać. Muszę jeszcze coś załatwić...Nie, to zajmie dosłownie chwilkę...Tak...Do zobaczenia.-Szybko zakończyła rozmowę.~°°°~
- Nie, nie będę w tym chodzić! Ta spódniczka nie jest za krótka? Nie chcę tego wszystkiego, chcę SWOJE ubrania!- Protestowałam.
- To od teraz są twoje ubrania. Od dzisiaj codziennie będziesz dostawać nowy strój. Panienki w naszym Domu są eleganckie. Wyglądasz ślicznie, Różo Merl. Przejrzyj się w lustrze, no po prostu księżniczka.-Wyglądam w tym okropnie.- Stwierdziłam.
- Przyzwyczaj się, podobny ubiór będziesz miała na sobie codziennie.- Lucjanna zapłaciła za wszystkie moje rzeczy i wyszłyśmy ze sklepów. Minęło nas kilku chłopców, którzy dziwnie na mnie spoglądali.
Wzruszyłam ramionami i przestałam się tym przejmować.
Wkrótce już stałyśmy przed Domem Dziecka.

CZYTASZ
UWIERZ WE MNIE
FantasyJa zakochana?! Bzdury! - Wykrzyknęłam światu to co wciąż mnie dręczyło. Nie byłam pewna, czy moje słowa się nie różnią od tego co czuję. Zbliżyłam się do skarpy, jeszcze trochę... - Nie podchodź bliżej. - Gwałtownie się odwróciłam. Około dwóch metr...